Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taką pracę sobie wybrali, że bardzo by się przydało
Spisać testament, cokolwiek by się nie działo
Oni też mają przyjaciół, rodziny, partnerów
Choć jedną też śmierć wśród wielu sukcesów
Nie zawsze się uda ocalić swe życie
Jak przyjaźń po grób, na którym są znicze
Przyjaciela niełatwo stracić jak szansę istnienia
W której masz przecież coś więcej do powiedzenia

Na poziomie życia na Ziemi, ludzie myślą o śmierci w kryteriach czasu. Ale w pozaczasowym wymiarze, śmierć jest zaledwie zmianą w tempie podczas przemieszczania się do nowego istnienia. Tak przynajmniej uważał Will, aby podnieść się na duchu, gdy prowadzono go ciemnym korytarzem na szafot.

Teraz jest ciemno, a gdy zawisnę znów będzie ciemno, tylko, że wtedy będzie to ciemność aż do skończenia świata - pomyślał młody zwiadowca z bólem. Bał się, ponieważ nie udało mu się wziąć dostatecznej odpowiedzialności za własne życie.

I tak oto słynny w całym królestwie zwiadowca, na którego zawsze można było liczyć, zakończy swój żywot. A wrogowie Araluenu będą opijać jego śmierć, a potem położą swoje ohydne łapy na tym, co do nich nie należy, bo zabraknie bohatera.

Chociaż poprzez przebywanie z Kosiarzami Umysłów nauczył się myśleć jak oni, nie udało mu się ich przechytrzyć. Być może była to wina jego samotności, bo mężczyźni w czerni nie działali w pojedynkę, choć mogło się wydawać inaczej.

Gdyby wcześniej był przy nim Halt, wiedziałby że został oszukany. Podstęp nie był obcy zarówno Kosiarzom Umysłów, jak i zwiadowcą, którzy nauczyli się go rozpoznawać.

Will pomyślał z goryczą, że mimo tego, że nawiązując przyjaźnie, wiedział że przyjaciel jest dobrym człowiekiem i potrafił wyczuwać takie osoby, to nie obroniło go to przed Zackiem i jego pobratymcami.

Duch młodego zwiadowcy został złamany, więc jego reakcja przypominała opętanie. Will przez chwilę zmienił się pod wpływem odtwarzanych chwil z życia i nie przypominał już tego młodzieńca, którym był od ponad dwudziestu lat.

Jego twarz zalała się łzami i nie mógł stłumić głosu, wydobywającego się ze środka jego piersi. I Kosiarze Umysłów przez chwilę bali się do niego podejść, ponieważ jeszcze nigdy nie wiedzieli takiej osoby jak Will. Nigdy nie mieli takiego wroga, którego nie mogli by schwytać, ani takiego więźnia, co imitował by swoim zachowaniem opętanie.

- Doradzę ci, abyś usunął ze swojego umysłu wszystkie swoje więzi. Będzie ci łatwiej odejść. - powiedział Zack, gdy dwóch Kosiarzy Umysłów przywiązywało nogi i ręce zwiadowcy do drzew, między którymi stał.

- Co ty możesz wiedzieć o umieraniu? - zapytał Will z politowaniem. W końcu Zack nigdy nie umarł, pomimo że wielu ludzi życzyło mu najgorszej śmierci.

- Właściwie wszystko. Przestań myśleć o przeszłości, ponieważ czeka cię nowe życie w nieskończonej samotności.

- W takim razie zrobię wszystko, co w mojej mocy, by... - Will specjalnie się zawahał. - Jak to określiłeś? By z miłością oczyścić swój umysł ze związków między ludźmi, którzy mnie kochają, a których i ja kocham.

- Kochasz? Jesteś taki młody. Co ty możesz wiedzieć o miłości?

Zack dotknął swoją dłonią policzka Willa i ucałował go w czoło. Zupełnie jak matka, która przed snem żegna swoje dziecko. Zack też był czuły i delikatny, ale to tylko pozory, bo jego duchowe wnętrze było zgnite.

- Pozwól sobie odejść. Jeśli wciąż będziesz mówić o ludziach, z którymi coś cię łączyło jeszcze jakiś czas temu, to będziesz miał bolesną śmierć.

- Rozumiem, za znasz to z autopsji? - spytał złośliwie Will, drocząc się z Zackiem, który postanowił już nic nie mówić. Odwrócił się plecami, aby odejść i stać się częścią widowni.

Ostatnie minuty jego życia, jakby się zdawało, były nostalgiczne. Przypomniały mu się wszystkie przejażdżki na Wyrwiju, granie na mandoli, niedzielne popołudnia spędzone w gronie najbliższych przyjaciół i kawa. Jego życie było pasmem szybkiego ruchu, okraszonym we wspaniałe doświadczenia. Ale na sam koniec tego wspaniałego życia wszystko się zmieniło. Już nie było czasu na marzenia i fantazje. Nie było czasu na przejażdżki na Wyrwiju, granie na mandoli, niedzielne popołudnia w gronie przyjaciół i kawę.

Will wciąż nie dowierzał temu, co miło się stać. W końcu przez ponad dwadzieścia lat wierzył, że umrze ze starości przy boku Alyss. Oczywiście, był zwiadowcą i istniało ryzyko, że zostanie zabity podczas misji. Ale był świetnym zwiadowcą, więc nie mógł tak po prostu umrzeć z rąk Kosiarzy Umysłów.

- Chcesz mnie zabić? Po tym co dla ciebie zrobiłem?

Zack uśmiechnął się łagodnie. To był ten sam uśmiech, którym zwiódł już wielu ludzi, którzy stracili przez niego swe życie. Jednak Will jeszcze do nich nie należał.

- Właśnie tak. I pewnie chcesz wiedzieć jak? Nie jesteśmy łotrami, więc chcieliśmy obciąć ci głowę, ale nic jeszcze nie wiadomo na pewno. Może być tak, że najpierw obetniemy ci ręce, a dopiero potem głowę. Chcieliśmy aby twoi przyjaciele mogli to zobaczyć, ale nie możemy ryzykować, za zachowają się tak samo jak ty, opóźniając w ten sposób swoją karę śmierci.

Czas się skurczył i zmienił sposób, w jaki Will zaczął postrzegać rzeczywistość, która miała się skończyć. I właśnie miał paść cios, jednak właśnie wtedy w Willu się coś przebudziło.

- Czekaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro