Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will przykucnął i przewrócił mężczyznę na bok, prezentując na twarzy wyraz niepewności. W końcu nie wiedział co było przyczyną nagłej śmierci jego niedoszłego zabójcy. Na szczęście szybko znalazł odpowiedź na nurtujące go pytanie.

Kiedy martwy mężczyzna leżał już na plecach, z jego boku wystawała rękojeść sztyletu, który miał posłużyć za broń, którą uśmiercił by Willa i Horace'a.

Zabójca nie był martwy, ponieważ po chwili z jego gardła wydobył się zdławiony jęk bólu. Gdyby młodzieńcy odeszli od niego nim odzyskałby przytomność, najprawdopodobniej umarłby na bezdrożu.

- Nie możemy go tu zostawić. On może wiedzieć, gdzie jest Halt u Gilan.

Will trzymał już kawałek własnego materiału na ranie nieznajomego i pokiwał powoli głową ze zrozumieniem, kalkulując w myślach, czy aby nie popełni, ratując rannego mężczyznę.

- Nie musisz mi mówić - odparł, wstając z klęczek.

- Myślisz, że był sam? - zapytał rycerz, rozglądając się po ciemnościach lasu i nasłuchując podejrzanych odgłosów.

- Chyba tak - powiedział Will, czując się nieswojo. I nie zamierzał stawiać tego uczucia poza nawias. - Właściwie to mam takie dziwne uczucie.

- To znaczy?

- Nie umiem określić. Ale naprawdę dziwne.

- Co teraz zrobimy? - spytał Horacy, przyglądając się mężczyźnie, który jęczał co chwilę.

- Jak to co? - zdziwił się Will, gdyż był absolutnie pewny, że myśli przyjaciela podążają w tym samym kierunku, co jego.

***

- To nie w porządku! Protestuję! To się nie uda! Jak niby chcesz go odratować! Chcesz zabrać go do Malcolma?

Zwiadowca przewrócił oczami, korzystając z okazji, iż było ciemno. Uważał, że jego towarzysz wystarczająco narobił hałasu.

- Chcę zabrać go dokądkolwiek - wyjaśnił spokojnie Will, nie mając w zanadrzu innego planu. Lecz  najwyraźniej jego przyjaciel nie podzielał zachwytu jedynym pomysłem, jaki się trafił w kryzysowej sytuacji. - Oddycha?

Horacy nie był pewny. Dlatego sprawdził puls, częstotliwość i jakość oddechu. Tym razem to on czuwał przy rannym zabójcy, podczas gdy Will stał już gotowy do drogi.

- Ledwo dycha - skomentował ze zrezygnowaniem w głosie. Sytuacja w jego mniemaniu była bez nadziei. - Nadal jest nieprzytomny. Chyba umiera. Stracił już tak dużo krwi i wciąż krwawi. Nie mogę tego zatamować.

Will wiedział, że tajemniczy mężczyzna walczy ze śmiercią, zanim został o tym głośno poinformowany.

- Zostań tutaj. Ja wracam do gospody. Poproszę właściciela o wskazanie kierunku. Założę się, że nie masz przy sobie mapy?

Horacy pokręcił głową, ale zdał sobie sprawę, że przyjaciel może nie dostrzec tego ruchu, więc pospieszył z odpowiedzią.

- Nie - odparł, lecz nie to było problemem. - Will, on najprawdopodobniej tego nie wytrzyma. Tracimy tylko czas. Nie możesz po prostu znowu czegoś wyśnić?

Will miał łzy w oczach. Przechodzenie do stanu, w którym widział rzeczy, które miały swoje odbicie w rzeczywistości, często było przykre. Nie tylko że względu na wizje. W dodatku panika przyjaciela przechodziła na niego.

- Nie, Horacy - powiedział Will piskliwym głosem, kiedy jedna łza spłynęła mu po policzku. Czuł, że bez Halta stał się całkowicie bezradny i bez wsparcia. - Ja nie czuję się przez to najlepiej. To nie jest takie łatwe jak myślisz.

Horacy rozumiał. Słyszał jak głos jego przyjaciela załamuje się przy wypowiadanych słowach. To dało mu do zrozumienia, jak naprawdę może czuć się Will.

- Will nie możemy się teraz rozdzielić. Ktoś wciąż może na nas czyhać w lesie. Jeśli się teraz rozdzielimy, to i my możemy nie przeżyć tej nocy.

- Idę - powiedział niewzruszony Will, dopóki miał w sobie jeszcze odwagę, by zrealizować to, co zamierzał zrobić. Odwrócił się i zaczął iść przed siebie, jednakże zatrzymał go głos Horace'a, który go wołał.

- Will! Czekaj! Will... - Rycerz nie był pewny jak obecną sytuację ubrać w słowa. - On nie żyje. Straciliśmy szansę na dowiedzenie się, gdzie są Halt i Gilan.

Krótki rozdział, ale lepsze to niż nic.;)
Jedna doba jest zdecydowanie za krótka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro