Rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rycerz wsparł swojego przyjaciela pod ramię, a drugą ręką objął go w pasie trzymając dłoń na dłoni zwiadowcy, który przytrzymywał do boku nasiąknięty krwią materiał. Will nie miał zbyt wiele siły. Utracił ją wraz z krwią.

- To musi być dobre rozwiązanie - dobiegł Horace'a głos Malcolma rozmawiającego z samym sobą, w
chwili gdy wstępował wraz z przyjacielem do komnaty. Widząc, że uzdrowiciel patrzy na niego z podniesioną głową, odezwał się:

- Potrzebujemy pomocy. Will został ranny. Jesteśmy tu tylko dlatego. Później nie będziemy ci przeszkadzać.

Zwiadowca zauważył, że stoły mogłyby ugiąć się pod ciężarem licznych specyfików, które uzdrowiciel zabrał ze sobą do zamku. A łóżko musiało być od dłuższego czasu nieużywane.

- Nie mów tak, bo będę niezadowolony. W ogóle mi nie przeszkadzacie. Byłem tylko trochę zajęty, ponieważ coś trzeba robić.

- Czyżbyś pracował nad rozwiązaniem dla mnie? - zapytał zwiadowca z szerokim uśmiechem na skrzywionej twarzy, zupełnie jakby coś go dręczyło.

Uzdrowiciel skinął głową.

- To prawda, Willu. Pracowałem. Przy tym potrzeba wielu starań.

Will spojrzał na Malcolma i poznał, że wie dokładnie, jaka nurtuje go myśl.

- Spokojnie, Malcolmie. Horace już wie. - Mówiąc to, spojrzał się na przyjaciela wciąż się uśmiechając pomimo bólu, który nie ustępował.
Horacy nie odezwał się na to ani słowem

Will jęknął z bólu, nim odparł z rozbrajającym uśmiechem:

- Opatrzysz mnie?

Kilka minut później Horacy kręcił się niespokojnie,czekając aż Malcolm zszyje ranę zwiadowcy i obwiążę go faktycznym bandażem, ponieważ peleryna zupełnie się do tego nie nadawała. Patrzył na Willa i myślał o jego zranieniu. Obwiniał się.

- Boli cię? - zapytał Malcolm, zakładając Willowi czysty bandaż.

- Tak - powiedział z kwaśną miną. - Ale to nic.

- Jesteś silny. Już wiele razy widziałam jak człowiek wykrwawił się na śmierć.

- Pocieszające - mruknął Will z bladym uśmiechem. - Dziękuję Malcolmie, że przyjechałeś ze mną do zamku. Jestem ci bardzo wdzięczny za terapię,  współpracę i dzisiejszą pomoc.

Malcolm machnął niedbale ręką, jakby chciał powiedzieć, że nie uczynił przecież nic wielkiego.

- Drobiazg.

***

- To już niemal cały dzień - powiedziała Alyss udręczonym głosem, idąc samotnie przez korytarz.

Will potarł zmęczone oczy.

- Mam ochotę się położyć - powiedział bez wstępu, idąc z przyjacielem ramię w ramię po mrocznym korytarzu.

- Wszyscy już śpią. Nie słychać żywej duszy. Ja też powinienem się położyć.

- Zobaczymy się jutro.

- Oczywiście, Willu. Pilnuj się. Życzę ci dobrej nocy.

Alyss na ten dźwięk zamarła. Przeszła jeszcze kilka kroków i zobaczyła swojego zwiadowcę.

- Spodziewałaś się, że wrócę dopiero za kilka tygodni? - zapytał z lekkim uśmiechem, gdy Horacy pomachał przyjaciołom na pożegnanie i zniknął za drzwiami komnaty.

Alyss uśmiechnęła się, słysząc głos Willa. Nie był już tą samą bladą, milczącą zjawą, jaką zapamiętała sprzed kilku dni i tygodni, zanim wyjechał do Malcolma.

Zbliżyła się do niego powoli, cały czas bacznie mu się przypatrując. Chciała go przywitać, ale ten ją od siebie odsunął. Spojrzała na niego zaskoczona, potem zaczerwieniła się i odsunęła od niego. Była
teraz daleko od niego.

- Przepraszam - szepnęła. - Nie wiem, co robić.

Zaklął, zły na siebie za to, że nie panował nad sobą. Miał zamknięte oczy, ale wyobraził sobie, jakim zdziwionym wzrokiem musi teraz na niego spoglądać. Uniósł zmęczone powieki.

- Przepraszam. To ja nie... nie wiem, co się ze mną dzieje - wyszeptał.

- Nic się nie stało...

- Alyss - powiedział cicho. - Zbliż się do mnie.

Przygarnął ją do siebie, pochylił się nad nią i delikatnie pocałował w usta.

Nie boli - myślał, gdy oderwał wargi od jej ust.

Pocałował ją delikatnie i nie wypuszczając jej z objęć, przestał myśleć. Stracił z oczu cały świat. Dotknął dłonią jej policzka, a wtedy poczuł jej łzy

***

Powróciła do komnaty, w której paliło się kilka świec i czekała. Dochodziła już północ, gdy Alyss pojawiła się po cichu i milcząco przyłożyła swoją drżącą dłoń do czoła jęczącego przez sen Willa.

- Masz gorączkę? - zapytała domyślnie, aby później móc samemu sobie na to odpowiedzieć. - Tak. Wysoką gorączkę. Zasnąłeś w gorączce. Zrobię ci herbaty lipowej. Nie trzeba nic więcej. Wiem, co mówię.

***

Poczuł jak woda oblewa mu mięśnie, jak łagodzi zmęczenie i ochładza organizm. Wilgotny materiał na jego czole zmienił się jeszcze kilka razy.

Uniósł głowę i dotknął wargami brzegu kubka. Wywar, który podała mu Alyss był już ostudzony. Przez chwilę przypatrywał się, jakby jej nie poznawał. Potem skrzywił twarz w pełnym goryczy uśmiechu.

- Dziękuję.

Will poczuł rozdzierający ból i przez chwilę nie był w stanie w ogóle mówić. Czyżby Alyss dotykała już jego rany? Czyżby się domyśliła?

- Wiesz dlaczego dostałem gorączki?

Alyss potrząsnęła przecząco głową i powiedziała z głębokim przekonaniem:

- Nie, ale wiem jak ją obniżyć. Co się stało, Willu?

- Nic ważnego, Alyss - szepnął, trzymając ją za dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro