Rozdział X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will miał zły sen. I właśnie przypomniał sobie wydarzenia minionego dnia. Dotknął dłonią zroszonego czoła i przebudził się natychmiast, przypominając sobie o przespanej szansy na kolejne uzdrowienie. Nie poprawił jednak swego błędy. Był zmęczony. Jednak na nic nie musiał czekać. Skupił całą swoją uwagę na ciemności. Był niemalże wykończony, dlatego zasnął błyskawicznie.

Wtedy stało się coś niesamowitego. I Will pokochał ten obiektywny stan. Kilka lat temu wywiódł go z rozprzężenia duchowego. Pomimo tego, iż poddał się leczeniu u Malcolma, nie uchroniło go to od głębokiego przygnębienia. Lecz teraz czuł jedynie podniecenie nadchodzącą chwilą i spotkaniem z nauczycielami.

Usiadł na łóżku, nie oglądając się za siebie. Pomyślał o swoich przyjaciołach i momentalnie poprzez ciemność odnalazł godność jedynego z nich. Stał na wieży i podziwiał to, co mogło istnieć tylko w jego głowie.

Wszystko to, co tu się dzieje to prawda. To najszczersza prawda - pomyślał Will pełen pasji.

Tylko nocą niebo było jak dawniej, strojone gwiazdami i wyraźnie rzucającym srebrnym pasem księżycem. Tylko wtedy kolory były prawdziwe, a powietrze zdrowe. Lecz w ciemności nic nie można było zobaczyć. A ta noc była wyjątkowa. Jedyna z tych nocy od kilku miesięcy, kiedy Will był nie był bezsilny, choć od bardzo długiego czasu penetrował głębie swojej świadomości w poszukiwaniu odpowiedzi na negatywne emocje.

***

Gdy obudziła się o brzasku, jej wzrok przykuło różowe światło, dochodzące do komnaty przez otwarte okiennice. Poruszyła się, a wtedy się zorientowała, że leży przytulona do Willa i z głową wspartą na jego piersi, a on obejmował ją jedną ręką w tali. Przebudziła się do końca i zaczęła odtwarzać wydarzenia poprzedniego wieczoru. Rozmyślając o pewnych sprawach, głaskała zwiadowcę po ramieniu, czując pewne niezadowolenie.

- Nie śpisz? - zapytała zdumiona, gdy spostrzegła, że Will obserwuje ją z pół przymkniętych powiek.

- Nie - odparł, starając się nie poruszyć. - O czym tak myślisz?

- Tak dalej być nie może. Muszę się dowiedzieć - powiedziała żywo.

- Dlaczego? - zapytał, ściskając ją mocno za rękę.

- Zawsze omijasz ten temat szerokim łukiem. To naprawdę bardzo dziwne.

- Nie pytasz o nic, po prostu wspierasz - szepnął, przypominając sobie rozmowę z Haltem, a następnie podniósł nieco głos, aby Alyss go lepiej zrozumiała. - Trzymaj się z dala od rzeczy, które cię nie dotyczą - powiedział stanowczo, patrząc jej w oczy, gdyż jątrzyło się w nim tak długo, tak długo zżerało go od środka, że musiał wreszcie wszystko z siebie wyrzucić.

- No tak, oczywiście, bo czemuż by nie - obruszyła się i odwróciła głowę.

Will uważnie ją obserwował. To, co wcześniej dostrzegł na jej twarzy, to było... zaskoczenie?

- Przestań już o tym myśleć.

Na powrót spojrzała na niego zaniepokojona. Przez chwilę leżała jak bez zmysłów, wtulając głowę w jego tors.

- Nie daje mi to spokoju - odpowiedziała szczerze.

- Gdybym chciał żebyś wiedziała, to bym ci powiedział.

Nie powiedziała nic. Dotknęła dłonią czoła Willa. Uspokoiła się trochę, gdy poczuła, że nie ma gorączki.

- To, co zrobiłeś nie ma dla mnie znaczenia. Ale chciałbym wiedzieć, co cię tak przygnębiło. To dwie różne sprawy, a ty zachowujesz się jakbyś o tym nie wiedział.

- Czasem naprawdę nie podoba mi się, że twój umysł działa aż z taką bystrością.

- Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, co cię dręczy, to dlaczego przynajmniej nie powiesz, o co mniej więcej chodzi.

- Jeśli zwiadowca nie ma własnej wolności, nie ma niczego. Nawet jeśli ma żonę.

- Dlaczego więc się ze mną ożeniłeś. Czy miałeś poczucie winy, kiedy zgodziłaś się zostać moim mężem. - Ostatnie zdanie prawie wykrzyczała.

- Chciałem ofiarować ci cały świat. Zresztą od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Tylko ty wszystko komplikujesz.

- Ty mnie nie kochałeś - wyznała nagle Alyss tępym, słabym głosem.

- Nie chciałem sprawić ci przykrości. Może brzmi to banalnie, ale to oczywiste, że cię kocham.

- To o co w tym wszystkim chodzi.

- Ależ proszę bardzo, powiem ci. Nie jestem z tego dumny, ale skoro nalegasz. Prawda jest tego, że jeszcze nie wiem, co się ze mną dzieje.

- Doskonale zdaje sobie sprawę, że wiesz, że to nie jest cała prawda - podsumowała z niezadowoleniem Alyss.

- Narazie tyle musi ci wystarczyć. Poczekaj, a wkrótce dowiesz się wszystkiego. - Puścił jej dłoń.

- To wspaniale. - Gdy to mówiła, zeskoczyła z łóżka. Will bardzo ją skrzywdził. Czując na sobie jego uważne spojrzenie, Alyss zmieszana chciała się zakryć jego peleryną przewieszoną przez oparcie krzesła, ponieważ miała na sobie tylko prostą, białą koszulę. Tak też uczyniła. Szarpnęła peleryną i zarzuciła ją sobie na ramiona.

- Dokąd idziesz? - zapytała Will i z zapartym tchem czekał na odpowiedź. - Jak długo cię nie będzie?

- Nie podoba mi się, że mi nie ufasz. Robię wszystko, abyś zrozumiał... - nie dokończyła, ale zamiast tego, powiedziała - Oko za oko.

Jak długo jeszcze będzie to przeżywać? - pomyślał Will.

Kiedy Alyss wyszła z komnaty, oboje tonęli wręcz w ogromnym poczuciu winy. To wszystko nie wyglądało dobrze.

Kurierka wyszła, a właściwie wybiegła z zamku, jakby ktoś ją gonił. Wyprowadziła swojego wierzchowca z królewskiej stajni i pomyślała, że spieszy jej się do tajemniczej rozwaliny, stojącej samotnie poza murami zamku Araluen. Nie odczuwała potrzeby wyjaśniania komukolwiek powodu zniknięcia. Poprostu była tym wszystkim zmęczona. Jednak zanim udała się tam, gdzie miła ochotę się pojawić, pomyślał że warto by było udać się w jeszcze jedno miejsce.

***

Alyss zaczęła chodzić nerwowo po zawiłej, ponurej rozwalinie. Wypełniałyją czarne i dziwnie żywe cienie. Każdy jej krok odsyłał ją coraz głębiej w przygnębiający mrok. Były w jej życiu momenty, gdy nienawidziła mroku. Wiedziała doskonale, jak to jest, kiedy owładnie ludzką duszą. Wyjrzałaprzez okno na piękny księżyc i las za ruinami lśniącymi w jego poświacie.

- Już wkrótce noc tak jak dziś napełni mnie swoją magią. - Jej policzki uniosły się w szczerym uśmiechu, ponieważ wiedziała że wszechświat ją kocha i chroni.

Okładziła dymem z szałwi wszystkie mroczne korytarze. Otworzyła krąg w środkowym pomieszczeniu. Wzięła roślinę w dłonie i skupiła się na tym, jak łączy ją z wszechświatem. Wyobraziła sobie jak energia rośliny wypełnia jej serce, a korzenie wyrastają ze stóp i wracają w ziemię.

Kobieta, która przyglądała się całemu incydentowi, klasnęła tylko w dłonie.

- Masz świetne wyczucie czasu - powiedziała beznamiętnie Alyss, nie przerywając swego rytuału.

Z perspektywy czytelnika może się wydawać, że fabuła ciągnie się jak flaki z olejem, ale ja jako autor wiem, że nie nie mogłam pewnych spraw obejść i przyspieszyć. Wszystko to co przedstawiam, musi się pojawić. Taką mam wizję i ciszę się przeogromnie, gdy ktoś mnie w tym wspiera.
Zembolog to moje podziękowanie dla ciebie, bo w głównej mierze to ty mnie wspierasz, bez względu na to jak rozdział uda mu się napisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro