Rozdział XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will spojrzał na most ponad rzeką i ujrzał znajomą twarz. Nie czekał. Miał w zwyczaju przebywać blisko swego byłego mistrza. Młodszy zwiadowca chętnie szukał jego towarzystwa. Tym bardziej, że Halt ostatnimi czasy wyglądał jakby szukał jakiejś ucieczki od świata realnego. Był człowiekiem obojętnym i samotnym, zaś Pauline zbyt zamyślona i smutna, aby okazać większe zainteresowanie stanem emocjonalnym męża. Halt i Will zaprzyjaźnili się dawno temu. Była to jedna z tych rzeczy, jakie dzieją się bez potrzeby wyjaśniania, bez logicznej przyczyny.

Kiedy młodszy zwiadowca pojawił się na moście, z niezrozumiałych względów nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Czuł ucisk w sercu.

- Jak będziesz tu tak stał, to czasami ktoś cię zobaczy - powiedział cicho Will, aby nie przestraszyć swojego przyjaciela.
- Co takiego? - odparł Halt, udając iż nie rozumie tego, co mówi do niego były uczeń.

Will wzruszył niedbale ramionami.

- Jutro wyjeżdżamy na Zlot - powiedział tak po prostu.

- Wiem o tym. To już ten czas? - przemówił głosem pełnym niedowierzania.

- Tak - przytaknął Will.

Na dźwięk jego głosu, Halt odwrócił głowę. Wciąż stał nieruchomo, oparty o barierkę.

- Uwielbiasz zloty prawda? - Spojrzał zaciekawiony, lecz już po chwili dodał. - To tak jak ja. Chociaż teraz to co innego.

Will usłyszawszy to, poczuł wielki żal.

- Halt, muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego, ale narazie nie będę wdawał się w szczegóły. To coś ważniejszego niż przyjacielskie słowa otuchy.

Im dłużej czekał tym bardziej robiło mu się gorąco. Wciąż nie wiedział, czy chce poruszać temat, który był dla niego niewygodny. Ale Haltowi mógł przecież ufać...

- Ostatnio nie czuję się zbyt dobrze. Mój stan zaczyna mnie ostatnio niepokoić.

- A więc powinieneś coś z tym zrobić - odpowiedział jakby nieobecny myślami, po czym ponownie przybrał swój zwykły, ponury wyraz twarzy, wpatrując się z napięciem w krajobraz przed sobą. - Nie powinieneś tracić czasu. Wyglądasz na zmęczonego i przepracowanego.

Will zastanawiał się w ciszy, co jeszcze powinien zrobić lub powiedzieć. Wahał się, próbował wyczuć odpowiedni moment...

- Chciałbym, ale teraz nie mogę.

- Nie byłbym tego taki pewien - powiedział Halt. Wciąż wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. - Ty od jakiegoś czasu umierasz. Mi samotność zaczyna doskwierać coraz bardziej. I cóż z tym wszystkim począć? Co robić?

Will pomyślał, że to przecież śmieszne. Skarcił w myśli samego siebie, ponieważ zauważył że tylko pogorsza sprawę. Nie bardzo wiedział jak ma dalej poprowadzić rozpoczętą rozmowę. W końcu zrozumiał. Halt tęsknił za życiem jako niezależny zwiadowca.

- Wybacz mi za moje zachowanie. Nie jestem pewny co robię... - powiedział niepewnie, wybijając spojrzenie w ziemię i starannie skrywając zakłopotanie.

Starszemu zwiadowcy udało zyskać się niejasne wrażenie, że Will podejmuje próby mające na celu polepszenie mu humoru.

- Nie mogę uwierzyć w to, co się stało odkąd tutaj jestem. Niegdyś dałeś mi nowe życie. To dług, którego nigdy nie będę w stanie spłacić.

- Jest to całkiem możliwe. Choć przypuszczam, że właśnie po to tu przybyłeś.

Will zirytował się. A irytacja przybierała na sile.

Tak. To jest powód mojego przybycia. A jaki inny mógłby być? - zapytał Halta w myśli.

- Dzięki, Halt. Nie wiem co bym zrobił bez twojego pragmatycznego podejścia i cudownego poczucia humoru.

Halt słysząc to, uśmiechnął się lekko. Szczera troska i ciepło okazywane przez wychowanka, zmieniły jego nastawienie. Wyciągnął do Willa obie ręce i ujął jego dłoń, zamykając ją pomiędzy swoimi. Uścisnął lekko i wypuścił.

- Jestem z ciebie dumny.

Na twarzy Willa odmalowało się zaskoczenie. Rozdziawił lekko usta i spojrzał na niebo. Nie był ranny, ale nagle doznał silnego wstrząsu. Zdanie, które wypowiedział straszy zwiadowca, było przepełnione ciepłem. Każde zawarte w nim słowo znaczyło dla Willa o wiele więcej niż cokolwiek w życiu. Skąd mógł o tym wiedzieć, skoro były mistrz nigdy mu o tym nie mówił? Był rozdarty pomiędzy chęcią pozostania i odejścia. Młodszy zwiadowca musiał się pilnie odwrócić. Bez specjalnego powodu stwierdził, że powinien odpocząć.

Witajcie. Nie byłam pewna, czy zdążę dokończyć rozdział. Ale dałam radę. Skończyłam go. I to dość szybko. Dziękuję, że gwiazdkujecie i komentujecie. To wiele mi daje. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro