Rozdział 17 - Niepopełniony błąd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Dał radę przyzwyczaić się do obecnej sytuacji. Kłamstwo przychodziło mu już zdecydowanie łatwiej, niż na początku - tym bardziej, że Jenny przestała go o cokolwiek podejrzewać. Na spokojnie mógł ćwiczyć w trakcie treningów, a w wolnym czasie myśleć nad wypędzeniem ducha. Tak powinno być od początku.

   Nie trudno jest domyślić się, że prześladujący go duch, wciąż za nim podążał. W końcu nie wydarzyło się nic, co mogłoby doprowadzić do jego zniknięcia. Duch wciąż pojawiał się obok niego, ale 3 miesiące temu Will coś zrozumiał.

   Prześladowca nie zamierzał mu zrobić krzywdy. Brunet nie poznał jeszcze powodu tego braku przemocy, ale był tego bardzo bliski. Był przekonany, że ma to jakiś związek z walką jego dziadka i tego ducha - gdy ten jeszcze był żywy - w przeszłości. Wiele razy przeglądał różne książki i poznawał historię, aby coś odkryć, ale bez skutków. Historii tych dwóch postaci na próżno było szukać gdzie indziej. Wszystko znajdywało się w tej jednej książce - i wcale nie było tego wiele.

   Już od dawna na pamięć znał ich historię, ale teraz był już prawie w stanie ją całą zacytować słowami z księgi. Każde wieczory spędzał na potajemnym studiowaniu tych samych zdań. Wciąż wydawało mu się, że tam było coś na co on nie zwrócił uwagi. I to przeczucie nie znikało.

   Teraz znowu w ciszy, przy małej świeczce, czytał ten sam tekst. I znowu nic nie znalazł. Zirytowany opadł w tył na poduszkę, a swój wzrok pokierował w stronę okna. Nie zobaczył ducha, ale był pewny, że on gdzieś tam był. Musiał tam być.

   Jeszcze chwilę tak leżał, spoglądając w ciemność za oknem, aż w końcu podniósł się na nogi i pomimo później godziny złapał swój płaszcz i wyszedł z swojego pokoju. Musiał być naprawdę ostrożny. W pokoju obok, niecały metr dalej, znajdował się Halt, który umiejętności zwiadowcy opanował do perfekcji. Każdy najmniejszy szmer mógł go obudzić - o ile już się to nie stało.

   Te niecałe dwa metry pokonywał tak ostrożnie i powoli, jak nigdy wcześniej. Serce dudniło mu w piersi, jakby od tego zależało jego życie... w sumie pewnie tak było. Gdyby Halt go teraz nakrył to zaczęłyby się pytania, a Will nie miał pomysłu na żadną sensowną odpowiedź. Ostatecznie jego mistrz zacząłby coś podejrzewać i w końcu wyciągnąłby z niego całą prawdę - choć pewnie znowu, by w nią nie uwierzył.

   Pomimo że duch pozostawał bierny w działaniach to Will wciąż pamiętał jego groźby sprzed paru miesięcy. Już raz powiedział wszystko i Halt wciąż żył, ale to nic nie znaczyło. Mogło już nie być drugiej szansy i tym razem powiedzenie prawdy mogło mieć katastrofalne skutki.

   Dopiero po oddaleniu się na odległość pięćdziesięciu metrów od chatki pozwolił sobie na bieg. Dopiero na tej odległości mógł już się bezpiecznie i swobodnie przemieszczać. Pewnie w tej chwili przeceniał umiejętności mistrza - w końcu nawet on nie usłyszałby zwiadowcy, skradającego się z odległości nawet trzydziestu metrów - jednak w tej chwili nie było to ważne.

  Udało mu się opuścić chatkę i mógł kierować się dalej przed siebie.

  Po jakimś czasie dotarł do miasta i zniknął pomiędzy budynkami. Nocami na ulicach Redmont nie było nikogo, dlatego skradanie się nie było potrzebne, ale on wolał dmuchać na zimne. Lepiej było zastosować większe środki ostrożności, niż dać się złapać. Normalnie, idąc miastem w takich ciemnościach i ciszy, czułby wielki strach, ale ostatnie miesiące życia z widmem sprawiły, że ta sytuacja wydawałaby mu się w sumie nawet normalna.

   Co nie oznaczało, że już niczego się bał. Miał gdzieś z tyłu głowy, że zaraz jakiś złodziejaszek może go napaść albo Halt wyjść zza rogu, ale w danej chwili go to po prostu aż tak nie stresowało.

   Przed sobą zobaczył w końcu swój cel. Przypomniał sobie, że kiedyś mówił Jenny, by tu nie przychodziła, a teraz on sam w środku nocy musiał zignorować swoją radę. Tym bardziej, że pewnie ta kobieta i tak spała. Więc musiał niestety zignorować wszystkie resztki swojej godności i włamać się do domu egzorcystki.

   Nie bez powodu odradził Jenny przychodzenia tu. Mieszkająca tam kobieta nazywała się Kathrin. Z powodu wybranego przez siebie zawodu ludzie ją unikali i umiejętności walki z demonami zaczęła jej doskwierać samotność, ponieważ ludzie zaczęli ją unikać - a jak wszystkim wiadomo, ludzie bywają bardzo naiwni i przesądni. Do tego wybrała sobie chyba najspokojniejsze lenno w całym Araluenie, ponieważ tutaj przychodziło do niej naprawdę niewiele osób i najczęściej tylko po to, by kupić krzyż albo ciasteczka.

   Kathrin była już po rozwodzie - jej były mąż, wysoki brunet z brązowymi oczami, nie dał rady wytrzymać z jej ciągłymi fantazjami o duchach. Przez ślubem wydawało mu się to zabawne i ciekawe, ale potem było już tylko męczące. Faktycznie mówiła bardzo dużo. Kiedy już zaczęła, nie dało się jej zatrzymać.

   Will był tam już około dwa razy. Z oczywistych powodów - wszyscy oskarżali zwiadowców o używanie czarnej magii, więc raz czy dwa musiał się zjawić u egzorcysty, który udowodni naiwnemu mieszkańcowi, że to kłamstwo. Najczęściej zostawał tam jeszcze trochę, by porozmawiać z Kathrin. Mówiła mnóstwo, ale była miła, dlatego lubił ją i uznawał za swoją znajomą. Aczkolwiek wciąż odradzał komukolwiek trzymania się blisko jej.

  Kiedyś opowiedziała mu historię o dwóch duchach, które czają się blisko jej domu. Nie była w stanie ich odgonić, a one z powodu wielu talizmanów nie były w stanie się do niej zbliżyć. Dlatego też musiała prosić dzieci, by robiły dla niej zakupy. Zawsze dawała im srebrną monetę i mówiła, co mają kupić, a wszystko co zostawało pozwalała im sobie zabrać. Nikt w sumie nie wiedział skąd miała pieniądze. Will widział już cenę jej usług egzorcystycznych i mała to ona nie była, ale nie sądził, by nawet tyle pieniędzy, jeśli dostawał je raz na rok, mogło jej wystarczyć... Chyba, że wszystkie dochody miała ze sprzedaży ciastek (tylko ile te ciastka musiały kosztować).

   Ku swojemu zaskoczeniu, będąc przed chatką faktycznie zobaczył dwa duchy. Jakiegoś mężczyznę i kobietę - łatwo mógł się domyślić, że pewnie byli to rodzice Kathrin. Ukłonił się w ich kierunku i znowu się zdziwił, kiedy ci odpowiedzieli mu uśmiechami  ruchem głowy. Następnie odwrócili się i zniknęli między drzewami.

  Will zaśmiał się ponuro i ruszył w stronę drzwi. Czyli teraz rozmowa z duchami stała się już chyba moim zwyczajem, pomyślał. Pięć minut później był już w środku chatki. Musiał przyznać, że Kahtrin miała dużo zamków i różnych zabezpieczeń przed włamaniami.

   Westchnął cicho, po czym wyprostował się i ruszył wzdłuż ściany.

 -Teraz najtrudniejsza część misji - mruknął cicho pod nosem i ruszył w kierunku pokoju Kathrin. Zastanawiał się tylko ile zajmie mu obudzenie jej. Ponownie westchnął. Nie sądził, że wyrobi się przed świtem.

...

Wyrobiłam się? Jest mniej niż 6 miesięcy? :D

  Witajcie ludziska! Ta akcja się tak trochę ciągnie, ale spokojnie - już zbliża się kulminacja i moment kiedy wszystkie wątki będą mieć jakiś sens (np. no nie wiem, Jenny była u Kathrin i w sumie tyle, po nic tam była - zobaczycie, że nie :D)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro