Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak się mógł spodziewać - jego konia nie było tam gdzie go zostawił, a na ziemi leżał jedynie przecięty sznur. Już zdążył zapomnieć, że w tym kraju żyło pełno przestępców tylko czekających na jego błąd.

-Szlag - powiedział opierając się o drzewo. Spuścił głowę w dół - Szlag... - powtórzył ciszej.

Nieznajomy Jeff i podejrzana karczma...

Uciekł stamtąd choć nie zapowiadało się na to by zamierzali zrobić mu coś złego. A nawet więcej - był tego pewny. Aczkolwiek oglądanie ich jak śmieją się z popełnionych zbrodni, jak robią z tego jakiś niewinny żart, było dla niego aż nazbyt obciążające i bolesne.

Kradzieże i napaście nie były czymś godnym wyśmiania. Usłyszał tylko winy dwóch osób, a ich tam było o wiele więcej. Kto wiedział jakich przestępstw dokonali inni?! Ci dwa umięśnieni faceci co nosili go na prawo i lewo byli pewnie dawniej jakimiś piratami albo bandytami. A ten cały Jeff? Tak miło wyglądający ludzie na ogół mieli za sobą najmroczniejsze czyny. Ile osób doprowadził już do łez? Ile osób straciło przez niego domy? Majątek? Ilu osobom zdążył już odebrać życi-

-Ha... - mruknął na własne myśli - Ty to akurat nie masz prawa nikogo osądzać...

Podniósł głowę i spojrzał na czyste niebo. Jaka ironia losu... Zauważył, że za każdym razem gdy miał fatalny humor na niebie była piękna pogoda. Nie wiedział czy to jakiś znak od natury by się rozchmurzył czy może po prostu wredota świata.

Rozglądnął się na około po czym ruszył w stronę ścieżki by wrócić do swojej chatki. Cóż innego mógł zrobić... Nie miał konia, więc musiał wrócić pieszo. Inaczej musiałby spać pod drzewem, ale już parę godzinny spacer był naprawdę lepszy od tego. Jednak kiedy spojrzał w stronę miasta zauważył jakiś ruch obok ściany jednego budynku. Odruchowo sięgnął za plecy po strzałę, a drugą rękę w dół do drzewa by podnieść z ziemi swój łuk. Zaskakująco - nic nie znalazł.

Westchnął cicho pod nosem i powiedział:

-Mógłbyś mnie zostawić? - Jeff ruszył w jego stronę i uśmiechnął się - Jak długo tam stałeś?

-Dłuższą chwilę - stwierdził już z powagą - Stwierdziłem, że dam ci chwilę dla siebie...

-Nie potrzebuję twojego towarzystwa - odparł Will gniewnie. Jeff podniósł ręce w obronnym geście.

-Spokojnie, po co te nerwy? - spytał ironicznie.

-Ja wcale nie--- Dopiero wtedy się zorientował, że był cały spięty, a jego dłonie były już zaciśnięte w pięści. Odetchnął głęboko i rozluźnił się.

Od kiedy to tak łatwo wpadał w gniew?

-A jednak... - rzucił Jeff.

Will odwrócił głowę w drugą stronę, a Jeff przyglądał mu się przez kolejną chwilę. Trwała między nimi cisza.

-Kradzież? Napaść? Znęcanie się? Kradzież?

-Już to mówiłeś, wciąż nie.

-To co zrobiłeś w takim razie? - spytał Jeff. Will machnął rękoma i poirytowany obrócił się w jego kierunku.

-Ty myślisz, że to jakiś żart? - spytał gniewnie - Wszyscy zachowujecie się jak w jakimś kabarecie, a przecież mówimy tu o poważnych przestępstwach! ,,25 lat w więzieniu", ,,nie martw się miałem podobnie", ,,morderstwo"? Czy wy wszyscy naprawdę myślicie tak niewiele o ludzkim życiu? Może wy spędziliście swoje lata w więzieniach czy gdzieś tam indziej, a za kratkami was karmią, a skąd wiesz, że okradziona rodzina będzie mieć pieniądze, by te 25 lat przetrwać? Zabijesz jedną osobę, która może okazać się czyimś ojcem, synem, wnukiem, bratankiem... Tobie naprawdę wydaje się to śmieszne? - Jeff w ciszy wysłuchiwał wyrzutów Willa, jakby był już do tego przyzwyczajony. Gdy Will w końcu ucichł potarł dłonią kark i westchnął głośno jakby zbierał myśli.

-Słuchaj - odparł w końcu - Ci ludzie po popełnionych przestępstwach zostali wyrzuceni z domów, ich rodziny się ich wyrzekły...

-No i dobrze.

-Wysłuchaj mnie do końca - poprosił Jeff twardo - Evan należał do bandytów napadających na konwoje kupieckie. Za którymś razem jednak w końcu go złapano. Jego rodzina żyjąca do tego czasu w dostatku od razu się go wyrzekła, a on po 10 latach wyszedł z więzienia. Nie miał gdzie wrócić... Nie myśl też, że te przestępstwa robił z myślą o rodzinie. To prawda, że ona nieświadomie z tego czerpała, ale nie robił tego by im pomóc. Aczkolwiek po spędzeniu tyle czasu za kratkami postanowił się zmienić. Dlatego do nas dołączył.

-I myślisz, że to w jakiś sposób zadośćuczyni tym wszystkim ludziom?

-Najprawdopodobniej nie, ale może w przyszłości pozwoli pomóc innym. - Will prychnął.

-Najpierw pomyśl o tych co już coś stracili.

-Prawdą jest, że nie możemy pomóc wszystkim.

-Więc pomagajcie temu komu powinniście. - Cisza. Jeff zaśmiał się ponuro. Rozmowa z tym dzieciakiem nie była wcale taka prosta.

-Powiem ci to inaczej... Przynajmniej zdecydowali się przestać szerzyć te szkody. Jeśli ktoś z nich okradł 15 osób to niech tylko te 15 osób już cierpi, niż kolejne dziesięć razy tyle. Wybacz, ale na to ciężko mi cokolwiek poradzić - wyjaśnił. Will spuścił wzrok.

-Co wciąż nie oznacza, że możecie z tego robić kabaret...

-Nie robimy.

-Pf... - Will znowu poczuł wielką irytację - Tia, to jak inaczej chcesz to nazwać?

-Wszystko zaczyna się od pogodzenia się z przeszłością - wyjaśnił Jeff tym samym spokojnym głosem - Choć powiem ci szczerze, że mi też nie do końca się to podoba - dodał aktorskim szeptem. Były zwiadowca spojrzał na twarz mężczyzny.

-Mam dla ciebie propozycje - zaproponował Jeff - Spędź z nami 2 miesiące. Przychodź do naszej karczmy codziennie. Nie musisz tam siedzieć cały dzień, tyle ile chcesz. Po tym czasie sam zdecydujesz co chcesz zrobić czy chcesz zostać czy iść.

Will badał go wzrokiem próbując doszukać się tu jakiegoś podstępu. Oczywiście mógł znaleźć ich pełno. W karczmie znajdowało się tyle osób, że bez problemu daliby mu radę. Jednak z jakiegoś powodu wyciągnął dłoń i uścisnął tą należącą do Jeffa.

-Miesiąc - stwierdził - i ani dnia dłużej. - Następnie odwrócił się ruszył w stronę lasu po swojego konia. Po jakiś dziesięciu minutach był już u celu, odwiązał sznur i wsiadł na siodło, by ruszyć przez las. W połowie drogi przypomniał sobie, że kiedy był tu ostatni to jego rumaka nie mógł nigdzie znaleźć. Z irytacją zmrużył oczy.

-Jeff...

...

Zignorujcie datę! Jak ktoś będzie mi sie tu czepiał to nie napisze kolejnego! XD haha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro