Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Emm... Nie tego się spodziewałem - powiedział zszokowany.

Dosłownie przed sekundą był gotowy bronić się przed podejrzaną zgrają staruszków i barbarzyńców, a teraz siedział przy stole, a przed nim leżał talerz pełny jedzenia i do tego kubek wypełniony po brzegi herbatą.

Szkoda, że to nie kawa, pomyślał. W sumie zabawne... Był w nieznanym miejscu wśród nieznanych i podejrzanych ludzi, a tym co zwróciło jego uwagę był brak kawy. Jak widać nie mógł już się pozbyć swojej krwi zwiadowcy.

Parę zajęło miejsce obok niego przy stole, a przed nim usiadł Jeff. Po chwili jakaś kobieta - zapewne kelnerka - przyniosła im talerze pełne jedzenia. Ah... Pachniało wręcz wspaniale. I do tego wyglądało niesamowicie... i dokładnie tak wyglądało każde zatrute jedzenie, które próbowano mu kiedykolwiek podać. Zmrużył odrobinę oczy badając potrawę, po czym podniósł spokojne spojrzenie na Jeffa.

Ten pałaszował już własny talerz. Wyczuwając na sobie spojrzenie Willa uniósł wzrok i zdziwieniem spytał wskazując na jego talerz:

-Nie jesz? - Will nie zareagował w żaden sposób na pytanie - Cóż... twoja strata. - Dosłownie nie więcej niż pięć minut później cały talerz Jeffa był pusty. Widząc, że Will nie zamierza tknąć swojego zapytał jeszcze zabierając jego talerz - Będziesz jeść? Nie? Cóż za pech... - Nie czekając na odpowiedź zaczął jeść jego porcję i już po chwili kolejny talerz był busty.

-Hej! - zawołał - Beatrice! Przynieś kolejną porcję!

-Już! - dobiegł ich głos z kuchni.

Kolejna chwila i nowe talerze z jedzeniem czekały przed nimi. Jeff znowu rzucił się na swoje jedzenie, a Will zaczął się zastanawiać ile ten mężczyzna potrafi wcisnąć w siebie jedzenia.

-Czego ode mnie chcesz? - spytał w końcu. Jeff chwilę jeszcze żuł kawałek mięsa, który miał w ustach, po czym przełknął go głośno i rozejrzał się zaskoczony, aż w końcu spojrzał na Willa.

-Ja? Od ciebie? To ty mnie goniłeś, nie pamiętasz? - Will westchnął głośno i oparł czoło na dłoni.

-To nie wyjaśnia czemu kazałeś mi tu wejść... - odparł sucho na to. Jeff jeszcze chwilę nad czymś myślał po czym przeczesał dłonią swoje włosy i krzyknął na cały głos:

-Ludzie, kod czwarty! - Nastąpiło w tej chwili wielkie poruszenie i wszyscy zaczęli się przemieszczać i przenosić krzesła i stoły.

-Kod czwarty?! - zapytał ktoś w tłumie

-Już? Tak szybko?

-Kod czwarty, ludzie, kod czwarty! - mówił ktoś tam dalej.

Will nawet nie wiedział kiedy, ale został złapany przez dwóch umięśnionych mężczyzn i podniesiony z ławki. Mieli oni na rękach mnóstwo tatuaży, a mięśni tyle, że aż dziwił się, że jeszcze mieszczą się w drzwiach (prawdopodobnie się nie mieścili, więc pozostawało pytanie jak się tu dostali). Mimo że wiedział, że nie ma żadnych szans to i tak spróbował się wyrwać z silnego chwytu. Jak się spodziewał - bezskutecznie.

Po chwili postawili go na krześle. Ku jego zdziwieniu - nie przywiązali go do niego ani nie przyłożyli żadnego noża do szyi. Dobra, to było bardzo podejrzane... Chyba bezpieczniej by się czuł gdyby faktycznie przyłożyli mu ten nóż. Siedział na jednym z krzeseł ustawionych w koło. Miejsca zajmowali różni ludzie z karczmy. Byli to ci sami mężczyźni i te same kobiety, które chwilę wcześniej widział przy stołach lub w barze.

-Panie i Panowie! - zawołał Jeff stając przed nimi wszystkimi - Zaczynamy! Richard, chcesz zacząć? - Zamienił się miejscem z rzekomym ,,Richardem", a ten zaczął mówić...

-Przybyli do nas trzej nowi Ratownicy! - powiedział głośno, a po karczmie poniosły się wesołe krzyki - Jako pierwszą przedstawiam wam tą Sophie! - wskazał na średniego wieku kobietę. Na lewej ręce miała wielką bliznę, a lewej... w ogóle nie posiadała - Jaką karę ci wyznaczono?

-25 lat w Aralueńskim więzieniu - powiedziała cicho i na jej słowa wszyscy wydali z siebie współczujące ,,oh".

-Nie martw się! - zawołał ktoś.

-Miałem podobnie!

-Więc teraz... - kontynuował Richard - Czas na zgadywanie. Pierwsze: co?

-Morderstwo!

-Napaść!

-Kradzież! - zaczęli wołać po kolei. Will nie wiedział co się dzieje. Rozejrzał się w okół siebie po czym schylił do osoby siedzącej obok.

-Em... co tu się dzieje? - Mężczyzna przestał klaskać i spojrzał na niego.

-Zgadujemy jakiej zbrodni się dokonała - stwierdził. Willa aż zatkało - Dla zwycięzcy będzie dzisiaj darmowa kolacja - dodał i znowu zaczął klaskać na czyjąś odpowiedź.

,,Zgadujemy jakiej zbrodni się dokonała"? Will jeszcze raz spojrzał na twarze wszystkich obecnych. Wyglądali jakby oglądali jakiś występ. Każdy uśmiechał się szeroko, klaskał czy śmiał.

-Napaść - powiedziała w końcu Sophie.

-Ile ich było? - rzucił Richard pytanie do publiczności. Willowi jakoś nagle ciężej było oddychać.

-Trzy!

-Pięć!

-Sześć!

-Osiem!

-Poprawna odpowiedź! Dwanaście to poprawna odpowiedź! Zdobyłeś kolację, Jake!

-Tak, udało się!

Will zaczął wierzgać się na krześle. Jakoś nagle zrobiło się tu duszno i ciasno. Ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Czy oni te zbrodnie brali za zwykły występ niczym cyrku? Czy naprawdę uznawali to za coś tak zabawnego?

-Nasz drugi ratownik to... - Richard wskazał na kolejną osobę - George! - Will szybko podniósł spojrzenie zaskoczony by przed sobą na krześle zobaczyć jakiegoś blondyna. Szlag, na świecie było przecież więcej niż tylko jeden George. Aczkolwiek to imię przypomniało mu o złych wspomnieniach i jego przeszłości. Nie chciał tu już być, a do tego oddychanie było jakoś dziwnie trudne.

Przecież to było chore! Naprawdę chcieli rywalizować między sobą o to kto dostał największą grzywną lub karę?! Czy oni rozumieli w ogóle grozę ich czynów? Jak mogli tak łatwo mówić o morderstwie? Napaści? Przecież to powodowało smutek i ból wielu ludzi! Czy dla nich naprawdę to było aż tak zabawne?!

-Więc...? - zapytał Richard.

,,To nie jest śmieszne!"

-Kradzież - zgadywał ktoś.

-Brawo, Charles, za pierwszym razem! Zobaczymy czy zgadniesz ilość!

,,Wypuście mnie stąd"

-Siedem!

,,Proszę, ja nie chcę tu dłużej być"

-Ach... wybacz, ale to zła odpowiedź!

,,Gdzie jest wyjście?"

-Osiem!

,,Gdzie wyjście...?"

-Pięć!

,,Wyjście..."

-Brawo, to jest...!

Oparł głowę na rękach i próbował uspokoić tętniące serce i unormować oddech. Ogień pochodni tańczył gdzieś obok niego, a imię ,,George" szeleściło mu w myślach. Przed oczami zobaczył płonącą gospodę.

,,Alyss... George..."

Zrobił mu taką krzywdę... Przed oczami widział obrazy, o których chyba zapomniał. Ciągnął go korytarzem zamku, wrzucił do więzienia, pobił... Szlag, łzy zebrały mu się w oczach. Złapał się ciężko za głowę i z całej siły zamknął oczy. Czy dla nich cała krzywda jaką on wyrządził przyjaciołom była niczym?

-..j!

,,Zniknijcie! Nie chcę tego widzieć!"

-...ej!

,,Po prostu odejdźcie! Nie chcę tego pamiętać!"

,,Will! Już wróciłeś?"

,,Halt cię nie oszczędza, co?"

,,Will! Chodź, bo się spóźnimy!"

,,Will!"

,,Will!"

,,Zamknijcie się wszyscy!"

-Hej! - ktoś złapał go za ramię i potrząsnął nim. Will z przerażeniem szybko podniósł głowę i uspokoił się trochę gdy zorientował się, że to Richard - Wszystko dobrze?

Powietrze wróciło do niego i znowu mógł normalnie oddychać. Dodatkowo jego serce odrobinę się uspokoiło. Jednak wiedział, że musi opuścić to miejsce.

-Em... T-tak - powiedział cicho podnosząc się z krzesła -Ja... potrzebuję świeżego powietrza. -Ruszył w jakąś stronę, ale z powodu ludzi nie był w stanie zobaczyć drzwi. Jednak ku jego zdziwieniu po chwili tłum rozszedł się tworząc jedną prostą drogę idealnie ku wyjściu. Will bez rozglądania się ruszył w tamtą stronę. Dwóch mężczyzn stojących przy drzwiach zaczęło rozsuwać wielkie zasuwy, po czym otworzyli mu przejście. Will bez chwili zwłoki opuścił karczmę.

-Ej! - rozległ się jeszcze gdzieś za nim głos Jeffa. Nie oglądnął się za siebie i jak najszybciej pobiegł wzdłuż uliczki.

...

17.10.2022

Dzisiaj mnie napadła taka wena na ,,Nowy początek". Omg, ta wersja co teraz piszę będzie genialna, bo to złoto po prostu co ja mam w głowie <3 A co do Nie Uciekaj (NC)... Ja mam takie genialnie pomysły na ciąg dalszy... Jak bardzo chciałabym już to napisać... ah... Szkoda, że mam taki niedobór czasu

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

PS. Odkryłam chwilę temu, ze George - ten przyjaciel Willa z dzieciństwa - ma na nazwisko Carter (taka ciekawostka)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro