Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Już od samego rana dręczyło go poważne przeczucie. Miał wrażenie, że jego były uczeń znowu pojedzie na długą podróż i wróci bez żadnych nowych wieści czy informacji. A odpowiedzią na pytanie ,,Znalazłeś coś?" znowu będzie rzucenie teczki na stół i westchnie pod nosem ,,Nie". Halt wiele razy próbował go zatrzymać w Redmont. Wiele razy namawiał go do zaprzestania poszukiwań, ale z marnym skutkiem. Will ciągle jeździł i jeździł i chyba sam nie zauważał jak go to wyniszcza. Początkowo starszy zwiadowca również tego nie widział.

   Od pewnego czasu zamieszkiwał na zamku wraz z swoją żoną, lady Pauline. Nie bywał za często w chatce zwiadowcy i rzadko spotykał Willa. Dlatego dopiero rozmowa z Gilanem uświadomiła go w problemie. Dopiero wtedy mgła opadła i widział jasno i wyraźnie co się dzieje. Z jednej strony był załamany swoją krótkowzrocznością. Natomiast z drugiej cieszył się z troski, którą Gilan okazywał Willowi.

   Halt już dawno temu, jeszcze w czasach, kiedy to uczył Willa na zwiadowcę, widział jak między nimi tworzy się braterska więź. Nie była to więź typu takich jaka była pomiędzy Willem i Horacym. Choć młody zwiadowca nie zwracał na to uwagi, wciąż gdzieś głęboko w sercu trzymał urazę do tego rycerza. Ale jak można by było mieć mu to za złe? Ta uraza pewnie nigdy nie zniknie, ale żadnemu z dwójki młodych przyjaciół ona nie przeszkadzała. Pewnie nawet nie byli jej świadomi. I Halt był prawie jedyną osobą, która mogła to zobaczyć. Co nie oznacza, że przyjaźń Horace'a i Willa była fałszywa. Byli prawdziwymi przyjaciółmi, ale była między nimi jednak milimetrowa bariera.

   Jak wcześniej wspomniano ,,Halt był prawie jedyna osobą, która mogła to zobaczyć". PRAWIE. A do tego ,,prawie" zaliczał się oczywiście Gilan, jego pierwszy uczeń. Halt widział sympatię jaka pojawiła się w pierwszej chwili, gdy Gilan i Will się spotkali. Było to na pierwszym zjeździe zwiadowców Willa. Później na wyprawie do Celtii ich więzi stały się silniejsze. Aż w końcu, po zaskakująco krótkim czasie, stali się dla siebie bliżsi niż bracia. Byli czymś w rodzaju bliźniaków, którzy znaleźli się po wielu latach. Choć raczej nazywanie ich braćmi bardziej pasuje. Ale to tylko z powodu na różnice wieku. Jednak im ta różnica nie przeszkadzała. Od zawsze traktowali się jak równy z równym. Zawsze słuchali drugiego i nigdy nie kwestionowali swoich wyborów. Wiedzieli, że posunięcia ich ,,brata" musiały być czymś spowodowane, musiały mieć jakiś logiczny sens. Aż do teraz...

   Halt nie ukrywał jednej rzeczy... Pomimo że Will był dla niego jak syn, a on był dla niego jak ojciec, to jednak ta więź jego uczniów stanowiła silniejszą linę. Dlatego właśnie uważał, że jeśli już ktoś ma tu coś do powiedzenia to właśnie ten wysoki zwiadowca.

   A tak się idealnie złożyło, że parę dni wcześniej ten postanowił odwiedzić stare śmieci i przyjść odwiedzić swój stary dom (a konkretniej pewną osobę, która miała tam swoją własną gospodę - tak dodam, że ta gospoda zwała się ,,Kopiasty talerz"). Oczywiście swoją rolę odgrywała tu też chęć spotkania z Willem - i to pewnie nawet jedną z głównych ról.

   Halt podniósł pięść i charakterystycznym dla siebie sposobem zapukał w drzwi. Zrobił to mocno, a jednak zarazem cicho, jakby próbował wyciszyć dźwięk.

   -Wchodź, Halt! - usłyszał zza drzwi. Otworzył je i już w pierwszej chwili zobaczył wielki uśmiech na obliczu mężczyzny, który siedział przy stole i podpisywał już chyba setną kartkę tego dnia. A trzeba wziąć pod uwagę, że była dopiero dziewiąta nad ranem.

   -Jak widzę nie odpuszczają ci tej pracy papierkowej - stwierdził Halt z wręcz nie słyszalnym rozbawieniem w głosie. Jednak Gilan je wyłapał. Znał tego mrukliwego zwiadowce wystarczająco długo by potrafił wyczuć jego emocje.

   -Zobaczymy czy wciąż będziesz taki rozbawiony, gdy zamienimy się i to ty będziesz siedział przy tych wszystkich papierzyskach - odparł na to z uśmiechem.

   -Oh, Gilanie - westchnął Halt kręcąc głową - Myślisz, że dlaczego odmówiłem przejęcia roli dowódcy tych wszystkich niezdyscyplinowanych ludzi?

   -,,Odmówiłeś"? - zapytał - Wydaje mi się, że nawet nie wzięto cię pod uwagę, gdy zastanawiano się kto przejmie tą zaszczytną rolę. Nieprawdaż? - dodał na koniec zadowolony z siebie. Na odpowiedź dostał tylko ponure spojrzenie swojego byłego mistrza. Roześmiał się w głos, a parę kartek spadło z jego zawalonego biurka. Halt tylko uśmiechnął się pod nosem. Radowała go myśl, że jego uczeń wciąż potrafi się cieszyć i śmiać, nawet w takich czasach.

   Po chwili jednak Gilan spoważniał. Wiedział co było powodem przyjścia jego mistrza. I wiedział, że nie była to tylko chęć spotkania. Również, ale nie tylko i wyłącznie.

   -Więc... - zaczął poważnie -... Jak to wszystko teraz wygląda?

   -Znowu chce wyjechać - odpowiedział ponuro Halt - Wrócił zaledwie dwie godziny temu, a już szykuje się do następnej ,,wycieczki"... - westchnął - Pewnie za jakąś godzinę już go nie będzie - dodał. Gilan nie potrzebował niczego więcej. Podniósł się z krzesła, by już chwilę później zarzucić swój zwiadowczy płaszcz na ramiona. Wiedział, że z każdą sekundą jego przyjaciel jest coraz dalej od zdrowia. Musiał mu pomóc. Dla Willa był gotowy zrobić wszystko i wiedział, że jego młodszy kompan również by się dla niego poświęcił.

   Wyszedł z gabinetu zostawiając Halta samego. 

-Już za chwilę. Poczekaj jeszcze parę sekund... - szepnął, następnie zniknął, jak prawdziwy zwiadowca...

...

Pierwszy rozdział wrzucony! Tak na początek na luzie, ale ostrzegam. W czwartym/piątym rozdziale się zacznie...

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro