Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Chyba nie rozumiem - odparł skonsternowany Gilan - Że co...?

-Opuszczam korpus - oświadczył Will pewniejszym już głosem.

   Gilan spoglądał na niego oszołomionym spojrzeniem. Tego nigdy w życiu się nie spodziewał. Jasne, Will miał ostatnio swoje ,,problemy", ale opuścić korpus? Co to za pomysł?

-Dlaczego?! - zapytał starszy zwiadowca.

-Gilan... Nie mogę dłużej tego ciągnąć... Nie jestem już zwiadowcą. Już od dłuższego czasu. Zresztą czy do zwiadowcy nie powinno się zwracać z jakimiś problemami? Bo wiesz... ostatnimi czasy jedyne co słyszę to wasze rozmowy...

-,,Wasze rozmowy"? O czym ty mówisz?

-Nie udawaj głupiego - warknął Will, tym samym ponownie zaskakując przyjaciela - Myślicie, że oszalałem...

-Zrozum my... - zaczął Gilan, ale nie dane mu było skończyć.

-,,...chcemy ci pomóc". Tia... - prychnął brunet - znam już tę gadkę. Słyszę ją ostatnio bardzo często - dodał z przekąsem. Gilan cofnął się o krok w tył. Przeczucie mu mówiło, że zaraz może wydarzyć się coś złego i wolał swojego instynktu nie ignorować.

-Musisz z tym skończyć - wtrącił szybko Gilan.

-Co...? - pierwszy raz tego dnia to Gilan miał przewagę.

-Jeździsz gdzieś co chwilę. Nigdzie nie można cię znaleźć... Zrozum wreszcie, Ruhl nie żyje!

-Mówicie tak, ponieważ chcecie mi wmówić kłamstwo. Albo nabraliście się na jego sztuczkę... - dopowiedział chłopak patrząc w oczy ,,brata".

-,,Na jego sztuczkę"? Will, ten grób był prawdziwy! Ruhl nie żyje, a Allys tak samo! Ich już nie ma, a ty musisz to zrozumieć... - ogień w pochodniach zatańczył, a wiatr rozwiał firanki okien. Pokój Gilana stracił swoją ciepłą atmosferę i zamienił się w miejsce grozy.

-Wszyscy tak twierdzicie... - zaczął cicho były zwiadowca - Wszyscy uważacie, że postradałem zmysły. Mówicie, że ze mną coś nie tak. Ale ja czuje się dobrze. A może to wam coś się nie podoba i dlatego ubzduraliście sobie to wszystko? Nie myślałeś o tym? - Will podniósł się z krzesła i podszedł do Gilana wbijając w niego oskarżycielskie spojrzenie - Przyjaciele... Podobno jesteście moimi przyjaciółmi, a jednak jedyne co robicie to obgadujecie mnie po kątach! Z jakiś nie wiadomych przyczyn chce ci wierzyć... Jednak po co mi to? Zostawiam was. Chciałem to zrobić po jednej stronie, ale jak widać tak się nie da...

-Will! Co się z tobą dzieje?! - wybuchnął Gilan sięgając po rękojeść.

-Co się ze mną dzieje?! Ty słyszysz swoje słowa?! - krzyknął brunet i zrobił kolejny krok - To wy nie jesteście w stanie pogodzić się z rzeczywistością...

-Zatrzymaj się... - rozkazał słabo Gilan, kiedy Will zrobił kolejny krok. Chłopak go nie posłuchał - Zatrzymaj się! - powtórzył głośniej i znowu nie podziałało. Z premedytacją wyciągnął saksę i zatrzymał ją parę centymetrów od szyi przyjaciela - mówiłem ,,zatrzymaj się"... - szepnął.

-I kto tutaj postradał zmysły? - zapytał Will uśmiechając się słabo - Ja..? Czy ty...? - następnie wyszedł z pokoju.

   Gilan jeszcze przez chwilę stał w tej samej pozycji. W końcu jednak padł bezsilnie na kolana, a jego ciałem wstrząsnął szloch...

...

   Krótko, ale jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Chciałam jeszcze dzisiaj wam coś wrzucić, a ten rozdział... nie miało sensu go przeciągać, więc proszę! I jak? Zadowoleni?

   Co by tu napisać...? (Po prostu napiszcie w komentarzu teorie, a ja już się żegnam :) )

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro