Rozdział 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


(Nie do końca to, co się działo, czyli to co jest tutaj napisane, Will mówi Alex. Stara się to streszczać itd. Wszystko pisane pochyłym drukiem to rzeczy które się działy gdy Alex zemdlała. Cały rozdział jest pisany z perspektywy Willa)

Will

Patrzyłem bezradnie na Alex, która została poczęstowana strzałką usypiającą. Odwróciłem się, by zobaczyć kto to zrobił. To był jakiś mężczyzna w moim wieku.

Wyjąłem strzałę z kołczanu, i wycelowałem w jego ramię, żeby go unieszkodliwić, a nie zabić. Wziąłem Alex na ręce i poszłem w stronę wyjścia. Na szczęście nie spotkałem żadnego z tych opryszków po drodze. Jednak przy bramie stało ich dwóch. Zanim się do mnie obrócili, poczęstowałem ich bolesnym kopniakiem, nadal trzymając Alex na rękach.

Pobiegłem jak najdalej od tego miejsca, pędząc do chatki w której mieliśmy się spotkać z resztą.

—Chwila moment— powiedziała Alex, przerywając mi.— Tak w ogóle, to z kąd zdobyłeś łuk i strzały z powrotem?

—Musiałem rozbroić strażników i odebrać im moją broń— wyjaśniłem.— Mogę kontynuować?

—Tak, przepraszam— odpowiedziała, i wypiła kolejny łyk kawy.

Gdy już dotarłem do chatki, lady Pauline zapytała się mnie, co się stało. Odpowiedziałem, że jakiś facet zastrzelił strzałką Alex. Halt natomiast poszedł do innego pomieszczenia, by przygotować łoże dla dziewczyny. Położyłem ją tam.

Po jakimś czasie usiedliśmy w głównym pomieszczeniu wraz z Haltem, Pauline i Araldem.

—Jaki mamy teraz plan?— zapytał się baron lenna Redmont.

—Nie wiem— wyznałem.— Ale musimy jakoś wykurzyć tych „strażników" z tego budynku. Proponuję wezwanie wszystkich zwiadowców.

—Ale zanim informacja dotrze do nich wszystkich, minie kilka tygodni— zauważył Halt.

Po dłuższej rozmowie uznaliśmy, że pójdziemy tylko do lenn, jakie są najbliżej czyli Merric, Caroway oraz do Derson, w którym się znajdowaliśmy. Nasz plan był taki, by zebrać trochę rycerzy i zwiadowców którzy są pod ręką, i rozprawić się z nieprzyjemnym towarzystwie raz na zawsze, by już nikt nie próbował zrobić czegoś w imieniu Morgaratha.

—A co z Foldarem?— zapytał się Halt.— Alex udało się go przekonać?

—Nie— pokręciłem przecząco głową.— Zabiła go— towarzystwo było lekko poruszone.— Nie spodziewał się, że ktoś taki jak ona jest taki sprytny— dopowiedziałem, dziękując sobie w duchu że przekazałem jej wtedy ten nóż.

Gdy zaszło słońce, rozdzieliliśmy się i pojechaliśmy do lenn. Baron do Merric, Pauline do Carroway a Halt- do Derson. Zapytałem się jeszcze, czemu ja nigdzie nie jadę.

—Ty musisz zostać z Alex, w razie gdyby się przebudziła— wyjaśniła żona starszego zwiadowcy.— I gdyby ktoś znalazł naszą siedzibę. Pewnie nie wrócimy do wieczora następnego dnia, więc nie opuszczaj tego małego domku— powiedziała, i wszyscy poszli w swoje strony.

—Moment— powiedziała Alex, jeszcze raz mi przerywając. A z kąd wytrzasnęliście tą chatkę, w dodatku tak blisko siedziby Foldara?— zapytała.

—Byłem kiedyś na misji w tym lennie, i wiedziałem że jest tutaj ta opuszczona chatka— wyjaśnił Halt.

—Przecież wtedy mówiłeś, że nigdy przedtem nie byłeś w Derson— zdziwiłem się. Alex w tym czasie wypiła ostatni łyk kawy ze swojego kubka i patrzyła się na jego dno, jakby w nadziei że pojawi się tam jeszcze kilka kropel pysznego płynu.

—Kontynuuj dalej— zbył mnie tylko, więc mówiłem dalej co się działo pod nieobecność Alex.

Siedziałem w domku, rzucając swoim drugim nożem, bo pierwszy dałem Alex, w odpadającą deskę w ścianie. Informatorka dalej była nieprzytomna, zastanawiałem się, ile jeszcze będzie w tym stanie.

Oprócz rzucania nożem, piłem również kawę, siedziałem na zewnątrz medytując, oraz (co chyba oczywiste) siedziałem przy Alex.

Gdy nadszedł już kolejny dzień, spotkaliśmy się przed chatką z Haltem, Pauline, Araldem i rycerzami. Naprawdę było ich sporo, a do tego jeszcze jeden Zwiadowca z lenna Caroway.

—Witaj, jestem Wilhelm— odpowiedział.— A ty to pewnie ten słynny zwiadowca Treaty?— zapytał się, chociaż było to oczywiste. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nigdy wcześniej go nie widziałem, co oznaczało, że był nowy w korpusie zwiadowców.

—Ej, co ty robisz?— zapytał Halt, i gestem nakazał Alex usiąść z powrotem. Próbowała wstać.— Leżałaś tutaj dwa tygodnie, więc musisz nabrać siły.

—Może chcesz jeszcze trochę kawy?— zapytałem się jej. Pokręciła przecząco głową, ale ja wiem, że zrobiła to tylko dla tego, żeby usłyszeć dalszy ciąg tej dziwnej historii. Wzruszyłem ramionami.— Okej, ty nie chcesz, ale ja chcę— powiedziałem. Wstałem więc, i poszłem do kuchni nalać sobie trochę kawy, po czym dodać do niej solidną łyżkę miodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro