Rozdział 56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will

Gdy wróciłem do pokoju Alex, wraz z kubkiem pysznej kawy w ręce, usiadłem z powrotem na krześle przy jej łożku. Z niecierpliwością czekała na dalszy ciąg.

Co miałem zrobić? Zacząłem opowiadać dalej.

Szliśmy do zamku, wraz z rycerzami. Było ich...około dwa tuziny. Szli oni za nami (zwiadowcami i baronem, bo Pauline w tym czasie została z Alex).

Gdy doszliśmy już na miejsce, strażnicy którzy byli przed budynkiem zdezorientowani wbiegli do środka, i zaczęli coś krzyczeć o barykadowaniu drzwi.

Jednak weszliśmy bez większego trudu.

Pojmaliśmy wszystkich którzy poddali się dobrowolnie, tych jednak, którzy mieli ogromną wolę walki i nie chcieli się poddać, w większości zostali zabici (tylko w największej konieczności).

Jak można było się spodziewać, większość opryszków jednak uciekła. Ale cały budynek został przez nas przejęty, i już napewno tam nie wrócą.

Alex się na mnie spojrzała, bo przerwałem na chwilę opowieść i przez chwilę wszyscy milczeliśmy.

—I co dalej?— zapytała. Odpowiedziałem jej, że to już w sumie koniec tej historii.— A co z Fol...— zaczęła, ale natychmiast zamilkła. Chyba sobie przypomniała, że go zabiła. Maddie, która stała dotychczas oparta o ścianę, odwróciła swój wzrok, przekierowany wcześniej na informatorkę, na ziemię. Kiedyś miała coś podobnego. Również przez to przechodziła.

—Musisz odpocząć— oznajmiłem Alex, po czym wstałem.

—A co z dalszym ciągiem?— spytała dziewczyna.

—Dalej nie było nic ciekawego— uciąłem krótko. Nie chciałem jej wspominać o incydencie z...

Wyszłem z pokoju wraz z Haltem, a Maddie została z Alex. Usiadłem na krześle w jadalni. Mój były mentor skierował na mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Kiedyś było ono surowe, jednak teraz, pewnie dzięki lady Pauline, było łagodniejsze. Nie twierdzę oczywiście, że „łagodne", ale „łagodniejsze", podkreślam.

—I co teraz?— spytał mnie. Jego twarz była bez wyrazu, patrzył się na mnie tymi swoimi oczami do których tak się już przyzwyczaiłem.

—To, co omówiliśmy wcześniej— oznajmiłem, podeszłem do biurka i z jego szuflady wyciągnąłem kartkę pergaminu oraz pióro. Oszacowałem, że podróż listu z Redmont do lenna Danny będzie trwać z dwa tygodnie. Wtedy już- miałem nadzieję- Alex dojdzie do zdrowia.— Trzeba go powiadomić— odparłem, i zacząłem pisać list z prośbą do starego przyjaciela.

___
Hai!
Chcę wam tylko napisać, że na poprzednich rozdziałach nareszcie zrobiłam korektę i treść się trochę zmieniła, ale to nie wpływa jakoś na zakończenie ;)
Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro