{B}romance w kawiarni 1/3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień jak co dzień; wielu klientów, ani chwili wytchnienia. Harry na poważnie zastanawiał się, czy nie zmienić pracy. Co prawda miał dosyć dużą płacę, do tego dzięki swojemu stanowisku poznawał wiele naprawdę sympatycznych i ciekawych osób, ale powoli to wszystko zaczynało go już męczyć. Miał niestety świadomość tego, że był jednym z najlepszych pracowników tej kawiarni i że szef nie wypuści go tak łatwo.

Z nieco gorszym nastawieniem niż wczoraj, brunet stanął za ladą i poprosił do siebie pierwszego klienta. Jakże się zdziwił, gdy nikogo przed sobą nie zobaczył.

- Te, Lizus, zaczynamy dopiero za godzinę. Nie wyspałeś się, czy jak? - Roderick szturchnął współpracownika, podając mu ściereczkę. - Zamiast sobie na stojąco drzemać, mógłbyś pomóc mi trochę ze stolikami.

Roderick był siedemnastoletnim chłopakiem z intensywnie rudymi włosami. Pracowali ze sobą od pierwszego dnia swojej kariery kawiarnianej. Na początku rudzielec nie bardzo przepadał za swoim o trzy lata starszym kolegą - wydawało mu się, że przez to szef traktował go gorzej, niż Pottera - ale potem powoli zaczął się do niego przekonywać, zwłaszcza, kiedy Harry po raz pierwszy zaproponował mu wypad na imprezę. Wszystko było super-cacy, ale mimo iż i Rick, i Ron byli rudymi wiewiórami, nie przypadli sobie do gustu, więc Harry średnio mógł wybierać się z oboma na raz, a młodszy kolega lubił przebywać w otoczeniu bruneta, bo jak sam powiadał: „Lizus, ty to jesteś magnes na laski". Cóż, mężczyzna mógłby polemizować, ale rudy cały czas trzymał przy swoim. Do tego problem był taki, że pierwszą część wszystkich imprez lubił spędzać z młodym, a drugą chętniej przeznaczał staremu przyjacielowi. Trzeba jednak przyznać, że doświadczenie przychodzi z wiekiem i to była wielka zaleta Rona; głowę skurczybyk miał do picia mocną. Niestety Rick szybko odpadał i potem trzeba było go holować, a Potter nie miał zamiaru brać na siebie odpowiedzialności, jeśli ten dureń by się w coś wpakował.

Bez słowa zabrał się za przygotowywanie lokalu. To prawda, nie wyspał się zbytnio. Cóż, trudno spać spokojnym snem, gdy poprzedniego dnia najlepszy kumpel wyciągnął cię na „imprezę roku", jak to sam określił. Nie, ta impreza nie była fajna, nie można jej było nawet zakwalifikować do średniego progu udanego wypadu. Wczorajszy wieczór był tak beznadziejny, że brunet zaczął zastanawiać się, co on, do cholery jasnej, robi ze swoim życiem.

„Do dupy", pomyślał i przetarł dokładnie ostatni stolik.

Gdy wrócił za kasę, pojawił się pierwszy klient. Co prawda otwierali za siedem minut, ale jego współpracownik już odblokował drzwi, więc nie mógł mieć pretensji, że ktoś już wchodzi. Znaczy mógł, do Rodericka, ale skrycie był mu wdzięczny. Miał nadzieję, że może jak pojawi się pierwszy klient, chociaż trochę się obudzi.

- O, znowu się widzimy. - Usłyszał nad sobą miękki głos, który zmusił go do podniesienia wzroku na jego posiadacza.

Kiedy jego zielone oczy spotkały się ze stalowoszarym odbłyskiem, stanął jak zahipnotyzowany. Przez chwilę trwał tak z lekko otwartymi ustami, nie mogąc przemóc się, aby cokolwiek powiedzieć.

„Czy to może być...?"

Mężczyzna przed nim stłumił chichot, a w tym samym czasie Rick dał Harremu kuksańca, dzięki czemu tamten odzyskał chwilowo przytomność.

- A, przepraszam, mówił pan coś?

Blond włosy pod wpływem wypuszczanego przez posiadacza stalowych tęczówek powietrza uniosły się lekko do góry.

- Tak, poproszę podwójne Espresso. Londyńska kawa jest bardzo słaba.

- Już się robi. To będzie...

- Zapłacę kartą - przerwał mu pierwszy klient, wyciągając portfel. - Zbliżeniowo.

Harry spojrzał na niego jak na bufona, ale bez słowa aktywował terminal.

„Nie, to nie może być on."

- Proszę przyłożyć kartę i wpisać PIN, a ja już przygotowuję pańską kawę.

Rudy zajął się kasą, a brunet rzucił ostatnie spojrzenie mężczyźnie i odwrócił się do ekspresu. Potrząsnął głową. Coś dziwnego było w tym facecie. Wydawało się, jakby już się kiedyś spotkali, ale kasjer za nic nie mógł sobie przypomnieć kiedy i gdzie miałoby to nastąpić. Najprawdopodobniej wczoraj, bo kiedy? Ale był święcie przekonany, że pamiętał wszystko... Alkohol to zdradliwa bestia.

- Espresso szanownego pana gotowe - powiedział Potter, stawiając przed klientem zamówienie.

- A gdzie obiecane ciastko? - odezwał się mężczyzna, gdy brunet już odchodził.

- Słucham?

- Nic, nieważne. Najwyraźniej musisz przypomnieć sobie parę rzeczy. - Twarz blondyna przyozdobił tajemniczy uśmieszek.

- No to już jest bezczelność! - syknął Harry, przechodząc obok Ricka. - Kim on, do cholery, jest?!

- Może to ktoś z wczoraj? - mruknął współpracownik.

- Czekaj, ty też tam byłeś?

- Harry, co się z tobą dzieje? Tak, byłem! Trzymaliśmy się razem przez większość imprezy, a potem gdzieś mi znikłeś. Poważnie, chłopie, zwykle wszystko pamiętasz. Nie masz może gorączki?

Chłopak przyłożył wierzch dłoni do czoła Pottera. Pokręcił głową, jakby wykluczał opcję choroby. Sam brunet nie wiedział, co się z nim działo. To prawda, że zwykle pamiętał wszystko, całą imprezę, a jak już, to film urywał mu się pod koniec. Tym razem... tym razem było inaczej. Wydawało mu się, że pamiętał wszystko, a przynajmniej większość, ale najwyraźniej była to tylko mrzonka, bo okazuje się, że tak naprawdę nie pamiętał nic! No może bez przesady, jakieś przebłyski miał, ale... To naprawdę nie było wiele.

Jeszcze raz spojrzał na blondyna przy stoliku, który napotkawszy jego spojrzenie, znów rzucił ten tajemniczy uśmieszek. Harry nie wiedzieć czemu, zarumienił się. Szybko odwrócił spojrzenie, zakrywając usta. Niedobrze mu było. Poczekał na zapleczu, aż mężczyzna nie opuścił lokalu. Rick wyjątkowo mu na to pozwolił, co było dosyć dziwne, ale Harry nie miał siły o nic pytać. Tak, ten rudzielec miał czasem troskliwe odruchy.

Gdy zaczął narastać szum wchodzących klientów, Harrego uderzyła pewna myśl. A co, jeśli z tym blondwłosym mężczyzną spędził czas, w trakcie którego nie było przy nim Rodericka? Byłoby to najbardziej prawdopodobne, zważając na jego zachowanie.

- Rick... Znasz może tego faceta, który pierwszy przyszedł dziś do nas? - powoli spytał Potter, wychodząc zza rogu.

- Nie, ale wiem, gdzie pracuje. Lodowisko „Blinking star" przy Washington Street - odpowiedział chłopak, pochylając głowę.

Brunet zamrugał.

- Skąd wiesz?

- Zostawił wizytówkę.

Mały kartonik przeleciał przez ekspresy i zatrzymał się na fartuchu zdziwionego mężczyzny. Ten otrząsłszy się z lekkiego szoku, złapał go, zanim zdążył upaść. Prosta wizytówka w stonowanych niebieskich kolorach dawała informację o szkoleniu, jakie można było wykupić u niejakiego Draco Malfoya.

„Draco Malfoy... Zaraz, zaraz, czy to nie-?"

- Rick, czy to nie ten...?!

- Tak, to ten Draco Malfoy, który reprezentuje nasz kraj w międzynarodowych konkursach łyżwiarskich! - uprzedził go rudy, przedrzeźniając podekscytowany ton bruneta. - Nie podniecaj się tak i do roboty. Nie mam zamiaru odwalać dziś pracy za dwóch.

Harry był tak rozemocjonowany swoim nowym odkryciem, że przez cały dzień nie potrafił skupić myśli. Jeśli to naprawdę był ten Draco Malfoy, a on go nie pamiętał, to wczoraj musiało być ostro.

„Cholera, kompletna pustka! On na pewno by mi utkwił w pamięci, więc jak to możliwe?"

Potter postanowił sobie, że jeszcze dziś odnajdzie tego mężczyznę i wypyta go o wszystko.

**

Draco opierał się o barierkę przy lodowisku i zaprzątał swoje myśli niesfornymi, kruczoczarnymi włosami kelnera z dzisiejszego ranka. Domyślał się, że mężczyzna nie będzie zbyt dużo pamiętał, ze względu na wczorajsze... perypetie, ale nie sądził, że to zadziała na niego aż tak. Ciągle miał wyrzuty sumienia, że zostawił go w tamtym momencie. Ale w sumie Harry sam był sobie winny. Trzeba być bardziej ostrożnym na imprezach tego typu.

Jego ostatni uczeń właśnie wychodził z ringu i machał mu na pożegnanie. Blondyn odmachał mu przyjaźnie i wrócił do swoich ćwiczeń. Nadal nie mógł uwierzyć, że podjął się nauczania innych, gdy sam miał jeszcze tyle niedoskonałości i ruchów do wypracowania. Cóż, dodatkowy zarobek zawsze się przyda. Zresztą, jak jego własny trener nie miał dla niego czasu, co było dosyć dziwne, zważając na to, jak ważną osobą stał się w świecie sportu, w ostatnich latach, to czemu nie miałby przeznaczyć czasu na co innego?

Bez kogoś, kto nie poprawiał twoich błędów, czasem ciężko było się nauczyć. Oczywiście Malfoy w większości potrafił powiedzieć, gdzie zdarzała mu się jakaś pomyłka, ale nie zawsze. Przez to był bardziej sfrustrowany i zestresowany niż kiedykolwiek. Również z tego powodu zaczął chodzić na imprezy. Od tej ciągłej spiny potrzebował naprawdę dużej dawki rozrywki, aby znów normalnie funkcjonować.

Jednak wcale nie żałował wczorajszej nocy, tak jak myślał, że będzie. Spotkał przecież bardzo ładną dziewczynę, z którą bardzo miło spędził czas. Jak jej tam było...? Ah, Hermiona Granger! Naprawdę urocza osóbka. Oprócz niej zobaczył paru znajomych z czasów liceum, no i oczywiście zapoznał się z Harrym Potterem. Zresztą dosyć dobrze... Myśląc o tych paru chwilach, nadal miał mętlik w głowie. Wiedział, że tak się skończy, od kiedy wrócił do niego po tym feralnym zdarzeniu, o którym dowiedział się dopiero później bardziej dokładnie, bo sam zdążył wysnuć domysły, co do wydarzeń, które nastąpiły, gdy go nie było. Nie zdziwiło go wcale, gdy później okazało się to prawdą. Ale co go podkusiło, żeby zostać w tamtym momencie przy nim? Współczucie? Ciekawość? Frustracja? Miał pełną świadomość tego, co się dzieje, zupełnie odwrotnie niż brunet. Ten do tamtej pory przecież nie wiedział, co zmalował, a naprawdę było o czym mówić.

Rozpędzony blondyn zgubił gdzieś po drodze szal, w trakcie robienia piruetu. Zawrócił i już miał go podnieść, gdy usłyszał lekkie kliknięcie otwieranych drzwi. Pojawienie się osoby, która w nich stanęła, tak wyprowadziła go z równowagi, że o mało nie wyrżnął gleby. Przejechał palcami po lodzie, omijając jednak szalik. Zaklął cicho, ale gładko podjechał pod barierkę najbliżej niespodziewanego gościa. Znaczy, na wpół niespodziewanego. Łyżwiarz rozmyślnie zostawił swoją wizytówkę w kawiarni, lecz był przekonany, iż Potter swoją zmianę kończył później i specjalnie rozplanował swój czas tak, aby spotkać go, wychodząc. Pieprzony kelnerzyna, jak zawsze nieprzewidywalny. Chociaż... czy mógł tak powiedzieć? Znał go ledwo dzień, ale na tyle, na ile go poznał, mógł stwierdzić jedno - ten facet był chodzącym pudełkiem niespodzianką.

Harry spojrzał niepewnym wzrokiem na mężczyznę na lodzie i przygryzł lekko dolną wargę. Teraz, gdy wiedział, kim on jest, jego serce biło dwa razy szybciej, a on sam zaczął się denerwować. Oto stała przed nim osoba, którą jako dziecko podziwiał za wytrwałość i cierpliwość, za ciężką pracę, jaką wkładał w każdy swój występ, i czeka, aby on, nikomu nie znany, zwykły, szary Harry Potter, podszedł do barierki. Jednak nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a on nie mógł wydusić ani słowa.

Blondyn, widząc zakłopotanie mężczyzny, westchnął i zszedł z lodu. Czyli wcześniej mówił prawdę; w normalnej sytuacji nie zamieniliby ze sobą słowa.

- Zaczniemy może od początku, co? - spytał Draco, wyciągając dłoń.

Harrego jakby otrzeźwiło. Wyciągnął szybko dłoń i potrząsnął ją energicznie.

- H-harry Potter - powiedział, wstydząc się od razu swojego zająknięcia.

- Draco Malfoy.

- Wiem. - Mężczyzna dopiero zdał sobie sprawę, jak głupio zabrzmiała jego odpowiedź, więc dodał dla niepoznaki. - Um... wizytówka. - Zamachał krótko niebieskim kartonikiem. - Bardzo mi miło pana poznać.

- A więc, Harry... - zaczął Malfoy po krótkiej chwili ciszy, badając reakcję bruneta. - Co cię tu do mnie sprowadza?

- No... Em... Miałem nadzieję, że mógłby mi pan...

- Stop.

- Co? Co stop? - spytał zdziwiony Potter, stresując się od razu, że coś zrobił źle.

- Przestań z tym „panem". Jesteśmy w tym samym wieku, do tego wczoraj jakoś nie miałeś oporów przed nazywaniem mnie per Draco. A nawet inaczej... Poza tym, wyluzuj się, to jest zwykła, towarzyska rozmowa, nie wywiad.

Kelner przełknął ślinę i pokiwał powoli głową. Trochę mu ulżyło. Blondyn patrzył na niego z rozbawieniem.

„Naprawdę rozkoszny.", pomyślał.

- Pewnie chcesz dowiedzieć się, co dokładnie robiliśmy zeszłego wieczoru, prawda? - spytał Malfoy, sięgając za Harrego po ręcznik. Ten lekko się wzdrygnął, co nie uszło uwadze czujnym szarym oczom.

- Jeśli bym mógł... To tak. Bardzo proszę.

- Wyśmienicie. W takim razie umówmy się może jutro w twojej kawiarni, hm?

- Wolałbym... Wolałbym dowiedzieć się już dzisiaj - mruknął brunet, lekko spuszczając głowę.

- Ochłoń. Wczoraj mnie przed tym ostrzegałeś, dobrze siebie znasz. Teraz pewnie i tak nie zapamiętasz wiele z tej rozmowy, bo myślami już jesteś gdzie indziej. - Mężczyzna poklepał ramię kelnera, dając mu znak, że już zbliża się koniec rozmowy. - Jutro na koniec twojej zmiany przyjdę i zabiorę cię do dobrej restauracji. Co ty na to?

- D-dobrze.

- Wspaniale. To teraz już się z tobą żegnam, bo muszę jeszcze wziąć prysznic przed powrotem do domu.

I odszedł, zostawiając za sobą skołowanego mężczyznę, który najwyraźniej wyczerpał już swój limit słów, przeznaczony na rozmowę. Jutro zapowiadał się ciekawy dzień.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro