Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Halt przechadzał się po ulicach wsi, zamyślony. Ile to już miesięcy minęło, odkąd młody Will uciekł z sierocińca... 4? 6? 12? Nie wiedział tego. Ale wiedział, jak bardzo zawiódł Davida i jego żonę, którym obiecał, że zajmie się ich synem. A to dobijało go bardziej, niż cokolwiek innego.

>>------->

Chłopak mógłby być najlepszym Zwiadowcą Araluenu, czego dowiódł omijając straże i wszystkie zabezpieczenia na końcu rozpływając się w gęstym lesie. Strażnicy byli w szoku gdy dowiedzieli się, że młodzieniec był w stanie ich ominąć. Baron Arald był pod wrażeniem jego umiejętności, a Crowley żałował, że nie spotkał go wcześniej. Sam powiadał, że byłby bardzo dobrym Zwiadowcą, jeśli już w takim wieku potrafi wykiwać strażników. Halt żałował, że wcześniej nie porozmawiał z chłopakiem. Może teraz miałby swojego ucznia... Nagle usłyszał krzyki i od razu pobiegł w miejsce, skąd dobiegały.

>>------->

Gdy dotarł na miejsce rozejrzał się dokładnie. Znajdował się na dużym placu, który służył za targowisko. Zaczął szukać osoby, która potrzebowałaby pomocy, gdy zauważył, że ktoś biegnie w jego stronę. Okazało się, że to Maya, żona jednego z najlepszych żołnierzy Redmont.
- Witaj, May'u. - Powiedział Halt kłaniając się lekko.
- Zwiadowco! Jak dobrze żeś jest! - Krzyknęła rozhisteryzowana kobieta.
- Spokojnie. Co się stało? - Spytał.
- Szłam właśnie po zakupy na targ, gdy nagle usłyszałam gwizd i odwróciłam się, żeby zobaczyć co to, a gdy spojrzałam przed siebie zauważyłam, że moja sakiewka zniknęła! Miałam tam wszystkie moje oszczędności! - Powiedziała bliska płaczu.
- Spokojnie. - Powtórzył Halt i przyciągnął ją do siebie. - Widziałaś kogoś?
- N-nie. Byłam tam tylko ja.
- Na pewno? Może po prostu go nie zauważyłaś. - Powiedział łagodnie.
- Nie. Jestem pewna, że byłam sama. - Odparła i nagle rozchyliła usta, zdziwiona.
- May'u...?
- Popatrz. - Powiedziała wyciągając małą, cienką karteczkę zza paska. - Co to?
- Nie wiesz? - Spytał Halt zdziwiony.
- To nie moje... - Zaczęła przerażona. - Mój Boże! Co tu się dzieje?! - Krzyknęła i złapała się za głowę.
- Co tam pisze? - Zapytał Halt. Kobieta podała mu małą, złożoną karteczkę i popatrzyła na niego z prośbą w oczach. Zwiadowca rozłożył kartkę i zaczął ją czytać.

_________22:00/dzisiaj________
Gospoda pod Białym Jeleniem
________Za budynkiem_______
_______Masz być cicho_______

- Co tam jest? - Spytała kobieta. Halt oddał jej karteczkę zastanawiając się, o co może chodzić.
- Wiesz co to za miejsce? - Zapytał May'i, która zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. - Powiedziała po chwili. - Pamiętam, że Arthur w wolnych chwilach pomagał właścicielowi w naprawianiu drobnych usterek. Ale co to ma wspólnego z moją kradzieżą?
- Nie wiem... Widocznie osoba, która cię okradła chce, żebyś tam przyszła. - Powiedział z namysłem.
- A-ale nie mogę tam pójść! - Sprzeciwiła się od razu. - Co jeśli ten ktoś chce mnie skrzywdzić?
- Pójdę z tobą. Przy okazji dowiem się czegoś o naszym złodziejaszku.
- Dobrze. O której mam się stawić?
- Przyjadę po ciebie. Do tego czasu zarygluj drzwi i nie wychodź z domu. Dobrze? - Kobieta przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Dziękuję. I do zobaczenia. - Dodała uśmiechając się lekko.
- Do widzenia. - Powiedział Halt i gwizdnął, a po chwili Abelard, jego mały, wierny konik przyszedł do niego.

>>------->

- May'u, już czas. - Powiedział Halt pukając w drzwi. Otworzyła je dość młoda kobieta, zapewne jej córka. - Oh, dzień dobry.
- Dzień dobry, Zwiadowco. - Dziewczyna schyliła głowę. - Wejdziesz? - Odsunęła się w przejściu.
- Nie, dziękuję... - Powiedział zmieszany Halt. Nigdy nie szło mu dobrze z kobietami. - Jest twoja matka?
- Oh, tak. Już ją zawołam. - Uśmiechnęła się i zniknęła we wnętrzu chaty, by po chwili wrócić z Mayą u boku.
- Dzień dobry, Zwiadowco. - Przywitała się kobieta.
- Witaj. Gotowa? - Spytał Halt.
- Oczywiście. - Powiedziała i ruszyła ze Zwiadowcą.
Mimo, że Halt znał tę wieś bardzo dobrze, to o samej gospodzie słyszał pierwszy raz. „Gospoda pod Białym Jeleniem... Pod Białym Jeleniem... To musi coś znaczyć!”, pomyślał i spojrzał przed siebie. Już widział ten duży, dwupiętrowy budynek.
- May'u? - Spytał, gdy zauważył, że kobieta rozgląda się na wszystkie strony. - Nie bój się, jesteś ze mną. Pamiętasz? - Ona tylko kiwnęła głową i wbiła spojrzenie przed siebie. Po chwili skręcali już w jedną z bocznych uliczek prowadzącą do gospody.

>>------->

Powoli weszli przez, o dziwo, otwartą furtkę i kucnęli między krzakami. Halt wyczuł coś dziwnego i spojrzał w tamtą stronę. Zauważył... Sakiewkę. Delikatnie wziął ją w dłoń, tak aby nie narobić hałasu i otworzył szeroko oczy, gdy zorientował się, że sakiewka jest pełna.
- T-to moja sakiewka! - Szepnęła przejęta Maya.
- W takim razie... Czego chce ten złodziej? - Odszepnął i usłyszał jakieś szumy przy gospodzie. Zobaczył Arthur'a razem z jakimiś trzema mężczyznami. Lekko zsunął kaptur z uszu, by słyszeć o czym rozmawiają.
- Więc? - Zaczął jakiś wysoki mężczyzna, w którego głosie można było wyczuć nienawiść i poczucie wyższości. Arthur wyglądał na przejętego, a ostatni mężczyzna po prostu stał i słuchał.
- Jesteśmy już zaczajeni. Będziemy je mieli. - Powiedział pewnie Arthur. - Jednego nie rozumiem... Po co ci dwójka bachorów? - Maya zakryła usta dłonią, do jej oczu napłynęły łzy, a Halt poczuł jak nienawiść rozsadza go od środka.
- Proste. - Odparł jego towarzysz. - Jeśli wezmę je teraz mam większą szansę wyszkolić je na sługi idealne. Będą robić co tylko sobie zamarzę. - Zaśmiał się głośno. - Wyobraźcie sobie miny tych durnych zwiadowczyków, gdy schwytają jakiegoś złodziejaszka, a ten sam się do wszystkiego przyzna i będzie ich atakował, aż w końcu ci się zdenerwują i skrócą go o głowę.
- Mój Boże... - Szepnęła Maya, a Halt zauważył, że po jej twarzy płynął łzy. Nagle kątem oka zauważył jakiś ruch. Przyjrzał się, co było dość trudne, zważywszy na otaczającą ich czerń. Nagle za mężczyzną o złych zamiarach wyrósł ogromny, czarny cień, który został zauważony dopiero wtedy, gdy podniósł swoją ofiarę za gardło, a wszyscy krzyknęli, przerażeni.
- Oj oj oj... - Zacmokała postać, przerażającym, głębokim głosem, który sprawił, że Halt'owi ciarki przeszły po plecach. - Nie ładnie, nie ładnie. - Powiedział i jednym, szybkim ruchem uderzył mężczyznę w kark, a ten stracił przytomność i osunął się nieprzytomny na ziemię. Arthur i jego towarzysz spojrzeli po sobie i rzucili się do ucieczki ale nagle przed nimi spadła ogromna, czarna postać. - Gdzie się panowie wybierają? - Powiedział zimno. Złapał ich i rzucił na ziemię z takim impetem, że zwiadowca zadrżał na myśl o bólu, jaki czują mężczyźni. Halt wyszedł ze swojego ukrycia i stanął twarzą w twarz z... Z tym czymś.

>>------->

- Kim jesteś? - Spytał Halt pilnując, by jego głos brzmiał normalnie.
- Skąd wiesz, że jestem człowiekiem? - Odparła postać swobodnie, nieco innym głosem. Bardziej sympatycznym.
- W takim razie, czym jesteś? - Poprawił się Halt, a postać zaśmiała się.
- Nareszcie to powiedziałeś. - Stwierdziła rozbawiona. Zwiadowca uświadomił sobie, że nie przypuszczał, by to... To coś było człowiekiem.
- Jak się nazywasz? - Halt zadał kolejne pytanie.
- Mów mi Łowca... - Powiedziała postać i rozpłynęła się w powietrzu. 

***

Wiiitaaam bardzo serdecznie, oto pierwszy rozdział! 
Jak się podoba?

Zapraszam do @Joel_Carter oraz do przejrzenia moich innych książek.
{{Tak miał wyglądać prolog ale stwierdziłam, że jest za długi}}

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro