ROZDZIAŁ 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Bliżej nie określony kobiecy głos, tak samo jak w zeszłym roku, polecił nam zostawić bagaże w środku, tak też zrobiliśmy i razem wyszliśmy szukać sobie miejsca przy powozach. W jednym z nich siedziała tylko Granger, która widocznie już spokojniejsza pozbyła się bliźniaków i gniazda na głowie. Dosiedliśmy się, więc do niej. Dziewczynka zjeżyła się na nasz widok i po prostu wyszła z dorożki pozostawiając ją całą dla nas.

- Coś ty jej zrobiła, Delphi ? - zagadnął Draco, gdy ruszyliśmy. Ach ... jak Szczurek dobrze mnie zna. Uśmiechnęłam się lekko do niego po czym opowiedziałam im jak to poszłam szukać Potter'a, a znalazłam Granger.

- No po prostu grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. - podsumowałam.

- I dobrze. - przytaknął Malfoy. - Szlamy się tępi.

  Spojrzałam na niego z pod byka, ale nic nie powiedziałam. Był to po prostu nawyk czystokrwistego dziecka. Czasem był mi go szkoda, a czasem myślałam, że bez tych wszystkich dziwnych zachowań i przyzwyczajeń nie byłby to mój Malfoy. Jednak dosyć z tymi sentymentami. Odwróciłam głowę przyglądając się ciemnemu krajobrazowi za oknem powozu. Nasz transport został tak zaczarowany, że same ciągnęły nas po kamiennej i nierównej ścieżce. Po półgodzinnej przejażdżce dotarliśmy w końcu do celu. Starałam się jako pierwsza ze Ślizgonów wejść do Wielkiej Sali i usiąść w samym centrum zielonego stołu. Byłoby to przypomnienie, kto tu rządzi, ale też i podkreślenie mojej wartości. Dla innych byłaby to po prostu zmiana miejsca - nic nadzwyczajnego, ale dla prawdziwego Ślizgona jest to coś o wiele ważniejszego. No bo niby gdzie w średniowieczu siadali królowie - osoby najważniejsze ? W cieniu ? Gdzieś z boku ? Czy w samym centrum ? No i udał mi się osiągnąć mój zamierzony cel. Nie byłam może pierwsza przy stole, ale z łatwością ja i moja świta usiedliśmy tam gdzie zaplanowałam. Ja na środku, twarzą zwróconą do innych stołów, Draco po mojej prawej, dalej Crabbe i Goyle, po mojej lewej Daphne, a na przeciwko mnie Zabini, Nott i Pansy. Niektórzy Ślizgoni patrzyli na to nowe rozmieszczenie z przymrużeniem oczu, ale nikt nic nie powiedział. Ceremonia przydziału się zaczęła. Omiotłam spojrzeniem całą Wielką Salę i ... nie zauważyłam nigdzie ani Złotego Chłopca, ani tego jego koleżki Weasley'a. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się gdzie mogą teraz być, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Ślizgoni zaczęli klaskać, więc spojrzałam w górę - jakiś nowy pierwszoroczny. Też zaklaskałam. W tym roku tylko siedem osób doszło do Slytherin'u. Ceremonia Przydziału skończyła się, Starzec wygłosił przemówienie oraz przedstawił nowego nauczyciela OPCM'u, zjedliśmy ucztę i ruszyliśmy w stronę dormitoriów. Po drodze usłyszałam podniecone szepty dwóch Gryfonów.

- Podobno przyjechali, a raczej przylecieli samochodem ...

- Ale fajnie !

- Taak ... tylko teraz mają przechlapane ...

- Czemu ?

- Za coś takiego mogą wylecieć ze szkoły.

- No nie wiem jak Ron, ale Harry'ego Potter'a na pewno za coś takiego nie wyrzucą ...

  Chłopcy poszli w górę schodami, a ja otoczona swoją świtą wkroczyłam do lochów. Ciekawe ... czyżby Złoty Chłopiec szukał uwagi ? Nie ... on nie należy do takich osób. Ale, w takim razie czemu to zrobił ? Odpowiedź wyłoniła się zza zakrętu. Mała siła uderzyła we mnie po czym zrobiła chwiejny krok do tyłu - łapiąc równowagę.

- Um ... przepra- ... Riddle.

- Potter. - syknęłam wygładzając swoją szatę. - Słyszałam, że przyleciałeś do szkoły samochodem ... i, że odjedziesz z niej niedługo pociągiem ...

- Masz przedawnione informacje, Riddle. - odparł wesoło chłopiec. - Zostajemy.

- Nie ciesz się tak. - ostrzegłam. - Prędzej czy później i tak stąd wylecisz.

- Później. - zadeklarował Potter. - A tak przy okazji to chyba zerujemy punkty ? - zapytał chłopiec. - I jeden : zero, Riddle.

  Wyminął mnie za nim zdążyłam odpowiedzieć. Rudzielec przerwał bitwę na wzrok z Draconem i ruszył za swoim bliznowatym koleżką. Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym aż do dwudziestej trzeciej rozmawiając o niesprawiedliwości tego zajścia. Ale i nas w końcu dopadło zmęczenie i udaliśmy się do sypialni. Nasze kufry już stały przy łóżkach w dormitorium dla drugorocznych i jedyną zmianę jaką zaobserwowałam było pojawienie się kota, prawdopodobnie należącego do Milicenty. Przebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. Pościel nie była tak miękka i wygodna jak w Malfoy Manor czy Rezydencji Riddle'ów, ale gdy tylko zamknęłam oczy i się w nią wtuliłam od razu usnęłam.

  Następny dzień zaczął się od bardzo miłego zajścia przy śniadaniu. A mianowicie: wraz z nadejściem sowiej poczty Weasley otrzymał list, który dostarczyła mu sowa wpadając prosto w jedzenie na półmiskach. Zrobiło się lekkie zamieszanie u Gryfonów i nagle najgłośniejszy stół w Wielkiej Sali praktycznie umilkł. Zainteresowały się tym też inne stoły łącznie z naszym. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, bo był to po prostu zwykły list w czerwonej kopercie, ale Draco pośpieszył mi z pomocą:

- To wyjec. - oznajmił z bananem na twarzy. - Kiedy się go otworzy zaczyna czytać na głos treść listu, gdy zaś się go nie otworzy ... - Szczurek pokręcił głową.

- Wybuchnie i zacznie wyć treść listu. - dokończył Zabini.

  Odwróciłam się w stronę rudzielca czekając co zrobi. Ja po prostu bym z nim uciekła lub go spaliła. Ale w ogóle zacznijmy od tego, że ja bym takiego wyjca nigdy nie dostała, bo i niby od kogo ? Ale nie ważne. Chłopiec drżącymi rękoma otworzył kopertę, a list wydarł się na całą Wielką Salę, więc teraz to nawet ci co nie zwracali uwagi na Weasley'a od początku zajścia, teraz na niego spoglądali.

- ... PO TYM, JAK UKRADŁEŚ SAMOCHÓD, WCALE BYM SIĘ NIE ZDZIWIŁA, GDYBY CIĘ WYRZUCONO ZE SZKOŁY, POCZEKAJ AŻ SIĘ DO CIEBIE DOBIORĘ, NIE SĄDZĘ ŻEBYŚ W OGÓLE POMYŚLAŁ, CO TWÓJ OJCIEC I JA PRZEŻYLIŚMY KIEDY ZOBACZYLISMY, ŻE GO NIE MA ...

  Kobiece wrzaski unosiły się po całym pomieszczeniu. Moja świta dygotała ze śmiechu, a ja tylko się szeroko uśmiechałam. Oj, biedny rudzielec. Chłopiec zapadł się prawie pod stół, ale na pewno i tak wszystko słyszał, trudno było tego nie słyszeć.

- ... DOSTALIŚMY WCZORAJ LIST OD DUMBLEDORE'A, MYŚLAŁAM, ŻE TWÓJ OJCIEC UMRZE ZE WSTYDU, CO Z CIEBIE WYROSŁO, TY I HARRY MOGLIŚCIE POŁAMAĆ SOBIE KARKI ... WSTRĘTNE I OBURZAJĄCE, TWOJEGO OJCA CZEKA W PRACY DOCHODZENIE, A TO WYŁĄCZNIE TWOJA WINA I JEŚLI JESZCZE RAZ ZROBISZ COŚ NIE TAK, WRÓCISZ DO DOMU I KONIEC ZE SZKOŁĄ.

  Teraz już więcej osób wybuchło śmiechem, a po parunastu minutach znowu na Wielkiej Sali zapanował normalny, śniadaniowy gwar rozmów.

- Dobrze, że nie wyrzucili Weasley'a. - powiedział po pewnym czasie Draco.

  Spojrzałam na niego przenikliwie podnosząc pytająco brwi.

- Takie upokorzenie jest o niebo lepsze.

  W pełni zgadzałam się ze Szczurkiem. Gdyby go wyrzucili to po prostu uczyłby się w domu czy znalazłby sobie inną szkołę magii i miałby czyste konto, a tak musi jeszcze przez parę lat chodzić do szkoły z tymi samymi ludźmi i znosić upokorzenie, od którego nie da się uciec. Było to zdecydowanie o wiele gorsze.

  Śniadanie dobiegło końca i udaliśmy się na pierwszą tego dnia lekcje, którą były dwie godziny Zaklęć z Krukonami. Były to kompletnie zwyczajne i nudne lekcje. Na pierwszej godzinie sama teoria i przepisywanie długich reguł i wskazówek dotyczących tej dziedziny magii, a następnie praktyki. Kiedy za pierwszym razem udało mi się rzucić poprawnie zaklęcie usłyszałam szept najbliżej usadzonych Krukonek:

- Jak ona to robi ?

- Nie wiem ... to wygląda tak jakby magia była dla nie czymś tak naturalnym i prostym jak oddychanie ...

  I pomyślałam sobie wtedy, że może małe Kruki mają racje. Ale no w końcu jakby to wyglądało: Wielka córka Czarnego Pana jest na tym samym poziomie co inni lub nie radzi sobie z czarami, a szczególnie tak prostymi ? To byłoby kompletnie niedorzeczne. Po zakończonych zajęciach udaliśmy się na lunch, a potem na zatłoczony dziedziniec, gdzie wszyscy uczniowie korzystali z nadal słonecznej pogody. Usiadłam razem z Draco, Zabini'm i Daphne na ławce niedaleko kamiennych schodów, gdzie właśnie siadało Złote Trio. Granger czytała, a rudzielec rozmawiał o czymś bardzo przejęty z Potter'em. Nagle jakiś mały Gryfon z aparatem cały sztywny i podniecony podchodził do nich coraz bliżej. Skinęłam na moich towarzyszy i ruszyliśmy w ich stronę.

- ... a może twój przyjaciel mógłby wziąć aparat, a ja stanę obok ciebie ? A potem byś je podpisał, co ?

  Nie wytrzymałam i na te słowa zaśmiałam się lodowato, aż cała czwórka podskoczyła z przerażenia.

- Rozdajesz swoje zdjęcia z autografem, co Potter ? - wydyszałam opanowując się trochę. - A dasz mi potem jedno ? - zapytałam pseudo poważnym tonem. - Zawsze chciałam mieć zdjęcie takiego słabego i głupiego baranka Jasnej Strony.

  Daphne i chłopcy zachichotali za moimi plecami.

- Nie rozdaję żadnych zdjęć. - warknął chłopiec wstając. - Odwal się, Riddle !

- Uuu ... ale się boję ... i co mi zrobisz ? - zapytałam wyzywająco.

- Bo ty mu po prostu zazdrościsz ! - pisnął zamiast tego ten mały chłopiec.

  Moja mała świta wybuchła śmiechem.

- A niby czego ? - zapytałam ocierając sobie łzy śmiechu z twarzy. - Tej blizny na czole ? Sławy ? Bogactwa ? Bycia sierotą?

- O ile kojarzę ty też jesteś sierotą. - wtrąciła szlama, która teraz też już stała.

  Nie raczyłam jej na to odpowiedzieć.

- Dokładnie, więc spadaj stąd, Riddle. - przytaknął rudzielec. - Nikt cię tutaj nie chce.

- Uważaj, Weasley. - mruknął Draco. - Lepiej nie zaczynaj, bo przyjedzie twoja mamcia i zabierze cię ze szkoły. ,, Jeśli jeszcze raz zrobisz coś nie tak - zacytował piskliwym głosem pani Weasley. - wrócisz do domu ... ''

- Potter, - blondyn zwrócił się do Złotego Chłopca. - daj jedno zdjęcie z autografem Weasley'owi, będzie więcej warte niż cały dom jego rodziny.

  Rudzielec wyciągnął swoją ... a to nowe ... zepsutą różdżkę, ale szlama w porę go złapała.

- Uwaga ! - szepnęła.

- Co tu się dzieje ? Co tu się dzieje ? - był to Gilderoy Lockhart w swoich turkusowych szatach. - Kto rozdaje zdjęcia z autografem ? - oczywiście ściągało go do sławy. Ja stałam opanowana śmiejąc się w duchu, ale cała reszta moich Ślizgonów ledwo co dawała radę nie śmiać się otwarcie.

  Harry cały czerwony chciał wszystkiemu zaprzeczyć, ale nie zdążył, gdyż mężczyzna oplótł go ramieniem i zagrzmiał jowialnie:

- Ależ tak ! Po co ja się pytam ? Znowu się spotykamy, Harry !

  Nie wytrzymałam dłużej i, by nie psuć swojej reputacji u nowego profesora, skinęłam na resztę i odeszłam śmiejąc się złośliwie.

  Spotkałam Potter'a potem dopiero na lekcjach. Siedziałam w ławce z Draco w samym centrum Ślizgońskiej części klasy, a Złoty Chłopiec zajął miejsce na samym końcu sali zastawiając się do o koła dziełami Lockhart'a.

- Potter chyba nie lubi naszego nowego nauczyciela ... - zacmokałam do reszty.

  Zachichotali, ale nie zdążyli mi nic odpowiedzieć, ponieważ do klasy wparował wspomniany nauczyciel. Podniósł jedno ze swoich dzieł i oznajmił bardzo inteligentnie:

- To ja - puścił w naszą stronę oczko. - Gilderoy Lockhart, kawaler Orderu Merlina Trzeciej Klasy, honorowy członek Ligi Obrony przed Czarną Magią i pięciokrotny laureat nagrody Najbardziej Czarujący Uśmiech tygodnia ,, Czarownica '' ... ale nie o tym chcę mówić. - jednak mi się zdawało, że właśnie o tym chciał rozmawiać, przechwalać się. Poczułam nagły przypływ negatywnych emocji do nowego profesora. - Nie pozbyłem się zjawy z Bandonu uśmiechając się do niej !

- Widzę, że wszyscy kupiliście komplet moich książek.

- Kazał nam pan. - mruknęłam obojętnie opierając głowę na dłoni ze znudzenia. Mężczyzna raczej mnie nie usłyszał, bo kontynuował uśmiechnięty:

- Znakomicie. Zaczniemy od małego quizu. Nie ma powodu do niepokoju ... chcę po prostu sprawdzić, co wam zostało z lektury ...

  Rozdał nam arkusze testowe i wrócił naprzód klasy oznajmiając: - Macie trzydzieści minut. Zaczynamy !

  Spojrzałam niepewnie na moja pracę:

1. Jaki jest ulubiony kolor Gilderoy'a Lockhart'a ?

2. Jakie jest skryte pragnienie Gilderoy'a Lockhart'a ?

3. Jakie jest, według ciebie, największe do tej pory osiągnięcie Gilderoy'a Lockhart'a ?

  I 54 innych tego typu durnowatych pytań. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po klasie. Wszyscy inni już pisali lub zastanawiali się co napisać. Parsknęłam zdziwiona i lekko zniesmaczona. Jak oni w ogóle mogli nawet rozważyć podjęcie napisania tego ? Wyprostowałam się i nie dotknęłam tego ... testu, aż do końca wyznaczonego czasu. Przypatrywałam się Granger, która pisała jak natchniona oraz wsłuchiwałam się w odgłosy skrzypienia piór i jakiemuś pomrukiwaniu. Wyznaczony czas minął i Lockhart zabrał nam pliki kartek. Oparł się elegancko na swoim biurku i zaczął przeglądać testy.

- No, no ... nikt nie zapamiętał, że moim ulubionym kolorem jest liliowy. Napisałem o tym w ,, Roku z yeti ''. A niekórzy powinni uważnie przeczytać ,, Weekend z wilkołakiem '' ... w rozdziale ... - i w tym momencie się wyłączyłam. Zdążyłam już na tyle poznać tego mężczyznę, by go znienawidzić i zignorować. Byłam w 100 % przekonana, że nie powie nic wartego mojej uwagi. Za to Granger słuchała jak zaczarowana, żałosne. Ale nie wszyscy rodzą się tacy idealni jak ja. Świat byłby szalenie nudny bez takich dziwaków, którzy stawiają wieczne wyzwania. Zwróciłam tylko uwagę na mężczyznę, kiedy komentował mój test:

- A tu ktoś nawet się nie podpisał ... Kto to taki ?

  Pełna niechęci związanej z konfrontacją z tym zakochanym w sobie palantem podniosłam rękę. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie z różnym stopniem zaskoczenia i zainteresowania. Najmniej zaskoczony był oczywiście Draco.

- Och, panno ...

- Riddle.

- Och, panno Riddle ... - kontynuował kręcąc głową z politowaniem. - Czyżby był to młodzieńczy bunt ? - zapytał pobłażliwie. - Bo nie sądzę, by tak bystra dziewczynka jak ty nie przeczytała tak interesujących i pouczających książek ...

- Tak, przeczytałam. - zgodziłam się. - Jednakowoż nie były zbytnio interesujące czy pouczające, a wręcz przeciwnie ... A ten ... test, quiz może lepiej, był niepotrzebny i wcale nie sprawdzał naszych umiejętności w zakresie obrony przed czarną magią ...

- Och, och, och ... panno Riddle ... ten test miał na celu sprawdzenie czy przeczytaliście moje książki i wyłapaliście to co na pierwszy rzut oka jest mało istotne ... ale rozumiem, że teraz nie przyznasz się do błędu, panno Riddle i nie dam ci za to żadnej kary, więc kontynuujmy ...

  Moje oczy na krótką chwilę zapłonęły czerwienią, ale zaraz uspokoiłam się. Nie zepsuję sobie reputacji zwyczajnej uczennicy tylko z powodu tego palanta. Obiecałam sobie, że już więcej nie zawiodę ojca, a zdradzenie mojej prawdziwej osobowości mogłoby się do tego zaliczać.

- A teraz ... do dzieła ...

  Lockhart wyjął okrytą płachtą klatkę z pod biurka.

- Muszę was jednak ostrzec ! Moim zadaniem jest uzbrojenie was w oręż przeciwko najbardziej odrażającym potworom znanym w świecie czarodziejów ! W tym pomieszczeniu możecie przeżyć strach, jakiego dotąd nie znaliście. - ,, strach jaki dotąd nie znaliście ... '' ? Błagam cię, a grałeś kiedyś w szachy z Czarnym Panem ? - Wiedzcie jednak, że nie grozi wam nic, dopóki ja tu jestem. I proszę o zachowanie spokoju.

  Wszyscy wstrzymali oddech w napięci, tylko ja byłam wyluzowana, Lockhart położył dłoń na klatce.

- Proszę nie wrzeszczeć. - powiedział cicho. - Bo to mogłoby je sprowokować.

  Ci z tyłu łącznie z Potter'em wychylili się, by lepiej widzieć klatkę, a mężczyzna z dramatyczną płazą ściągnął płachtę z klatki.

- Tak jest. - oznajmił równie dramatycznie. - Oto świeżo schwytane chochliki kornwalijskie.

  Z trudem, ale ograniczyłam się tylko do uśmiechu. Za to jakiś Gryfon nie wytrzymał i roześmiał się na całą klasę.

- Tak ? - Lockhart uśmiechnął się do niego równie pobłażliwie co do mnie.

- No ... bo przecież ... one ... wcale nie są groźne, prawda ? - wyjąkał pomiędzy próbami opanowania się.

- Nie bądź taki pewny ! - zawołał celując w niego palcem. - Mogą być diabelsko sprytnymi gałganami !

  Teraz już nie tylko ja i Gryfon byliśmy rozbawieni, ale chyba tylko Granger nadal brała wszystko co on powie na poważnie.

- A więc dobrze. - powiedział Lockhart donośnym głosem, który ledwo co docierał do śmiejących się uczniów. - Zobaczymy, jak sobie z nimi poradzicie !

  I otworzył klatkę. Chmara niebieskich, ośmio-calowych chochlików rozproszyła się po klasie z prędkością błyskawicy. Wybuchło okropne zamieszanie: dwa z nich złapały Longbottom'a za uszy i zaczepiły go na żyrandolu, kilkanaście z nich wystrzeliło w okno rozbijając je, porywały kałamarze i opryskały całą klasę atramentem, darły na strzępy książki i arkusze pergaminu oraz bzdurnego testu Lockhart'a, strącały obrazy ze ścian, wywróciły do góry nogami kosz ze śmieciami, wyrzucały przez rozbite okno torby i książki. Po kilku minutach większa część klasy siedziała pod ławkami, a pyzaty Gryfon wisiał pod sufitem. Tylko ja i Lockhart byliśmy opanowani. Kiedy tylko chochliki zostały wypuszczone wzniosłam tarczę zaklęciem ,, Salvo Hestia '', więc i ja, i moje rzeczy pozostawały bez skazy. Tak długie podtrzymywanie tej z pozoru prostej tarczy nie było łatwe, ale nie dawałam po sobie poznać, że za parę minut mogę paść z sił.

- No dalej poradźcie sobie z nimi, przecież to tylko chochliki. - szydził Lockhart.

  Sam podwinął rękawy, wyjął swoją różdżkę i zawołał:

- Peskipiksi pestronomi !

  Ryknęłam lodowatym śmiechem, ponieważ chochliki nawet nie przejęły się zaklęciem, a co lepsze zabrały mu różdżkę i wyrzuciły ją przez okno. Przełknął głośno ślinę i zanurkował pod biurko, gdzie ledwo uniknął zmiażdżenia przez Longbottom'a, który spadł z dachu razem z żyrandolem. Zabrzmiał dzwonek i wszyscy wybiegli z klasy. Zaraz za drzwiami cofnęłam tarczę i lekko zmęczona oparłam się o ścianę, a następnie zaczęłam się śmiać nie tylko z głupoty Lockhart'a, ale i też z mojej świty, która była cała brudna i rozwścieczona.

- Niech no tylko mój ojciec się o tym dowie ! - warczał Draco.

  Nie odpowiedziałam mu niezdolna się opanować Może Gilderoy nie jest jednak takim złym nauczycielem ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro