«rozdział 11»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

POV. JULIA

— Przesuń się trochę w bok, jeszcze kawałek — dyrygowałam — O tak, tak jest dobrze. Twoje zwierzęta na pewno dadzą radę wytrzymać tyle bez ruchu?

— Pytałem się ich, mówiły, że tak — odparł Antonio.

— Okej, w takim razie zaczynamy — powiedziałam.

Kiedy ołówek dotknął kartki, poczułam, że jestem w swoim żywiole. Zaczęłam szkicować. Na początek stawiałam szybkie kreski, żeby mniej więcej wiedzieć, co gdzie będzie. Potem przeszłam do dokładnego szkicu. Tu już było nieco trudniej. Proporcje musiały być idealnie odwzorowane.

— Julcia, długo jeszcze? — spytał Antonio. No tak, zapomniałam, przecież on ma pięć lat, nie wysiedzi tu paru godzin.

— Może tak, a może nie — zaczęłam się z nim droczyć — Jeśli chcesz to ci pośpiewam.

Ochoczo pokiwał głową, aż mu loczki zatańczyły.

Zaczęłam nucić jedyną piosenkę, jaką znam. Nie ma ona słów, tylko melodię. Czasem niższe tony, czasem wyższe. Razem brzmi trochę jak kołysanka. Słyszałam jak kobiety śpiewały ją podczas wspólnych prac. Po paru razach nauczyłam się jej na pamięć. Lubię ją, bo jest kojąca i uspokaja, wyobrażam sobie zawsze, że mama śpiewa mi ją na dobranoc, a potem całuje w czoło. 

Godzinę później miałam już ukończony szkic ze wszystkimi szczegółami. Jestem z siebie dumna. Mimo dłuższej przerwy nie straciłam wprawy. Zaznaczyłam, gdzie muszą znajdować się cienie.

— Już możesz się ruszać — powiedziałam do Antonia i chłopczyk w sekundę znalazł się przy mnie.

— Pokażesz? Prooooszęęęęęęęę — zrobił minkę zbitego psiaka.

Roześmiałam się i pogłaskałam go po głowie.

— Zobaczysz po kolacji.

— Ale czemu nie teraz? — spytał, usiłując zajrzeć mi do szkicownika.

— Bo temu — odparłam, zamykając zeszyt — Wierzysz mi?

Antonio kiwnął głową.

— Więc jak mówię, że obejrzysz sobie po kolacji, to tak będzie. Zrozumiano? A teraz szoruj do pokoju, żeby tía Pepa nie musiała biegać i cię szukać.

Antonio posłusznie zaczął wchodzić po schodach, jednak w połowie drogi zawrócił i przytulił się do mnie.

— Te amo, Julcia — powiedział, gwizdnął na swoje zwierzęta i pobiegł na górę. Czasem tak potrafi mnie rozbroić, że całkowicie mięknę. 

Cieniowałam sobie w najlepsze, gdy nagle...

— Ładnie rysujesz — usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam.

✺✺✺

POV. CAMILO

Roześmiałem się, widząc bezcenną minę Julki. Nietrudno ją wystraszyć. Bojąkwa z niej taka, że wystarczy zajść ją od tyłu i coś do niej powiedzieć. Każdy nagły dźwięk ją straszy. Ale ona się niczego nie boi! Ona jest najodważniejsza na świecie!

W takim razie ja nie lubię arep.

— Przysięgam na Casitę, że jeszcze raz mnie wystraszysz, a wsadzę ci parasolkę wiesz gdzie i ją otworzę — powiedziała.

Ja nie jestem wyjątkiem, ona tak każdemu wygraża. Ewentualnie macha pięścią przed nosem. 

— Oj no weź, co się tak wszystkiego boisz? — droczenie się z nią jest bezpieczne do pewnego momentu. Potem się już leży bez przednich zębów na glebie.

Julka popatrzyła na mnie z rządzą mordu w oczach i zdjęła buta.

— Jedno słowo i będziesz miał tego laczka w przełyku — wycedziła, podtykając mi sandała pod nos.

— Za pięknie to on nie pachnie — powiedziałem i zwiałem na górę, żeby się czasem jej groźba nie spełniła.

— Wracaj mi tu! Ale już! — zawołała za mną.

— Też Cię lubię! —  odkrzyknąłem, szczerząc zęby jak dureń i zamknąłem drzwi do swojego pokoju.

✺✺✺

POV. JULIA

Włożyłam z powrotem buta i zaśmiałam się pod nosem. Dla ludzi z zewnątrz musi to wyglądać dziwnie, ale przecież my się tylko z sobą droczymy. Aczkolwiek tío Félix uważa to za swego rodzaju zaloty. No nie wiem, kto się niby do kogo zaleca, ale na pewno nie ja do Camilo ani on do mnie. To jest tylko przyjaźń. Znaczy, tak myślę...

Popatrzyłam na skończony rysunek. No, picuś glancuś. Jednak umiem jeszcze rysować po tej przerwie.

— Casita, ile mam czasu do kolacji? — spytałam. Koło mnie znalazł się budzik. Jakieś pół godziny. Dobra jest, wystarczy, żeby coś porobić. — Gracias — powiedziałam, wstając.

Pozbierałam wszystkie przybory i zaniosłam je do pokoju. Starannie pochowałam je do szufladek małej komódce, stojącej obok mojego łóżka. Porządek być musi. Nie to co tío Bruno ma w tym swoim skitranym pokoiku. Tam to jest dopiero bajzel. Aż mnie czasem ręce świerzbią, żeby mu posprzątać.

✺✺✺

POV. MIRABEL

Po cichu wślizgnęłam się do pokoju. Julia jak zwykle stała przy oknie i patrzyła gdzieś w dal. Mogłabym przysiąc, że jest smutna. Nie rozumiem, dlaczego nie przyjdzie po prostu się wygadać. Przyjaciółka przyjaciółce może przecież powiedzieć wszystko.

— Julia, wiesz, mam do ciebie takie małe pytanie, ale jak nie chcesz, to w sumie nie odpowiadaj, tylko wiesz, wolałabym jednak, żebyś odpowiedziała, bo to dosyć ważne... — zaczęłam.

— Jakie to pytanie? — Julia odwróciła się od okna.

Odetchnęłam głęboko i wypaliłam:

— Podoba Ci się Camilo?

Julia najpierw zbladła, potem zalała się rumieńcem, a potem znowu zbladła.

— N–Nie, znaczy t–tak, znaczy nie... tego... nie wiem — odparła, jąkając się — A czemu pytasz? — uśmiechnęła się nerwowo.

— Nooo, bo wiesz, dużo razem chodzicie, dobrze się dogadujecie, dzisiaj się przytuliliście... — nie dokończyłam, bo Julia gwałtownie mi przerwała.

— Camilo mnie TYLKO pocieszał — powiedziała — Było mi smutno, a sama chyba najlepiej wiesz, jaki on jest. To mój przyjaciel, nic poza tym, już to milion pięćset sto dziewięćset razy mówiłam.

— Ale podoba ci się — bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

Julia najpierw zaczęła wyłamywać palce, a potem bawić się kolczykiem. Robiła tak, kiedy czuła się niekomfortowo, tyle już zdążyłam zauważyć.

— W–W jakim sensie? —  spytała, śmiejąc się nerwowo. Miała taki nie wiem... tik? Zawsze zaczynała się śmiać albo uśmiechać, kiedy się bardzo denerwowała.

— No, w ogóle — nie chcę się narzucać, jednak muszę wiedzieć czy mój primo jest dla niej kimś więcej niż tylko najlepszym przyjacielem. I, szczerze mówiąc, mam taką nadzieję. Byłaby z nich urocza para.

— Eeee, wiesz, Mirabel, nie żeby coś, ale ja mam CZTERNAŚCIE LAT — odezwała się Julia — Ja jeszcze nie mam głowy do takich rzeczy.

— Za trzy tygodnie skończysz piętnaście — przypomniałam jej.

— Dobrze, jasne, wiem, ale zrozum to wreszcie, do jasnej pogody, że Camilo jest dla mnie jak brat! — głos jej nieco zadrżał i zaróżowiły się policzki. Łże jak pies. Od razu widać. Po oczach. — Jeśli o to ci chodzi, to kocham go, ale nie w taki sposób, o jakim ty myślisz. Jest dobry, kochany, nawet jak mam gorszy dzień to umie mnie rozśmieszyć, ale  nie myślę o nim jak... — nie umiała znaleźć słowa. Albo tylko nie chciała. 

— Jak o swoim chłopaku — dokończyłam.

— Właśnie — potwierdziła — A ty wymagasz ode mnie nie wiadomo czego. I jeszcze  napuszczasz na mnie to swoje szurnięte kółko swatek. Ja cię błagam, weź ty się już lepiej zajmij tym swoim Enzo czy jak u tam było, a mi daj spokój, bo już sama nie wiem, co czuję.

— No dobrze, dobrze, chciałam tylko spytać — powiedziałam, unosząc ręce w obronnym geście.

— Spytałaś, a teraz adiós — wypchnęła mnie za drzwi.

✺✺✺

POV. CAMILO

Leżałem na hamaku, gapiąc się bezczynnie w lustra na suficie. Nienawidzę tego pokoju. Tego, że zmienia się co chwilę, tego, że na każdym kroku jest jakieś lustro. Zawsze mam wrażenie, że coś tu jest nie tak, jak należy. Może po prostu najlepiej by było zakończyć to wszystko raz a porządnie? Żeby nie musieć więcej cierpieć? Tylko jak? I kiedy? Nie chcę, żeby Julka martwiła się z mojego powodu. Jest tak kochana i dobra, że nie mam serca jej tego robić. Ale czy jest sens dalej walczyć, skoro każdy dzień wygląda tak samo? Czy nie mógłbym w końcu się od tego uwolnić?

Julka radziła mi, żebym znalazł sobie jakieś zajęcie, które pomoże mi przestać myśleć o tym, jak bardzo jestem beznadziejny. Ale co to da, kiedy ja i tak wiem, że bez daru nikt by mnie nie potrzebował? Bo do czego miałby się przydać chłopak, który sam nie wie, kim jest? Który do niczego się nie nadaje?

Dlaczego ja muszę udawać, że wszystko jest dobrze, chociaż wcale nie jest? Czy ja już zawsze będę musiał ukrywać to, co czuję naprawdę? Czy kiedykolwiek ktoś będzie potrzebował MNIE, prawdziwego MNIE, a nie ciągle kogoś innego?

— ¿Hermanito? — do pokoju wsunęła się Dolores.

¿Sí?  podniosłem się i usiadłem. Mam nadzieję, że nie widać po mnie, o czym myślałem.

Dolores miała minę, jakby usłyszała nie wiadomo jak fantastyczną plotkę.

— No, co się stało? — spytałem, wstając.

— Podoba Ci się Julia? — wypaliła z prędkością karabinu maszynowego.

Najpierw nie dotarły do mnie jej słowa. Potem, kiedy już zrozumiałem, zarumieniłem się jak jakaś baba.

— Skąd ty...? — Dolores nie dała mi skończyć i przytuliła mnie.

— Wiedziałam, wiedziałam! — pisnęła — Zakochałeś się!

— Wcale nie... — protestowałem, czując, że coraz mocniej palą mnie policzki. 

— Nie udawaj, dobrze wiem, jak na nią patrzysz – zaśmiała się cicho i popatrzyła mi w oczy — Przecież to nic złego.

— A kto tak mówi — mruknąłem, patrząc w inną stronę.

Objęła mnie jeszcze mocniej.

— Nie mogę uwierzyć, że mój hermanito będzie miał dziewczynę — powiedziała szczęśliwa.

— Lepiej się tak nie ciesz — odezwałem się — Skąd możesz wiedzieć czy w ogóle mnie lubi.

— Lubi, na pewno. Nawet, jeśli myślisz, że jest inaczej.

— Wątpię — odparłem ponuro.

— Hej, patrz tu na mnie — powiedziała — Obojętnie, co by się nie działo jesteś, byłeś i będziesz moim kochanym hermanito, a to, że ktoś potrzebuje zawsze kogoś innego, a nie ciebie, nic dla mnie nie znaczy, słyszysz? Dla Julii też nie. Ona cię kocha tak jak ty ją, ale boi do tego przyznać nawet przed samą sobą.

— Co?!

— Już Ci kiedyś tłumaczyłam, że masz mi się do ucha nie drzeć.

— Przepraszam...

— Więc nie masz się czym przejmować. Julia docenia cię takim, jakim jesteś. I ja wiem, co mówię — dodała — Słyszę wszystko, zapomniałeś?

— Mhm...

— Pamiętaj, że my cię wszyscy kochamy i masz się nie przejmować innymi, jasne?

Kiwnąłem głową. Łatwo jej mówić. Od niej nie wymagają, żeby zamieniała się w kogoś, kim nie chce być. Też ma czasem ciężko, ale jest silniejsza. A ja? Jestem za słaby. Do niczego się nie nadaję.

— Te amo, hermanito — szepnęła, przytulając mnie. 

— Ja Ciebie też, hermana — wyszeptałem.

— Będzie dobrze — uśmiechnęła się i poczochrała mi włosy — Za dziesięć minut kolacja — wyszła, przymykając delikatnie drzwi.

Musiała słyszeć, jak któregoś razu rozmawiałem z Julką o tym wszystkim. Żeby tylko nie wygadała rodzicom, a już abueli w szczególności. Wolę uniknąć tych wszystkich pytań. I tak mi nie pomogą. Nie będę umieli. Bo jest tylko jeden sposób na to. Sposób, który chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. 

Skończenie z sobą.

Ale boję się, że nie będę umiał. Nie chcę zostawiać Julki. Jest dla mnie ważna. 

Tylko, że ja już nie mam siły.

Popatrzyłem w jedno z luster. Dlaczego one muszą tu być? Dlaczego muszą dobijać mnie jeszcze bardziej? Czemu nie potrafię sprawić, żeby zniknęły?

Wziąłem koc i zasłoniłem je.

✺✺✺

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

tía-ciocia

te amo-kocham Cię

tío-wuja

gracias-dziękuję

adiós-dowidzenia

¿Hermanito?-braciszku?

¿Sí?-tak?

hermanito-braciszek

Te amo, hermanito-kocham Cię, braciszku

hermana-siostra

abuela-babcia


Hej, hej!

Mam nadzieję, że was nie nudzę i czytało wam się dobrze ♡

To do zobaczenia!

~Dżulia






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro