𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝕻𝖎𝖊𝖗𝖜𝖘𝖟𝖞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



𝕯awno temu, gdzieś daleko, daleko stąd, pewnej zimowej nocy na świat przyszła mała dziewczynka. 

W jednej z zamkowych sal miało się wydarzyć coś bardzo ważnego. Od samego rana nie zwracano uwagi na nic. Prawie nikt nie mógł spać. Wszyscy szykowali się na narodziny pierwszego maleństwa Ronji i Birka. Trudno było pomyśleć, że tych dwoje tak niedawno było jeszcze dziećmi, a teraz dorośli. I już niedługo mieli zostać rodzicami. 

Od kiedy ród Mattisa i ród Borki połączyły się w jeden, wszyscy zamieszkali razem w Zamku Mattisa. Podział nie był już potrzebny, jedynie zbójnicy od czasu do czasu zostawali wygonieni do dawnej Twierdzy Borki. 

— Żeby tylko wszystko było dobrze, bo ja tego nie przeżyję... — powiedział Mattis.

Nie wiadomo, kto bardziej martwił się tym wszystkim. Czy Mattis, który chodził po kamiennej sali, mamrocząc do siebie, czy Birk, który ze zmęczenia ledwo trzymał się na nogach, czy może sama Ronja, która bynajmniej nie wyglądała, jakby się przejmowała.

— Przestańże w końcu, Mattisie — skarciła męża Lovis — Co miałoby się stać? Ani dziecku, ani Ronji nic nie będzie.

— Oby — Mattis ciężko westchnął i usiadł na ławie przy długim stole.

Wkrótce Lovis i Undis poszły do Ronji, by jej pomóc i dodać otuchy. Nikomu innemu nie wolno było tam chodzić, a już zwłaszcza nie teraz, gdy maleństwo miało niedługo ujrzeć świat. A poza tym to nie są sprawy dla mężczyzn. Tak powiedziały.

— Ciekawe czy będziemy tu mieli nowego herszta? — zastanowił się Borka. Nie mógł pogodzić się z tym, że ani Ronja, ani Birk nie zostali hersztami, choć minęło już kilka lat. W obu rodach zbójnictwo zaczynało odchodzić w niepamięć. Wprawdzie rabowali jeszcze od czasu do czasu, ale nie byli znów tacy młodzi, a i inni zbójnicy przestawali mieć na to ochotę. Zresztą niczego im nie brakowało, mieli dość złota i srebra. Mimo wszystko dobrze by było podtrzymać rodzinną tradycję nawet, jeśli własne dzieci za żadne skarby świata nie chcą tego robić. Wnuki dawały więc nową nadzieję na powrót świetnych zbójnickich czasów.

— Mogę się założyć, że będzie dziewczynka — powiedział Mattis — Tak śliczna jak moja Ronja — dodał z dumą.

— A ja ci mówię, że będzie chłopak! — Borka walnął pięścią w stół. — I będzie najlepszym hersztem w lesie! Jak ja!

Mattis się zaśmiał.

— Kiedy ty byłeś najlepszym hersztem w lesie, co? A poza tym biedny ten dzieciak, jeśli miałby być w czymkolwiek podobny do ciebie — machnął na niego ręką.

Borka w odpowiedzi zgrzytnął zębami.

— Nie umiecie się nie kłócić, nie? — spytał Birk. Siedział po drugiej stronie stołu i spod półprzymkniętych powiek obserwował obu hersztów. Przedtem zdrzemnął się nieco, opierając głowę na dłoni, jednak w takim hałasie nie dało się nawet zmrużyć oka. A co by to było, gdyby na dodatek siedzieli tu wszyscy zbójnicy! Na szczęście Lovis i Undis wypędziły ich na drugą stronę Czeluści Diabła, do dawnej Twierdzy Borki. Żeby Ronja miała spokój.

— Nie wtrącaj się, za młody jeszcze jesteś — odrzekł Mattis, patrząc na niego z góry.

— Jestem dorosły — przypomniał Birk. Co prawda wydoroślał, jednakże nadal miał nieco chłopięce rysy twarzy, czego nie omieszkali wytykać mu zbójnicy, nazywając go przy tym chłopakiem.

— Nie bądź no taki mądry — mruknął Mattis. To nie było tak, że się nie lubili, nie. Po prostu nie czuli do siebie sympatii. Nie potrafili, a może nie chcieli, zrozumieć się nawzajem. Ronję nieco to martwiło, wolała, żeby wszyscy żyli w zgodzie, ale wiedziała także, że jeden i drugi jest uparty jak osioł i nic tego nie zmieni.

— A co do ciebie — Mattis odwrócił się do Borki. — to zobaczymy, kto ma rację.

W tym właśnie momencie w drzwiach stanęła Ronja z maleństwem na rękach. Widać było, że jest bardzo zmęczona. Mimo wszystko wyglądała pięknie z rozpuszczonymi, ciemnymi włosami i błyszczącymi ze szczęścia oczyma. Lovis i Undis były blisko niej, jakby chcąc zapewnić ją, że w razie czego będzie się mogła na nich podeprzeć.

— I co? Co się urodziło? — dopytywali jeden przez drugiego Mattis i Borka.

— Dziewczynka — odparła Ronja — Cudowne maleństwo — dodała, tuląc zawiniątko.

Lovis i Undis pomogły jej dojść do ławy i usiąść. Pozostali zebrali się wokół Ronji i patrzyli na ten mały cud, jaki im się objawił.

— Jest podobna do swojego taty — uśmiechnęła się Ronja. Birk objął ją ramieniem, a ona oparła się o niego.

— Jaka śliczna — wzruszyła się Undis. 

— Ha! A nie mówiłem, że będzie dziewczyna? — Mattis wydawał się być dumny z wygrania zakładu. — To moja wnuczka! 

Borka otworzył usta, żeby mu odparować, ale Lovis powiedziała ostro:

— Przestańcie, bo obudzicie dziecko. Pokłócić możecie się później.

Obaj nie śmieli już więcej ze sobą rywalizować. Patrzyli tylko z zachwytem na maleńką dziewczynkę.

Zdecydowanie odziedziczyła urodę po rodzicach. Nikt nie mógłby zaprzeczyć, że była ładna. 

Ronja pocałowała córeczkę w czółko. 

— Chciałabym, żeby miała na imię Astrid. Możemy ją tak nazwać? — spytała Birka.

— Jasne — odpowiedział — Jeśli tobie się podoba to niech tak będzie.

— Astrid, wnuczka zbójnika — powiedziała — Ślicznie to brzmi — przytuliła maleństwo.

Dziewczynka otworzyła oczka, jakby rozumiejąc, że to o niej jest tu mowa. Wszyscy wydali w tym momencie zdziwione westchnienie.

— Czemu jej oczy są... — zaczęła Undis, ale Borka szybko ją uciszył.

Astrid powiodła po wszystkich zamglonymi, ciemnogranatowymi oczkami, ziewnęła rozkosznie i znów zasnęła.

— Ronju, musisz odpocząć — powiedziała Lovis, kładąc jej dłoń na ramieniu — I ty też — zwróciła się do Birka — Idźcie spać. 

Ronja ucałowała córeczkę w główkę i oddała ją Lovis, by ta ułożyła maleństwo w kołysce.

Potem ona i Birk poszli się położyć. Ostatnie dni były wyczerpujące dla każdego, a dla nich, z racji zostania rodzicami, najbardziej. 

W kamiennej sali spać mieli od teraz tylko Ronja, Birk i ich córka. Dla pozostałych zostały sale i komnaty na wieży, zresztą zamek był ogromny, nie było mowy, żeby zabrakło miejsca.

— Czasami się zastanawiam, jak oni sobie poradzą — westchnął Mattis — Przecież to jeszcze dzieci.

— Te dzieci są już dorosłe, Mattisie — odparła Lovis — Dadzą sobie ze wszystkim radę lepiej, niż ci się wydaje. 

Hej, hej!

Nie, spokojnie, nie zawieszam fanfika. Chciałam tylko zacząć już to pisać, żeby tak nie czekało wieki, bo z moim lenistwem, to byście to poczytali na święte nigdy.

To takie dziwne pisać coś, o czym ma pojęcie może kilka osób XD. No trudno. Najwyżej nikt tego nie przeczyta.

Żeby nie było, że tyle mi zajmuje pisanie tego (pierwszy rozdział pisałam dwa dni🤣), to macie zdjęcie, jak to wygląda w realu:

To jest poważne przedsięwzięcie, bo zapisałam 404 strony. Ja nie żartuję. 

Oby Wattpad nie był złośliwy i nie wyświetlał swojego logo, zamiast zdjęć, bo się zdenerwuję i miło nie będzie.

Aha, i zapomniałabym. Grafiki, które mam zamiar wykorzystywać, należą do Studia Ghibli.

To tyle.

Miłego dzionka!

~Dżulia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro