«rozdział 13»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

— Gdzie ty mnie znowu wleczesz? — spytała zrzędliwie Julia.

— Zobaczysz — odparł lakonicznie Camilo. Od dłuższego czasu prowadził ją obrzeżami Encanto, a mówiąc ulubionym słowami Julii, były to krzole, chęchy i inne chęchole

— Ale mi się tak niee chceee — marudziła dziewczyna. Co też ten łobuz znowu wymyślił? Łazi już od dwóch godzin i końca nie widać. — Przez ciebie sobie spódnicę zepsułam! — powiedziała z wyrzutem, wyplątując beżowe odzienie z gałęzi krzaków. U dołu powstała mała dziurka, ledwo widoczna, i Julia nie przejęłaby się tym, ale była zmęczona, głodna i miała dość tej wędrówki.

— Mira to zszyje — zbagatelizował problem Camilo.

— Ty mnie lepiej nie denerwuj, bo zaliczysz bliskie spotkanie z moją pięścią — zagroziła Julia.

Camilo roześmiał się, irytując i tak już wkurzoną dziewczynę.

— Śmiej się, śmiej, póki jeszcze masz czym — mruknęła Julia.

— Nie strasz, nie strasz, bo się...? — zaczął z figlarnym błyskiem w oku.

— Jeśli myślisz, że jestem tak durna, żeby kończyć, to chyba twoja własna głupota przechodzi mutację — skwitowała Julia, kończąc tym samym dyskusję.

Chwilę szli w ciszy.

— Camilo?

— Hm?

— A szafę masz?

— .

— To ją otwórz i gadaj do rzeczy albo idź spać, bo ci już rozum w głowie usnął.

Camilo zaśmiał się i po przyjacielsku objął Julię ramieniem.

— Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi.

— Tobie widać zaszkodziła już dawno — dogryzła mu złośliwie Julia. Fakt, że nie umiała długo gniewać się na chłopaka, nie wykluczał dokuczania.

— Tak, tak, ja ciebie też — Camilo poklepał ją po ramieniu i z refleksem godnym podziwu zwiał przed łokciem, który niechybnie trafiłby go w bok.

— Wracaj mi tu! — zawołała za nim Julia i puściła się biegiem.

Ktoś, kto powiedział, że zabawa w berka jest dla małych dzieci, zdecydowanie zatracił w sobie dziecięcą radość z tej przyjemności. Nie ma nic lepszego i milszego, niż gonić za najlepszym przyjacielem i czuć tę wypełniającą dumę satysfakcję, kiedy się go w końcu złapie, a potem zaczyna niemiłosiernie łaskotać.

— Poddajesz się? — spytała Julia, trzymając Camilo za kołnierz.

Chłopak tylko pokiwał głową, próbując złapać oddech po długim biegu i torturach, jakimi były drobne dłonie Julii łaskoczące go.

— No, masz szczęście, że cię lubię — powiedziała łaskawie dziewczyna — Daruję ci życie, ale pamiętaj, że jeszcze raz mi podskoczysz, a pozbierasz zęby z chodnika — puściła go.

— Dzięki ci za twe wielkie miłosierdzie, o najjaśniejsza pani — Camilo teatralnie się ukłonił i usiłował pocałować Julię w rękę jak wierny rycerz.

— Jak będę chciała, żeby mnie coś obśliniło, to poproszę o to zwierzęta Antonia — powiedziała Julia, kwitując tym samym rycerskie zapędy chłopaka.

— Weź, miało być elegancko — poskarżył się Camilo.

— Nie marudź, bo zaczynasz się zachowywać jak abuela.

— Ja marudzę?! Ja?! — oburzył się Camilo — Tobie stale coś nie pasuje, ja jestem aniołek — dodał, udając obrażony majestat.

Julia zaśmiała się i przytuliła go. Od czasu pamiętnego pocałunku, zainicjowanego przez pewną rezolutną siedmiolatkę, nieco zbliżyli się do siebie, chociaż, jak zaznaczali przy próbach swatania, są tylko najlepszymi przyjaciółmi. Nic poza tym. A taki przyjacielski uścisk nie jest niczym złym. 

— To powiesz mi w końcu gdzie mnie wleczesz? — spytała Julia.

— No... — Camilo w zakłopotaniu podrapał się po karku.

— Na no to się krowy gno i kijem pogania. Ja tu konkrety chcę — powiedziała z miną surowej nauczycielki.

— W zasadzie... to miał być taki mały spacer...

— Co?!

— Ale... No bo jak już jesteśmy tak blisko lasu to... ten... Przejdziemy się? — zapytał z przepraszającym uśmiechem.

— Czekaj, czekaj... Zawlokłeś mnie aż tutaj, bo ci się spacer zamarzył? A teraz jeszcze chcesz wyciągnąć mnie do lasu? Ty jesteś niepoważny — stwierdziła Julia.

Camilo wzruszył ramionami.

— Chciałem się tylko z Tobą przejść — powiedział, spuszczając głowę.

Julii nieco stopniało serce. Miał dobre intencje, ale z realizacją coś, mówiąc jej ulubionym powiedzeniem, nie pykło.  Nie mogłaby się na niego za to złościć.

— No już dobra, nie będę wredna jak abuela — powiedziała, a Camilo jakby nieco się ożywił.

— Señorita  z lekkim ukłonem podał jej zgięte ramię

— Gracias, mi amigo — Julia oparła o niego rękę z miną prawdziwej damy.

Popatrzyli sobie w oczy i roześmiali się.

— Było wystarczająco elegancko? — spytała dziewczyna.

— Może być — odparł z poważną miną Camilo i znów parsknęli śmiechem.

— Trochę nam chyba nie wychodzi udawanie damy i dżentelmena — zauważyła Julia.

— Mów za siebie, ja JESTEM dżentelmenem — na niby obraził się Camilo.

 — Ale arepę to mi wczoraj sprzed nosa zwinąłeś — przycięła mu i patrzyła, jak Camilo płonie rumieńcem.

— To nie ja — zaprotestował.

— Nie? To ciekawe kto, w takim razie.

— Szczur tío Bruna? — palnął Camilo.

— Jeśli ten szczur miał szopę kręconych włosów i żółtą ruanę, to tak — zaśmiała się Julia.

Camilo nie odpowiedział, tylko pokręcił głową z rezygnacją i miną mówiącą: Nawet sobie arepy zjeść nie można.

— A teraz, mi amigo, pospacerujmy, jak przystało na normalnych ludzi — zakończyła dyskusję Julia.

✺✺✺

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

-tak

abuela-babcia

Señorita-panna

Gracias, mi amigo-dziękuję, mój przyjacielu

tío-wuja


Hej, hej!

Mam nadzieję, że was nie nudzę i czytało wam się dobrze ♡

To do zobaczenia!

~Dżulia



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro