EPILOG 1/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ELIZABETH POV

 - Czy ktoś chciałby jeszcze coś powiedzieć?

 Wstałam, ściskając w rękach czarną torebkę i kartkę, którą wcześniej zapisałam. Było zimno, bardzo zimno, śnieg padał nieustannie, zasypał już niemal całą wykopaną w ziemi dziurę. Rozejrzałam się wokół, było tutaj dużo ludzi, zdecydowanie zbyt dużo, on tak by tego nie zaplanował. Serpents stali, milczący, z pochylonymi nisko głowami, niczym drzewa, które skłaniają ku ziemi swoje korony. Nie wymawiali żadnych słów, ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. Stali tylko i patrzyli jak powolnym krokiem wchodzę na dębową mównicę.

 Ja również nie miałam na twarzy żadnych emocji, była tylko chłodna obojętność, która zastępowała mi grymas wściekłości na świat, za to, że nie pozwala ludziom być ludźmi. Niechętnie spojrzałam na to co leży ustawione na stojaku przede mną. Mahoniowa trumna, przysypana śniegiem, niczym łóżko, które przykrywa pierzyna. Łóżko, z którego już się nie wstaje. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mężczyznę, który stał na samym przodzie, miał zaczerwienione, spuchnięte oczy, czarne, lekko siwiejące już włosy i zarost. Wyszedł tydzień temu z więzienia, zapewne liczył, że powita go syn, który rzuci mu się na szyję. Nikt nie przypuszczał nawet, że to on będzie musiał w starym zwyczaju, rzucić skórę na trumnę, która pochłania jego ciało.

 Cieszyłam się, że była zamknięta. I tak wiedziałam co w niej leży.  Widok tych pozbawionych życia oczu, tej nienaturalnie bladej twarzy, tak ślicznie kontrastującej z głęboką czernią włosów, był już na stałe wyryty w mojej świadomości. Wiedziałam, że ten obraz będzie pojawiał się w moich koszmarach do końca życia

 Wzięłam głęboki oddech i rozerwałam kartkę, którą sama wcześniej zapisałam.

- To nie tak miało być - szepnęłam wreszcie, a mój szept poniósł się po całym cmentarzu, niczym oddech zmarłego - Nie znałam go zbyt dobrze. Każdy z nas przyszedł tu z innego powodu. Niektórzy by pożegnać przywódcę, inny by pożegnać syna, jeszcze inni by pożegnać brata, którego kochało się nad życie...

 Płacz Toni rozerwał moją wypowiedź na pół. Była w złym stanie, zapłakana, z zaczerwienionymi oczami, włosy w nieładzie. Kurczowo trzymała ramię Cheryl, która z troską głaskała ją po głowie i szeptała coś do ucha. Nic nie pomagało. Z bólem uświadomiłam sobie, że nie byłam i nigdy nie będę kobietą, która kochała go najbardziej. Toni jest w tym względzie lata świetlne przede mną. I dobrze.

- Ja przyszłam, by pożegnać kogoś wyjątkowego - dokończyłam - Długo myślałam nad tym co mogłabym tutaj powiedzieć, postanowiłam więc, że powiem wam to co czuję. Świat zabił kogoś... kogoś dobrego.  Przez całe życie myślałam o nim jak najgorzej, traktowałam go jak śmiecia, jak kogoś niegodnego mojego towarzystwa, niegodnego nawet tego, by żyć i chodzić razem ze mną do szkoły, niegodnego tego, by oddychać tym samym powietrzem co ja. To był największy błąd w moim życiu. Jak go zapamiętam? Zapamiętam ten sarkastyczny uśmiech, który pojawiał się na jego twarzy, gdy coś go zadowoliło. Zapamiętam to jak nazywał mnie "księżniczką", mimo, że tego nienawidziłam. Zapamiętam to, że nauczył mnie, że życie nie polega na ciągłej gonitwie za pieniędzmi, że życie to nie tylko reputacja, tytuły i przyjaciele, którzy Cię wykorzystują. Nauczył mnie, że życie to chwile, które trzeba łapać, że każdy oddech trzeba celebrować tak, jakby był Twoim ostatnim, że nie ma sensu tracić czasu na ludzi, którzy nas źle traktują. Wiecie co jest najśmieszniejsze? On stracił ten czas dla mnie. Dostrzegł we mnie dobro i pozwolił mu wyjść na zewnątrz. Zmienił mnie. Jaki był? Wytrwały, troskliwy, ale też sarkastyczny i irytujący jak mało kto. Właśnie za to go kochałam.  Zginął, bo żył po swojemu, nie dostosowywał się do czegoś, co mu nie pasowało, miał odwagę mówić "Nie" tam, gdzie reszta mówiła "Tak". Był inny, zawsze i wszędzie to podkreślał. Kiedyś powiedział, "Nie pasuję. Nie chcę pasować". Miał rację, on nie pasował do tego społeczeństwa, które go zabiło. Umarł, bo kochał szczerze, prawdziwie i długo. Wielu może powiedzieć, że był staromodny, nie miał zbyt wielu znajomych, nie chodził na imprezy, czytał dużo książek i lubił stare filmy. Ja powiem, że był jedyny w swoim rodzaju. Był buntownikiem, który szedł swoją drogą aż do końca, znosząc to, że wszyscy podkładają mu kłody pod nogi, znosząc każdy przytyk, każde oszczerstwo w spokoju. Zginął, bo nie chciał się dopasować, bo największą wartością była dla niego miłość i wolność. Był moim Buntownikiem z Wyboru.

 Otarłam łzę, która lała mi się po policzku i zeszłam z mównicy. Podeszłam do Pana Jonesa, który słuchał moich słów w absolutnym milczeniu, nie zdradzając co o nich myślał. Mógł powiedzieć, że to z mojej winy jego syn umarł i miałby rację. Bo on poszedł tam po mnie. Archie postrzelił go dwa razy. Dwie kule przeszyły ciało, które kochałam najbardziej na świecie. Oczywiście, potem go za to aresztowano, złożyłam zeznania obciążające, a Toni dała do odsłuchania nagranie, w którym Archie sam przyznaje się do przestępstw. Nie wyjdzie szybko z więzienia, jego mama prawniczka uratowała go od śmierci na krześle, ale nie zdołała go wyciągnąć zza krat.

 Pan Jones przytulił mnie do siebie, delikatnie i szybko, bez żadnych zbędnych słów. Wtuliłam się w ciało mężczyzny, czując jak schodzi ze mnie całą pewność i odwaga, którą w sobie miałam.

 Zaczęłam płakać w jego pierś, wylewając i wyrzucając z siebie cały ból i całą złość. Mężczyzna nie odrzucał mnie od siebie, przycisnął mnie mocniej i również zapłakał. Ten świat zabrał najlepszą osobę jaką znałam. Żałowałam, że nie mogłam poznac go lepiej, że straciłam tak wiele czasu na nienawidzeniu go, podczas gdy mogłam go spędzać z nim, ciesząc się każdą sekundą życia. Wszyscy nienawidziliśmy go bez powodu, uważaliśmy go za gorszego bo nie był taki jak my. To bzdura. Był inny, ale to nie znaczy, że był gorszy. Był lepszy.

 Jego ofiara nie poszła na marne. Cała szkoła wiedziała już jak wielkim bohaterem był Jughead Jones, cichy  outsider, który zawsze siedział sam i z nikim nie rozmawiał. Teraz wszyscy pluli sobie w brodę, że nie potrafili, albo nie mieli odwagi by do niego podejść. Dlaczego nienawidzimy? Dlaczego po tylu latach, wojnach i  katastrofach my dalej siebie nienawidzimy? Jak wielu dobrych ludzi musi jeszcze umrzeć, byśmy wreszcie zrozumieli, że na tym świecie dla wszystkich starczy miejsca? Dlaczego nie możemy zwyczajnie się uśmiechać do siebie i życzyć sobie" miłego dnia"?

 Nienawiść jest straszna.

 Oderwałam się od Pana Jonesa idealnie by zdążyć na moment, w którym czwórka Serpents opuszcza trumnę do grobu. Słyszałam jak Toni zalewa się łzami, czułam, że Pan Jones powstrzymuje się przed wybuchnięciem, czułam, że ostatkiem sił walczę o to, by nie stracić świadomości.

 On znikał. Spadał w ciemną otchłań grobu, niczym delikatna iskierka, która zatapia się w wiekuisty mrok. Walczy o to, by poświecić chociaż przez chwilę, ale wreszcie gaśnie. Gaśnie po to, by już nigdy nie zapłonąć.

 Wiecie jak wygląda koniec świata? To nie trzęsienie ziemi, to nie meteoryt, to nie wybuch wulkanu, ani wojna atomowa. Koniec świata to moment, w którym gaśnie ktoś, kto był dla was światłem. Od tego czasu, już nic nie będzie takie samo, Riverdale zyskało kolejną bliznę do swojej makabrycznej kolekcji. Świat kończy się, gdy ten kogo kochacie odchodzi.

 Nie będzie już Jugheada Jonesa. Nigdy nie usłyszę już jego śmiechu, nie spojrzę w jego nieskazitelne, niebieskie oczy. Mój świat się skończył, bo mój świat to był on.

 Nagrobek był prosty, mały i skromny, kompletnie nie rzucający się w oczy, ginący w tłumie innych, ale podobał mi się. Był taki jakiego on by sobie zażyczył.

- Jughead Jones - przeczytałam, łamiącym się głosem - Buntownik z Wyboru.











__________
__________

Hej, co tam? Jak tam rok szkolny? Fajny plan lekcji?

Dobra, a na serio, o to epilog. A właściwie pierwsza część epilogu. Druga wleci w niedzielę.

Podoba się? Dobra, wiem, że nie xD

Ale musiałam to zrobić. Mam szczerą nadzieję, że coś z tego opowiadania wyciągnięcie, że jakoś to wszystko na was wpłynie.

No nic, nie przedłużam. Z życzeniem mi śmierci wstrzymajcie się do niedzieli, bo pojawi się ktoś... interesujący.

No dobra, to do zobaczenia,  tygryski!

Seeee yeaaaa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro