Rozdział dwudziesty ósmy: Przeszłość i Przyszłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jughead POV

Jeden miesiąc, a jak wiele zmienia. W październiku nie potrafiłem wyobrazić sobie, bym mógł budzić się obok innej dziewczyny niż Toni. Dziś, w mroźny, listopadowy poranek, gdy obudziłem się obok Betty, która obejmowała mnie swoją drobną ręką, stwierdziłem, że świat może być rajem, jeśli tylko takim go stworzymy.

Nie chciałem wstawać. Uczucie jej oddechu na swojej klatce piersiowej, zapach jej włosów, ciepło, które mi dawała, były czymś wręcz nie do opisania. Wczoraj szybko zasnęła, ale ja nie mogłem spać. Po telefonie od Kevina zapaliłem jeszcze jednego papierosa i wróciłem do niej, by leżeć z nią i głaskać jej blond włosy. Nic innego nie chciałem robić.

Wiedziałem, że rano obudzę się wcześnie, zawsze tak miałem, gdy nie mogłem zasnąć. Delikatnie i powoli wysunąłem się z objęć blondynki i naciągnąłem na siebie ubranie. Okno pokryte było cienkimi liniami mrozu, które przecinały szkło. Za nim wciąż panowała noc, więc stwierdziłem, że mogło być maksymalnie koło szóstej nad ranem.

Rzuciłem ostatnie spojrzenie na śpiącą słodko Betty. Gentleman nie zostawia śpiącej kobiety samej w łóżku, przynosi jej śniadanie i wita pocałunkiem, który dałby jej kopa na cały dzień.

Jak dobrze, że miałem tyle wspólnego z gentlemanem, co moja przyczepa z pałacem Disney'a

Odwróciłem się i poszedłem zrobić sobie mocną, czarną kawę, która szybko postawiłaby mnie na nogi. Wystarczył tydzień, by Betty zaznaczyła swoją obecność w moim mieszkaniu. To były małe rzeczy, jak odświeżacz powietrza, świeżo wytarte kurze, lodówka pełna lekkich, smacznych dań do zrobienia w piekarniku. Wszystko było takie samo, ale jakby ładniejsze, czystsze, lepsze. Żaden facet nie zadba o dom tak jak kobieta.

Nalałem sobie kawy i podszedłem do tablicy korkowej, przykrytej prześcieradłem. Betty skrzętnie pilnowała, by nikt nie zobaczył mapy, którą razem zrobiliśmy. Były na niej wszystkie nasze postępy, przypuszczenia i notatki, które stworzyliśmy w czasie tych dwóch miesięcy wspólnej pracy.

Zdjąłem prześcieradło i przyjrzałem się naszemu dziełu. Już dziś miało się na nim znaleźć coś nowego, coś co, być może, rzuci wreszcie jakieś światło na ciemne miejsca, które zalegały na tej sprawie. To mnie bolało. Nienawidziłem, gdy czegoś nie wiedziałem, gdy jakaś tajemnica była na wyciągnięcie ręki, ale coś blokowało jej odkrycie.

Jeszcze teraz ten psychol siedział nam na ogonie.

Mówiąc szczerze, nie widziałem co robić. Gdyby zależało to ode mnie, to wyszedłbym złu na przeciw. Doskonale rozumiałem taktykę mordercy, to co znalazła Betty na samochodzie nie było groźbą. To było ostrzeżenie. Ktoś wiedział co robimy, ktoś obserwował nas przez cały czas i doskonale wiedział jaki będzie nasz następny krok. Zakląłem cicho, upijając łyk kawy.

- Kim jesteś? - zapytałem sam siebie - Skąd tyle wiesz? Z którego miejsca nas obserwujesz?

- Wiedziałam, że jesteś dziwny, ale nie spodziewałam się, że mówisz sam do siebie.

Uniosłem lekko wargi. Jak mogłem zapomnieć, że w łóżku czeka na mnie najseksowniejsza dziewczyna na świecie? Przejmowałem się jakimś mordercą, podczas gdy powinienem całą uwagę poświęcić właśnie jej.

Stała oparta o drzwi, w rozpuszczonych, lekko wzburzonych włosach, które swiadczyły o tym, że właśnie się obudziła. Miała na sobie tą samą, czarną podkoszulkę co wczoraj. Lekko mróżyła oczy, które jeszcze nie przyzwyczaiły się do światła.

Podszedłem do niej i położyłem jej dłonie na talii.

- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz.

- Mam nadzieję, że szybko się dowiem - zachichotała i zarzuciła mi ręce na szyję.

Jej usta były cudownie słodkie, jak zawsze. Gdy mnie całowała, wszystkie troski i zmartwienia znikały. Szary i okropny świat stawał się kwiecistą łąką, a moje depresyjne myśli zaczynały się śmiać i tańczyć ze sobą. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że była tutaj, ze mną, w mojej małej przyczepie, ubrana w moje ubrania, po spędzonej razem nocy.

 Czasem nawet ślepej kurze trafi się ziarno.

- Przeszkodziłam Ci? - zapytała, gdy oderwaliśmy się od siebie - Nie wyglądasz na osobę, która wcześnie rano wstaje. Gdy się obudziłam, a Ciebie nie było, pomyślałam, że uciekłeś ode mnie.

- Betty - parsknąłem - Jeśli pożyjesz ze mną jeszcze trochę, to sama uciekniesz.

 - Jestem uparta.

 Zaśmiałem się cicho i zacząłem ją obserwować. Ostatnią kobietą w tej kuchni była Toni, ciekawiło mnie, jak wyglądać w niej będzie Betty. Nazwijcie mnie seksistowską świnią, ale jeszcze pewnie długo będę je obie porównywał. Zastanawiałem się, czy ona, patrząc na mnie, porównuje mnie do Archiego. Ciekawe jaki byłby wynik tego zestawienia.

 Blondynka również nalała sobie kawy, spięła włosy w kucyk i zniknęła na chwilę w łazience. Minął moment, a ona wyszła, umyta, ubrana i z zagadkowym uśmiechem na twarzy.

- Biodra mnie bolą - rzuciła, siadając w fotelu i wbijając we mnie wzrok - Nie słyszałeś o zasadzie: " Pierwszy raz delikatnie"?

- Nie przypominam sobie, byś wczoraj protestowała - odciąłem się - Chyba, że nie wyłapałem tych słów pomiędzy: "Juggie", a "Kurwa,ale dobrze".

 O ile wcześniej zaśmiałem się cicho, to teraz, na widok jej miny, wybuchnąłem czystym, nieskrywanym śmiechem. Dziewczyna zaczerwieniła się i walnęła mnie w ramię, ale po chwili również delikatnie się uśmiechnęła.

- Dlaczego wstałeś tak wcześnie?

- To wszystko przez ten areszt - westchnąłem - Czuję jakbym miał zaległości. Im więcej myślę o tej sprawie, tym dalej jestem od rozwiązania. To frustrujące.

- No to nie myśl - zaproponowała Betty,z miną "to akurat nie powinno być dla Ciebie trudne" - Może nie znam się na kryminalistyce tak jak Ty, ale dużo się uczę. Informacje łatwiej wchodzą, gdy mózg jest wypoczęty.

- Sugerujesz przerwę?

- Sugeruję - Betty usiadła mi na kolanach - Że powinieneś odetchnąć. Za bardzo się przejmujesz, spięty jesteś.  Co miałeś z geografii?

- Co to za pytanie? - obruszyłem się - Miałem tróję.

- Widać - zakpiła - Jakbyś miał piątkę, to wiedziałbyś, że najmniejsze szczegóły na mapie dostrzega się z pewnej odległości. Więc zrób to samo. Weź krok do tyłu i poszukaj na spokojnie. Rozumiesz, Jug?

 Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Właśnie za to ją kochałem, była absolutnie genialna. Znać jakieś książkowe definicje to jedno, ale umieć wykorzystać je w praktyce to drugie. Kto normalny wpadłby na wykorzystanie wiedzy z geografii w takim momencie? Miała błyskotliwy umysł i trzeźwe spojrzenie na sytuację. Była mi nieocenioną pomocą. Najlepszą partnerką, na jaką mógłbym liczyć.

 Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, delektując się własną bliskością. Całe życie skupiałem się na tym, jak bardzo się różnimy, a w gruncie rzeczy mieliśmy wiele cech wspólnych. Nasi rodzice nie byli najlepsi, oboje musieliśmy sami o siebie walczyć, w różne sposoby, ale jednak. Oboje potrzebowaliśmy miłości drugiej osoby, oboje interesowaliśmy się tymi sami rzeczami. Jedno mogło dać drugiemu tego, co akurat to drugie potrzebowało i na odwrót. Czy nie na tym polega związek? A jednak, choć całowaliśmy się, uprawialiśmy seks, mieszkaliśmy razem, dalej nie wiedziałem na czym stoimy. Byliśmy parą? Przyjaciółmi z bonusami? Chwilową przygodą, która za chwilę pryśnie jak bańka mydlana? Tak wiele było możliwości. Nie chciałem zaczynać tego tematu, nie chciałem jej przestraszyć.

 Chociaż bardzo chciałem nazwać ją swoją dziewczyną.

- O czym myślisz?

 Zielone oczy Betty rejestrowały każdy mój ruch, a ja skarciłem się w myślach. Ciągle zapominałem, że ona nie jest taka prosta w obsłudze jak Toni. Nad nią trzeba pomyśleć.

- Kevin dzisiaj przyjdzie - skłamałem - Powiedział, że ma jakiś nowy trop. Zaprosiłem go z pizzą, ale przygotuj się na pytania o dzisiejszą noc.

 Betty jęknęła z rezygnacją, po czym udała się do kuchni.

- Czyli powiedziałeś mu, że uprawialiśmy seks, tak?

- Może coś napomknąłem. Piszczał głośniej niż Ty.

 Odsunąłem się szybko, zakrywając uśmiech, bo Betty właśnie sięgnęła do szuflady, by wyjąć patelnię. W rękach kobiet każdy sprzęt może być narzędziem zbrodni, nawet patelnia, więc wolałem być w bezpiecznej odległości. Blondynka wyciągnęła z lodówki jajka i posłała mi rozbawione spojrzenie.

- Jesteś może głodny?

Była inteligentna, ładna i dobra w łóżku, jeśli okaże się, że jeszcze umie gotować, to się oświadczę.

- Zawsze jestem głodny.

***

 Kevin pojawił się u mnie po piętnastej z gigantycznym pudełkiem pizzy i wielkim, wymownym uśmiechem na twarzy, który dawał jasno do zrozumienia, że nie wywiniemy się od tłumaczeń. Oczywiście, Betty nakrzyczała na niego, że to nie jego sprawa, ale Kevin tak długo nalegał, że w końcu blondynka walnęła go w łeb, powodując kolejny wybuch śmiechu z mojej strony.

 Muszę przyznać, to było przyjemne, siedzieć i jeść pizze z Betty u swojego boku i z Kevinem uśmiechającym się i próbującym zrobić nam zdjęcia, jakbyśmy byli parą szympansów w zoo. Dla kogoś tak unikającego ludzi, szukającego zawsze samotności, ta sytuacja była wyjątkowa, ale nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. To pewnie dlatego, ze oboje byli autentyczni, lubili siebie nawzajem i wytwarzali dookoła przyjazną atmosferę, w którą szybką wsiąkłem.

 Pomogli mi chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach i sprawach, które wymagały mojej uwagi. Śledztwo, Betty, dom, szkoła i Serpents, to wszystko było przecież na mojej głowie. W prawdzie węże radziły sobie świetnie i nic nie wskazywało na to, że potrzebują mojej nieustannej opieki, ale wypadałoby się raz za czas tam pokazać. Pomysł, żeby zrobić z nich rodzaj straży miejskiej wpłynął korzystnie na całą południową dzielnicę, przestępczość malała, a ludzie zaczynali pracować uczciwie. South Side wstawało z kolan. Wystarczyło dać tylko szansę, podać rękę. Czy to było aż tak ciężkie?

 No i była też szkoła, ostatnia klasa, a po niej egzaminy. Zbliżał się koniec pierwszego semestru, a ja byłem sporo do tyłu z materiałem, ale to nawet nie było zależne ode mnie. Miałem hierarchię wartości, a nauka była w niej dużo niżej niż chociażby jedzenie albo palenie papierosów.

- Zgadzasz się, Jug?

 Betty spojrzała na mnie krytycznie, jak na dzieciaka, który właśnie powiedział niestosowny komentarz w towarzystwie. Oczywiście wiedziała, że nie słucham o czym rozmawiają, wyłączyłem się tuż po tym, jak Kevin wygarnął Betty, że zasługuje na jakiekolwiek szczegóły, bo gdyby nie on, to nigdy nie znalazłaby się w moim łóżku.

 Zabawne, to ja z nią spałem, ale to oni kłócili się jak stare, dobre małżeństwo.

- O czym gadaliśmy?

 Kevin wywrócił oczami, szepcząc coś, że jeszcze pożałuje swoich decyzji, a Betty wydęła wargi.

- Kev spytał, czy powiemy mu coś o śledztwie. No wiesz, przynosi nam dowody, dużo zaryzykował...

 Chłopak zrobił oczy jak pies, a ja westchnąłem cicho. Oczywiście, należało mu się chociaż trochę wiadomości. Skinąłem głową i poprowadziłem go pod tablicę zbrodni, zdejmując z niej prześcieradło. Wziąłem sobie do ręki kawałek pizzy, przygotowując się do wykładu. Betty stanęła obok mnie, gotowa wtrącać jakieś istotne szczegóły, a Kevin usiadł wygodnie w fotelu i wbił we mnie wzrok.

- Więc tak - zacząłem, wskazując na zdjęcie zwłok Jasona - Wiemy tyle, że Jason chciał uciec z Riverdale z siostrą Betty, spodziewali się dziecka. Wiedział jednak, że jego rodzice nigdy się nie zgodzą, zaplanował więc wielką ucieczkę. Poprosił Cheryl, która zrobiłaby dla niego wszystko, o pomoc. Pierwszego sierpnia udali się nad Sweet Water, by popływać łodzią, co oczywiście było kłamstwem. Nasza rudowłosa królowa, przetransportowała braciszka na drugi brzeg, a potem wcisnęła wszystkim kit, że łódź się wywróciła i Jason nie dopłynął do brzegu. To jest strefa faktów. Potem Jason miał udać się z Polly na jakąś tajemniczą farmę, miał zostawiony w lesie samochód, do którego jednak nigdy nie dotarł, z przyczyn oczywistych...

 Odchrząknąłem i ugryzłem kawałek pizzy. Kevin wyglądał na skupionego, a Betty marszczyła brwi myśląc nad czymś intensywnie. Żadne z nich nie wtrąciło komentarza, więc postanowiłem kontynuować.

- Z raportu sekcji zwłok wiemy, że Jason był przetrzymywany, torturowany przez dwa tygodnie, a potem postrzelony i wrzucony do rzeki. Co ciekawe, ktoś z jakiegoś powodu ogolił mu włosy, nie pytaj dlaczego, tego jeszcze nie wiem. Grono podejrzanych jest tutaj, Hiram Lodge, Państwo Cooper i Cliford Blossom.

- Co z Polly? - zapytał nagle Kevin - Miała się z nim spotkać...

- Nie spotkała się - przerwałem mu - Rodzice nie pozwolili jej wyjść z domu. Poza tym, takiego morderstwa nie zaplanowałby amator. Nie rozumiesz, Kevin? Śmierć Diltona i Jasona są powiązane. Dilton był Sugarmanem, rozprowadzał Jingle Jangle, od którego uzależniony był koroner, który wprost nam powiedział, że jeśli wyda nam akta, to straci dostawcę. Komuś zależało, żeby ukryć prawdę. Gdy ten ktoś zorientował się, że depczę mu po piętach, postanowił załatwić dwie pieczenie na jednym ogniu. Zabić Diltona, a w morderstwo wrobić mnie. W ten sposób usunął by wrzód na dupie, czyli moją skromną osobę i Sugarmana, który miał duży wpływ na to, kto zna dużo informacji o morderstwie. Mamy do czynienia z zawodowcem. Betty była przy tym samochodzie, którym Jason miał uciec. Nie znalazła tam nic, poza informacją, że jesteśmy obserwowani. I to jest najgorsze.

 Kevin trawił informacje, ale za to Betty zrozumiała co właśnie powiedziałem. Uśmiechnąłem się sarkastycznie, widząc jej pytające spojrzenie.

- Dlaczego to źle? - zapytała - Skoro o nas wie, możemy podać dezinformacje wszystkim naszym podejrzanym, zainicjować spotkanie i zobaczyć kto przyjdzie. To ryzykowne, ale z całą pewnością zadziała...

 Skinąłem głową i wytarłem dłonie o spodnie.

- Zadziałałoby - poprawiłem ją - Jest tylko jeden problem. Na tej tablicy mamy pięcioro podejrzanych. Żadne z nich nie jest mordercą.

Pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech, widząc zaskoczenia na ich twarzach. Betty szybko się zreflektowała, wiedziała dobrze, że nie rzucam słów na wiatr, ale Kevin pokręcił głową. O szyby zabębniły krople deszczu. Betty miała rację, z dalszej odległości można było czasem dostrzec więcej szczegółów. Teraz, gdy tłumaczyłem całą tę sytuację, sam byłem zdziwiony, dlaczego nie znalazłem wcześniej tego istotnego szczegółu.

- O czym Ty gadasz, Jughead?! - zawołał Kevin - Każde z nich mogłoby ich zabić. Bez urazy, Betty, boję się Twoich rodziców.

 Dziewczyna machnęła niedbale ręką i podeszła do mnie, przyglądając się ciekawie tablicy, szukając tego, co ja już znalazłem. Jej oczy błyszczały z podniecenia, a ja niemal słyszałem bicie jej serca. Po chwili uniosła brwi i uderzyła się dłonią w czoło.

- Oczywiście - uśmiechnęła się - Wszystko jasne. Brawo, Juggie.

 Uśmiechnąłem się, czując rumieniec oblewający mi policzki. Lubiłem, gdy mnie komplementowała. To sprawiało, że naprawdę czułem się doceniony, zapewne dlatego, że Betty nie była osobą, która rzuca komplementy na prawo i lewo. Musiała mieć naprawdę dobry powód, by kogoś pochwalić.

 Kevin za to nie rozumiał niczego. Nie dziwiłem mu się specjalnie, ja i Betty siedzieliśmy w tym gównie już jakiś czas, znaliśmy każdą notatkę, każde zdjęcie i każdą teorię na pamięć. On właśnie dowiedział się wielu informacji, które musiał przetrawić, nie potrafił spojrzeć z boku, tak jak my. Skupiał się na tym co usłyszał, a nie na tym, by wyciągnąć wnioski.

- Wytłumaczycie? - odezwał się ze skwaszoną miną - Widzę, że jesteście jak Pan i Pani Smith, ale są wśród was śmiertelnicy.

- Jugheadowi chodzi o to, że Ci podejrzani to nie mordercy - wytłumaczyła Betty, uśmiechając się zwycięsko - Ten ktoś, kto zabił Jasona i Diltona, jest z naszego bliskiego otoczenia, bo wiedział, że ja i Cheryl zamierzamy odwiedzić samochód. To zabrzmi strasznie, ale był tam wtedy z nami. Raptem chwilę przed naszym przyjściem nabazgrał tę wiadomość: "Obserwuję was, 2A". Wnioski są oczywiste, nasz zabójca, to nasz kolega.

- Albo koleżanka - dodałem, obejmując ją i całując w policzek - Gratuluję dedukcji, Nancy Drew. Betty ma rację. Nikt z nich nie wiedział, że dziewczyny będą wtedy przy tym samochodzie. Ten ktoś jest zbyt dobrze poinformowany jak na rodzica. I najprawdopodobniej ten ktoś jest wplątany w dragi, ponieważ zabił też Diltona.

 Zapadła cisza. Mój mózg pracował na zwiększonych obrotach, energia z Coli i pizzy dała mi takiego kopa, że analizowałem swoją własną wypowiedź, szukając w niej potencjalnych błędów. Wykład się zakończył, nie miałem już nic więcej do powiedzenia, wszystko wyjaśniłem. Teraz nadeszła kolej na Kevina, którego twarz zrobiła się z jakiegoś powodu zielona. Złożył głowę w dłoniach i westchnął głęboko. Rzuciłem Betty szybkie spojrzenie.

On coś wie.

 Blondynka skinęła głową. Nasze umysły krążyły wokół tej samej myśli. Wbiliśmy wyczekujące spojrzenie w chłopaka, który wciąż przebywał we własnym świecie. Zaczynałem się niecierpliwić. Kevin przyszedł tutaj z jakąś poszlaką, wypytał nas o śledztwo, a teraz wyglądał na osobę, która chce zapaść się pod ziemię.

 Deszcz za oknem przerodził się w śnieg. Nadeszła zima. Pierwszy śnieg w Riverdale, był jednocześnie śniegiem, który pozostanie do lutego. Co jakiś czas jedynie spadać będą nowe warstwy. Wszyscy narzekali na zimę w Riverdale, ale ja ją uwielbiałem. Byłem Nocnym Markiem, lubiłem ciemność. W ciemności wychodzi na jaw wiele spraw, które za dnia są ukryte.

- Kevin, miałeś nam coś powiedzieć - przypomniała mu Betty - Coś się stało?

Chłopak uniósł głowę, a ja od razu zorienotwalem się, że zdecydowanie coś jest bardzo nie tak. Na pogodnej, zazwyczaj, twarzy Kevina gościł teraz grymas smutku, złości i niepewności. Oczy miał zmrużone, jakby przykryte mgłą, która nagle zasnuła jego spojrzenie. Nachyliłem się w jego kierunku.

- Kevin...

- To nie tak - głos chłopaka drżał z emocji - Wiem co myślicie. To nie ja...

- Żadne z nas o tym nie pomyślało - odezwała się Betty, kojącym tonem, kładąc mu dłoń na ramieniu - Jesteś naszym przyjacielem, Kev. Powiedz co się stało?

Kevin ewidentnie gorączkowo nad czymś myślał, patrzył to na mnie, to na Betty i niespokojnie się szamotał. Nagle wstał na równe nogi i szybkim krokiem podszedł do wieszaka przy drzwiach. Spojrzałem na Betty która podobnie jak ja nic nie rozumiała. Znała go od przedszkola, ale pierwszy raz widziała by zachowywał się w ten sposób. Rozumiałem ją, ja znałem Kevina zdecydowanie krócej, ale wiedziałem, że jest radosną, spokojną osobą, która nigdy nie wplątuje się w niejasne sprawy. Był w gruncie rzeczy najprostszą i najbardziej niewinną istotą, jaką miałem przyjemność spotkać.

Teraz ubierał się w pośpiechu i mruczał pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania. Betty złapała go za ramię i zmusiła by spojrzał jej w oczy.

- Kevin, do cholery! - warknęła - Takim zachowaniem sobie nie pomagasz! O co...

- Miesiąc - chłopak zignorował blondynkę i spojrzał na mnie - Wiem, że o wiele proszę. Popełniłem straszny błąd i muszę go naprawić, potrzebuję tylko miesiąca. Kurwa, Jughead, przysięgam, że dostarczę wam poważny dowód. Proszę tylko o zaufanie i o miesiąc.

- Mamy Ci zaufać? - uniosłem brwi - Wiesz, że zachowujesz się jak dziwak? Dlaczego miałbym Ci zaufać?

Na twarzy chłopaka pojawił się wyraz zastanowienia. Nie wiedziałem co zrobił, chciałem mu uwierzyć, ale zwyczajnie nie mogłem. Każdy z nas popełnia jakieś błędy, dlaczego nie miałbym dać mu szansy na naprawę? Betty puściła jego ramię i przyglądała mu się zszokowana. Kevin uniósł głowę i wskazał na Betty.

- Bo kochasz ją - mówiąc to wskazał na blondynkę - Ja też. Co byś zrobił, gdybyś nieświadomie wpakował ją w problemy?

- Kevin - jęknęła Betty - przerażasz mnie. Co mi grozi? O co chodzi?

- Miesiąc, Jughead - wyszeptał błagalnie chłopak - Proszę. Jeśli nie dla mnie, to dla niej. Popełniłem błąd, który może ją wiele kosztować. Pozwól mi go naprawić.

Coś w jego głosie sprawiało, że mu wierzyłem. To przejęcie, ten autentyczny strach, który pojawia się u ludzi, gdy zdają sobie sprawę, że stoją nad przepaścią. Albo gdy kogoś nad tą przepaścią postawili. Tego nie dało się udawać, ani zagrać.

Nie widziałem co zrobił, nie miałem pojęcia w co mógł się wpakować, ale z jakiegoś powodu uważał, że Betty może stać się krzywda i chciał ją chronić. Nie rozumiałem dlaczego i przed czym, ale w skrytości ducha byłem mu za to wdzięczny. Przypomniało mi się, gdy Tall Boy groził, że ją złapie, przypomniałem sobie swoją reakcję. Jeżeli istniał chociażby cień szansy, że Betty coś grozi, to nie zamierzałem ryzykować. 

Podszedłem do niego, chwyciłem go za kołnierz od koszuli i spojrzałem mu posto w brązowe oczy.

- Miesiąc. I ani dnia dłużej.

Kevin odetchnął z ulgą i gorliwie skinął głową. Nigdy nie widziałem na jego twarzy takiej determinacji, mieszanki złości, strachu i niepewności. Poklepał mnie po ramieniu, przeprosił jeszcze raz i wybiegł na dwór, wpuszczając do przyczepy chłód i kilka płatków śniegu, które roztopiły się po upadku na dywan.

Spojrzałem na Betty, która wydawała się absolutnie wstrząśnieta. Zamknąłem drzwi i podszedłem do niej. Nie potrafiła wydusić słowa, więc przytuliłem ją do siebie, nie chcąc pozwolić jej na atak paniki. Przycisnąłem ją do siebie, całując w czubek głowy. Poczułem jej niespokojny oddech, a po chwili jej drobne dłonie objęły mnie w pasie.

- Juggie, nie wiem o co chodzi - jęknęła - Nigdy go nie widziałam takiego. Co on zrobił? Co mi grozi?

Przeklnąłem w duchu to, że pozwoliłem mu wyjść. Mogłem zmusić go do powiedzenia nam prawdy. Teraz oboje będziemy doszukiwać się zagrożenia w każdej chwili, będziemy widzieć mordercę nawet w szkolnej ławce. To nie jest dobre. Taki styl życia doprowadza to paranoi.

- Nie wiem - odparłem, czując jak serce mi się łamie, gdy usłyszałem szloch dziewczyny - Ale nic Ci nie będzie. Cokolwiek Ci grozi, na drodze do Ciebie jest jedna przeszkoda.

- Co?

Zacisnąłem zęby. Jeśli będzie trzeba, to będę czuwał nad jej snem, zrobię wszystko by zapewnić jej bezpieczeństwo.

-Ja.

***

Elizabeth POV

Umówmy się, gdy człowiek, którego znasz od przedszkola staje nagle przed Tobą i mówi Ci, że popełnił poważny błąd, przez który coś Ci grozi, no to nie jest to najlepsza nowina, którą można usłyszeć.

Oczywiście, zapewne wielu ludzi by to zbagatelizowało, ale nie ja. Mieszkałam w Riverdale od urodzenia, jak nikt inny wiedziałam, że w tym miasteczku nic nie dzieje się przypadkowo, że tutaj błędy ciągną za sobą poważne konsekwencje.

Dowodem na to był Jughead Jones, który właśnie siedział przy mnie i wciskał mi w rękę kubek Kakao. Jego ojciec popełnił błąd, za który Jughead pokutował do dziś. Był bity, poniżany, znieważany, tylko że względu na to, że nosił takie, a nie inne nazwisko.

Rozumiecie już, że w tym mieście, błędy niosą konsekwencje?

Bałam się, to chyba oczywiste. Tym bardziej, że nawet nie wiedziałam czego się boję. Ta niewiedza potęgowała strach, którego nawet obecność Juga obok, nie potrafiła poprawić. Musiałam zająć czymś myśli, zacząć temat, który pozwoli mi chociaż na chwilę zapomnieć o rozmowie z Kevinem.

- Jak myślisz - zaczęłam na pozór swobodnym tonem - Kto może być zabójcą? Podejrzewasz kogoś konkretnego?

Jeżeli ja źle przeżyłam wybuch Kevina, to Jughead postradał z tego powodu zmysły. Chodził tam i z powrotem, szeptając coś pod nosem, wymyślając kolejne plany, które zapewniłyby mi bezpieczeństwo, ale ja nie chciałam uważać na wszystko. Wiedziałam, że on najchętniej zamknąłby mnie w przyczepie, ale ja nie mogłam na to pozwolić. Miał dobre chęci, ale ja nie zamierzałam się ukrywać. To by nas zdradziło.

Jughead usiadł na kanapie i rzucił mi niespokojne spojrzenie. Wywróciłam oczami. Zawsze był spokojny i opanowany, ale gdy tylko ktoś mi zagroził, zaczynał wariować.

Słodkie.

Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.

- Juggie - mruknęłam mu do ucha - Potrafimy o siebie zadbać, tak?

- Betts...

Nie pozwoliłam mu dokończyć, pocałowałam go, wkładając palce w jego gęste, aksamitne, czarne włosy. Niemal poczułam, jak mięśnie Jugheada się rozluźniają. Wystarczyło tak niewiele, by przywrócić mu dobry humor. Miałam w zanadrzu jeszcze kilka pomysłów na gorsze dni.

Oderwałam się od niego, łapiąc łapczywie oddech.

- Lepiej? - zaśmiałam się.

- Lepiej - parsknął - Wybacz, martwię się. Nie lubię być bezsilny, sama rozumiesz.

Skinęłam głową, schodząc mu z kolan. Zaczęłam wcześniej temat, który chciałam kontynuować.

- Nie odpowiedziałeś - przypomniałam, patrząc mu w oczy - podejrzewasz kogoś?

- Tak - westchnął - Jakieś dziesięć osób z naszej klasy i z trzysta ze szkoły.

- Pytam poważnie, Jug - skarciłam go - Posłuchaj, wiem, że się martwisz, ale nie możesz zamknąć mnie pod kloszem. Mamy szansę złapać mordercę, zaufaliśmy Kevinowi, nie możemy teraz tego zepsuć. Musimy być naturalni, tak? Więc, pomóż mi chociaż na chwilę zapomnieć o tym. Kogo podejrzewasz?

- A jak myślisz? - Jughead nagle wstał - Czy jest w naszej klasie jakaś osoba, którą uważam za chodzące zło? Pomyśl Betty, on był blisko Ciebie, miał wgląd w wiele rzeczy. Nie oskarżam Cię, że coś mu mówiłaś, ale wiele rzeczy zapewne wywnioskował. Rozumiesz? Po tym jak z nim zerwałaś, poczuł się urażony. Zły. Ja jak nikt inny wiem, że Archie lubi się mścić.

Zamknęłam oczy. Oczywiście, Jughead mówił z sensem, jak zwykle z resztą. Archie był zły, pyszny, dumny, ale nie chciałam wierzyć w to, że mógłby kogoś zabić.

Załkałam w duchu. Byłam szczęśliwa z Jugheadem, kochałam go, chciałam z nim być, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że Archie wciąż coś dla mnie znaczy. Nie chciałam uwierzyć, że mógłby być aż tak zły.

Nie chciałam i nie wierzyłam.

- Nie - odparłam chłodno, odwracając wzrok - To nie on. On taki nie jest.

- Betty...

- Nie! - powiedziałam stanowczo - Jughead nie znasz go tak dobrze jak ja. Pogubił się, ale nie jest aż taki zły. Nie skrzywdziłby człowieka.

Chwilę panowała cisza, przerywana tylko głośnym oddechem czarnowłosego chłopaka.

- A ja to co? - w jego głosie słychać było smutek - Pies?

Zmroziło mnie, gdy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. Jak mogłam mówić, że Archie nie skrzywdziłby człowieka, przy człowieku, któremu Archie permamentnie niszczył życie?

Wyczułam napięcie, które wisiało w powietrzu i przeklęłam swoje serce. Miałam wszystko, kochającego chłopaka, przy którym byłam szczęśliwa, mieszkałam z nim, a Archie mnie zdradzał, ranił i nie szanował. Dlaczego do jasnej cholery, ciągle tliła się we mnie maleńka iskierka sympatii do niego?

Stara miłość nie rdzewieje, co?

- Jug - położyłam mu rękę na ramieniu - Przepraszam, to nie tak...

Odwrócił się, a w jego oczach widać było autentyczny smutek. Kochał mnie. Ten chłopak naprawdę mnie kochał. W jednej chwili przypomniałam sobie co mówił, o tym jak zakochał się we mnie, gdy miałam sześć lat, o tym jak kradł słoneczniki sąsiadom, żeby dać mi je, o tym jak musiał usunąć się w cień, bo wiedział, że Archie jest dla mnie lepszą partią. Czy może być większy wyznacznik miłości niż poświęcenie własnego szczęścia dla drugiej osoby?

Kochał mnie od zawsze, a ja nieustannie sprawiałam mu ból. Co on musiał czuć, gdy traktowałam go jak smiecia? Ja cierpiałam przy Archiem, ale mój ból był niczym w porównaniu z tym co on przeżył.

- Betty - starał się mówić spokojnie - Nie znam go. Nie chcę go znać. Wierz mi, mam swoje powody by go nienawidzić. Chcę by między nami było wszystko jasne. Czy ty... Dalej... Kurwa, nie umiem się wysłowić... Czy ty dalej coś do niego czujesz? Jest coś o czym powinienem wiedzieć?

Zareagowałam szybciej niż zdążyłam pomyśleć. Wzięłam jego twarz w dłonie i pocałowałam namiętnie, dając mu jasną odpowiedź. To nie o ustach Archiego marzyłam od dwóch miesięcy. To nie imię Archiego krzyczałam poprzedniej nocy. To nie Archie rezygnował dla mnie z wszystkiego. To nie Archie był przy mnie, gdy miałam atak paniki. To był Jughead, jego usta, jego imię, jego osoba.

- Kocham Cię, Juggie - szepnęłam - Nie jego. To co było między mną, a nim już nie wróci. Jesteś Ty, liczysz się Ty.

- A jednak - Jughead usiadł na kanapie - Dalej go bronisz, nie dopuszczasz do siebie złych myśli o nim. Po tym wszystkim

- Tak - skinęłam, siadając mu na kolanach - Był moim pierwszym, moją dziecięcą miłością. Byłam przeszczęsliwa, gdy wreszcie mnie pocałował. Nigdy nie będzie mi obojętny, Jug. Ale zważ, że używam czasu przeszłego mówiąc o nim. Archie jest przeszłością. Barwną i długą. Ale to Ty jesteś moją teraźniejszością i przyszłością. Toni mówiła mi o tym, że kochasz mnie od dziecka, prawda? To o mnie mówiłeś wtedy nad rzeką Sweet Water, tak?

Jughead zaczerwienił się i skinął głową. Zapewne teraz spodziewał się, że go wyśmieje, ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam kogoś, kto kochał mnie za to jaka byłam, od małego dziecka. Dlaczego miałabym to wyśmiewać?

- Więc sam sobie odpowiedz -kontynuowałam - Między nami było różnie. Nienawidziłam Cię, wyzywałam Cię, a Ty byłeś z Toni. Czy jednak był chociaż moment, w którym nic do mnie nie czułeś? Absolutnie nic?

Jughead zamyślił się. To musiało być dla niego dziwne uczucie, bo raczej nigdy nie rozmawiał  o uczuciach, ale sam wyszedł z inicjatywą, czym mi zaimponował. Zrozumiałam, że on też bierze mnie na poważnie, a nie jak chwilową przygodę.

- Nigdy - odparł - Toni mówiła, że czasem nawet podczas seksu mruczałem Twoje imię. Ona wiedziała, że mi się podobasz.

- Nie jestem o nią zazdrosna - uspokoiłam go - Prawdopodobnie nigdy nie polubię jej tak jak Ty, nie spojrzę na nią w ten sposób co Ty. Bo Ty ją kochasz i widzisz w niej siostrę, tak? Bo jesteście podobni.

Kolejne skinienie głową.

- No właśnie, a Ty nigdy nie zobaczysz w Archiem tego co ja w nim widzę.

Jughead ewidentnie się ożywił, bo posłał mi zaciekawione spojrzenie. Zamierzałam byś szczera, nie chciałam budować potencjalnego związku na kłamstwie. Jeden już taki miałam i nie chciałam powtarzać tego błędu.

- A co w nim widzisz? - zapytał - Bo z całą pewnością nie sadystycznego chuja, ze skłonnościami bigamistycznymi, którym jest.

- Widzę w nim małego, rudego chłopca, którego uczyłam czytać. Który bronił mnie przed tymi, którzy targali mnie za włosy w przedszkolu. Widzę słodkiego i miłego człowieka, który używał siły do obrony słabszych. On nie zawsze był zły. Gdyby był taki jaki jest teraz, nie zakochałabym się w nim, nie uważasz? Ciągle żyję złudzeniem, że może jeszcze kiedyś wróci Archie którego kochałam.

Wzrok Jugheada wywiercał we mnie dziurę. Znamienne było to, że mimo dużego dekoltu, który dziś miałam, patrzył mi prosto w oczy.

- A co jeśli wróci?

- Nic - wzruszyłam ramionami - Będę się cieszyć. I powiem mu, że wreszcie jest takim, jakim go kochałam. Bo jego kochałam, a Ciebie kocham.

Jughead nie wyglądał na przekonanego, a ja go rozumiałam. Te wszystkie rzeczy pięknie brzmiały, ale nie miałam pewności,czy są absolutnie szczere. Jakbym zareagowała, gdyby Archie faktycznie się zmienił? W tym co powiedział Jughead coś było. Byłam jego pierwszą, dziecięcą miłością, kochał inną, a nieustannie w skrytości serca kochał mnie. Bałam się trochę tego, że tutaj będzie tak samo. Bałam się tego, że nie będę mogła dać Jugheadowi stu procent z siebie, na co zasługiwał. Co jeśli jeden procent mnie cały czas będzie należał do Archiego? Widziałam po Jugheadzie, że on również zdaje sobie z tego sprawę. Widziałam to w jego smutnych, niebieskich oczach, w których odbijał się cały żal, który żywił do świata.

Zawsze był drugi. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będę miała z nim takiej relacji jaką miałam z Archiem. Nigdy nie powiem, że po raz pierwszy zakochałam się w czarnowłosym chłopaku w czapce. Chciałabym, ale tak nie było. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Po tym wszystkim, Archie wciąż był w moich myślach i nie miałam pewności, czy uda mi się go z nich pozbyć.

- Przepraszam - szepnął, ściągając mnie ze swoich kolan i kładąc obok - Muszę zapalić.

Chciało mi się płakać i rwać włosy z głowy. Dlaczego do jasnej cholery, nie potrafię dać z siebie stu procent? Kochałam go, chciałam go, byłam pewna miłości do niego i wiedziałam, że będę z nim szczęśliwa. Był wspaniałym mężczyzną, a nie chłopakiem. Miał wszystkis cechy, których poszukiwałam u faceta, całe moje ciało krzyczało "JUGHEAD", ale jeden, cichy, ledwo słyszalny głosik szeptał "Archie...". Nienawidziłam się za swój odwieczny brak zdecydowania, za swoją cholerną, głupią, ślepą wierność przegranej sprawie.

Po chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, Jughead wrócił, czerwony na twarzy od mrozu i posłał mi wymuszony uśmiech. Nie umiał kłamać. W tym związku, kłamstwo było moją domeną, on odpowiadał za zastraszanie.

Związku?

Podeszłam do niego, przyciskając się do jego chłodnych, pachnących papierosami ubrań. Chwilę trwało, zanim mnie objął i oparł głowę o czubek mojej.

- Juggie - szepnęłam, stając na palcach - Kim dla siebie jesteśmy?

- Wiesz kim dla mnie jesteś - parsknął - Problemem jest to, że nie wiesz kim ja dla Ciebie jestem.

Tego było za wiele.

Wpiłam się w jego usta tak zachłannie i agresywnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Wplątałam palce w jego włosy i oplotłam nogami jego tułów.

- Zanieś mnie do sypialni - oświadczyłam, przerywając, by zaczerpnąć powietrza - To pokaże Ci kim dla mnie jesteś.









__________
__________

Hej, Tygryski.

To co, żeby nie było za słodko, może wprowadzimy trochę Barchie? Kto jest za tym pomysłem niech podniesie rękę!🙋‍♀️🙋‍♀️

Co sądzicie o tym rozdziale? Czy Betty wreszcie pozbędzie się wątpliwości?Jaki błąd popełnił Kevin? Cóż, tego dowiecie się w następnym rozdziale, który jest tak okropny i tragiczny, ze na sama mysl o nim mam odruch wymiotny xD ale no nie jest latwo napisac rozdzial swiateczny w czerwcu (wtedy go pisalam) sluchajac na yt kolęd i "All i want for christmas is you" xD

A tak, Toni też się pojawi.

No nic, czekam na gwiazdki, komentarze, opinie i skargi!

Seeeeee yeaaaaa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro