Rozdział trzydziesty: Porwania i zabójstwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth POV

 Nowy rok, nowe życie, nowa szansa na poprawienie tego, czego nie udało się naprawić w zeszłym roku. Utarło się już stwierdzenie, że "Nowy rok = Nowa Ja". Nie podobało mi się to, uznawałam, że każdy jeden dzień jest okazją do odcięcia się od dawnego życia i zaczęcia od nowa. Wielu jednak ludzi czekało na nowy rok, wierząc, że będzie on lepszy niż poprzedni. W większości były to tylko czcze słowa, rzucone beznamiętnie na wiatr, tylko po to, by uspokoić sumienie, by nie wyrzucać sobie potem, że się nie spróbowało.

 Ja jednak byłam inna. Zawsze myślałam do przodu, planowałam i analizowałam, zastanawiając się, co takiego mogłabym zrobić, by uczynić swoje życie lepszym. Było tylko jedno wyjście, jedna prosta metoda, by poprawić swoją przyszłość. Trzeba było zmierzyć się z przeszłością, stawić jej mężnie czoła, spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że nie ma już nade mną żadnej władzy. To właśnie zamierzałam zrobić.

 Padał mokry śnieg, zasypując porozrzucane puszki po piwach i pudełka po petardach, które odpalane były wczorajszego dnia, by powitać nowy rok. Pierwszy dzień stycznia był zimny i mokry, większość mieszkańców spokojnie została w swoich domach. Jedynie ja przemierzałam pustą ulicę, na której zazwyczaj aż roiło się od ludzi, którzy niczym mrówki, zmierzali zapracowani w tylko sobie znajomych kierunkach.

 Moim oczom ukazał się bar u Popa. Jego neonowy znak również przysypany był śniegiem, a z dachu zwisały pokaźnej długości sople. Podjazd był skrupulatnie odśnieżony, ale nie stał na nim ani jeden samochód. Wielkie okna poprzecinane były żyłkami mrozu i zaparowane. Delikatnie otworzyłam drzwi, a dzwonek oznajmił właścicielowi moją obecność.

- Betty, dziecino - powitał mnie szczerze zdziwiony - Co Ty robisz tutaj w takiej pogodzie? Kłótnia z Jugheadem?

- Nie, u mnie i Juga wszystko dobrze - zaśmiałam się - Pewnie teraz odsypia wczorajszą noc. Zrobiłbyś mi koktajl i frytki? Umieram z głodu, a muszę załatwić pewną sprawę.

- Na koszt firmy - mężczyzna mrugnął do mnie.

 Uśmiechnęłam się i powędrowałam, by usiąść przy jednym ze stolików. Niespokojnie spojrzałam na telefon, ale nie było na nim żadnej wiadomości. Po cichu, wczesną porą, wymknęłam się z przyczepy, by raz na zawsze skończyć ze swoim dawnym życiem. Od pierwszego dnia świąt, robiłam przy Jugheadzie dobrą minę do złej gry, udawałam, że jest wszystko dobrze, ale prawda była taka, że nie chciałam niszczyć jego dobrego nastroju. Miałam wszelkie powody do zmartwień, konfrontacja z przeszłością wcale nie była łatwa. Szczególnie, jeśli rana, którą owa przeszłość po sobie zostawiła, nie była jeszcze zrośnięta.

 Uśmiechałam się, śmiałam się, ale było to wszystko w jakimś stopniu wymuszone. Nie mogłam zniszczyć Jugheadowi świąt. Były fantastyczne, absolutnie cudowne. Żałowałam tylko, że nie mogłam cieszyć się z nich w stu procentach.

 Właśnie z tego powodu siedziałam teraz w barze u Popa, w dniu, w którym żaden zdrowy na umyśle człowiek nie wychodził z domu. Chciałam raz na zawsze odciąć się od przeszłości, by móc wreszcie z wysoko uniesioną głową iść przed siebie i nie oglądać się więcej za plecy. Wiedziałam, że to nieuniknione, ale teraz, gdy przyszło co do czego, zwyczajnie się bałam. Żałowałam, że nie ma obok mnie Juga.

 Chociaż, zważywszy na to, kto miał się za chwilę pojawić, to może i lepiej, że został w domu.

 Czarnoskóry mężczyzna postawił przede mną mojej zamówienie, życzył mi smacznego i odszedł, by zająć się swoimi sprawami. Minęła ledwie chwila i usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie musiałam unosić oczu, wiedziałam kto to był. Westchnęłam w ciszy, wiedząc, że będzie to długi i ciężki dzień.

 Archie przywitał się z Popem i posłał mi swój najładniejszy uśmiech, na widok którego, kolana miękły wszystkim dziewczynom w szkole. Na mnie nie robił on wrażenia. Był sztuczny, wymuszony, nie było w nim nic naturalnego. To był uśmiech, który w całości obrazował jakim typem osoby był Archie Andrews. Odważny, pewny siebie, świadomy tego, jak wpływa na innych ludzi. Ukazywał wszystkie swoje białe zęby. Pamiętałam, jak przez mgłę, że sama kiedyś pokochałam ten uśmiech. Teraz już wiedziałam co się za nim kryje. Nie patrzyłam na rudowłosego, pomocnego chłopca, któego kiedyś uczyłam czytać, który nigdy nie skrzywdziłby muchy. Patrzyłam na rudowłosego mężczyznę, który w pewnym momencie swojego życia się pogubił. Nie wiedziałam tylko kiedy to się stało.

 Czy to możliwe, że mogłam w jakiś sposób zapobiec przemianie Archiego? Byłam jego najlepszą przyjaciółką od zawsze, znałam wszystkie jego sekrety, bolączki i tajemnice, czy nie powinnam była zauważyć tego, że chłopak, w którym byłam po uszy zakochana się stacza? Może, gdybym była uważniejsza, może gdybym coś zrobiła lub powiedziała, gdybym zareagowała... może teraz nie siedziałabym z nim tutaj i nie patrzyłabym jak na wroga?

- Przyszłaś - przywitał mnie, swobodnym tonem - Jak święta?

- Dobrze - mruknęłam - Byłyby lepsze, gdybyś nie napisał do mnie w momencie, w którym dawałam prezent mojemu chłopakowi.

- Ah tak, chłopak - przez jego twarz przemknął cień złości - Układa wam się? Podoba Ci się życie w przyczepie? To musi być całkiem zabawne, spać w domu na kółkach. Co dał Ci na święta, skarpetki czy wykałaczkę? Przypuszczam, że na więcej nie było go stać...

 Wywróciłam oczami, oczywiście, chciał mnie sprowokować, chciał, bym straciła zdolność trzeźwego myślenia, bo wtedy łatwiej mu będzie osiągnąć swój cel, jakikolwiek by on nie był. W wiadomości, którą od niego dostałam, napisał tylko, że chce wszystko między nami wyjaśnić. Prosił, bym przez wzgląd na naszą dawną przyjaźń, na te wszystkie lata, dała mu chociaż szansę na wytłumaczenie. Nie miałam ochoty, ale musiałam to zrobić. Prawda była taka, że wciąż nie mogłam pogodzić się z tym, kim on się stał. Obwiniałam się o to, że nie zdołałam go przed tym wszystkim uratować. Co była ze mnie za dziewczyna?

- Archie, przyszliśmy tutaj rozmawiać o nas, a nie o Jugheadzie - wywróciłam oczami - Prawdę mówiąc, chciałabym do niego jak najszybciej wrócić. Jestem z nim szczęśliwa, jeśli Cię to interesuje. Pieniądze to nie wszystko. Jak Twoje święta?

- Nie narzekam - spojrzał na mnie znacząco - Twoi rodzice byli u nas, ale unikali Twojego tematu. Powiedz mi... warto było? No wiesz, zaprzepaścić wszystko, rodzinę, reputację, przyjaciół, mnie...

- Było warto  - przerwałam mu szeptem - Tylko, że to Ty zaprzepaściłeś mnie. To Ty zdradzałeś mnie, nie na odwrót. Dobra, wracając do rzeczy, co takiego chciałeś mi powiedzieć? 

- Myślisz, że nie wiem, że dałem ciała? - Archie zniżył głos, a jego oczy złapały kontakt z moimi - Veronica jest... no, to nie jest typ dziewczyny, z którą można byłoby przeżyć życie. Chciałem odskoczni, zapomnienia, a ona mi to zapewniała. Teraz żałuję. To Ty byłaś przy mnie zawsze, odkąd tylko pamiętam. Pomagałaś mi, ciągnęłaś mnie w górę, gdy ja spadałem w dół. Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie chciałem, by wyszło to w ten sposób.

 Parsknęłam śmiechem, zatrzymując rozmowę, gdy podszedł do nas Pop i położył przed chłopakiem koktajl czekoladowy. Czy on naprawdę myślał, że powie przepraszam i wrócę do niego z uśmiechem na twarzy? Po tym wszystkim, nie potrafiłam spojrzeć na niego z miłością, z którą patrzyłam na niego przez tak wiele lat. Upiłam łyk mojego napoju i westchnęłam.

- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytałam wprost - Że zapomnę? Że rzucę Ci się na szyję? Nie, nie potrafię, Archie. Wybacz.

- Na początek, chciałbym, byś pozwoliła mi się wytłumaczyć - złapał mnie za ręce i spojrzał błagalnym wzrokiem. Skinęłam głową, pozwalając mu mówić - Pogubiłem się. Zatraciłem się całkowicie. Ostatnie miesiące były najgorsze, nie wiem co we mnie wstąpiło. Chcę być lepszy, Betty. Ten czas bez Ciebie... był najgorszym w moim życiu. Uświadomiłem sobie jak okropną rzecz zrobiłem, że pozwoliłem Ci odejść, że nawet o Ciebie nie walczyłem. Pamiętasz, kiedyś nauczyłaś mnie czytać, Twoje racjonalne myślenie zawsze mnie ratowało. Pomóż mi stanąć na nogi. Pomóż mi stać się tym, kim byłem wcześniej.  Proszę.

 Przymknęłam oczy, tego było za wiele. Gdyby przyszedł tutaj i zaczął ze mną słowną walkę, to bym go spławiła. Ale nie mogłam odmówić mu pomocy, gdy mnie o nią prosił. To byłoby nie w porządku, patrząc wstecz, na to wszystko co razem przeszliśmy. Każdy zasługiwał na drugą szansę, nie mogłam odtrącić człowieka, któy potrzebował pomocy. Nie chciałam stracić przyjaciela. Jeśli była jakaś szansa na uratowanie go przed mrokiem, w którym się pogrążał, to ja musiałam ją wykorzystać. Byłam mu to dłużna, zważywszy na fakt, że nie zatrzymałam go, gdy zaczął się gubić.

 Wciąż trzymaliśmy się za ręce, a ja spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam to, czego nie widziałam już od wielu, wielu lat. Chęć poprawy, żal i smutek, a także świadomość tego, że popełniło się błąd. Westchnęłam i uśmiechnęłam się zachęcająco.

- Pomogę.

- Wyjedziesz ze mną? - uniósł wysoko brwi - Zdobyłem pieniądze, dużo pieniędzy. Teraz możemy opuścić tę zawszoną dziurę, zacząć od nowa, spróbować... Dotrzymałem słowa, Betty.

- O czym Ty mówisz, Archie? - zapytałam zdziwiona - Jakie pieniądze, jaki wyjazd... co?

- Mieliśmy po osiem lat - chłopak wywrócił niecierpliwie oczami, nie puszczając moich rąk - Tuż po tym jak Ci się oświadczyłem, pamiętasz? Powiedziałaś wtedy, że jak będziemy dorośli to mam Cię zapytać i wtedy się zgodzisz. Wspomniałaś też, że nie chcesz tutaj mieszkać, że jak najszybciej chcesz opuścić to miasteczko i zacząć nowe życie. Więc proponuję Ci to. Mam pieniądze, dużo pieniędzy, możemy wyjechać, zamieszkać w mieście, zapomnieć o tym wszystkim co się tutaj stało. Niczego Ci nie zabraknie, obiecuję. Będziemy razem, już zawsze, w domu z białym płotem, o którym zawsze marzyłaś. Ty i ja, razem. Wyjedź ze mną, Betty.

 Byłam tak zszokowana, że nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam tylko, nie mogąc oderwać wzroku od jego żywych, brązowych oczu Miał rację, pamiętałam swoje słowa, byłam wtedy zrozpaczona po kolejnej kłótni z rodzicami, siedzieliśmy oparci o dużą gruszę, która rosła w ogrodzie chłopaka, powiedziałam wtedy, że moim największym marzeniem jest wyjechać i nigdy nie wracać. Archie obiecał wtedy, że zrobi wszystko, by jak najszybciej zgromadzić pieniądze i wyjedzie ze mną. Wtedy patrzyłam na niego jak na bohatera, jak na rycerza z bajki, który chce uratować mnie z wieży.

  Miał rację we wszystkim co mówił, każda część mnie chciała stabilizacji, którą mógł mi zapewnić. Każda dziewczyna chce czuć się bezpieczna, spokojna o każdy następny dzień, a Archie mi to wszystko gwarantował. Mogłam żyć tak jak zawsze chciałam, z chłopakiem, o którym zawsze marzyłam, tylko, że...

 No właśnie. Marzyłam.

 W jednej chwili przypomniałam sobie o czarnowłosym chłopaku, o jego zagadkowym uśmiechu i sarkastycznym poczuciu humoru. Przypomniałam sobie, jak szczęśliwa byłam, gdy zaczął się przede mną otwierać, gdy nasza relacja się rozwijała. Przypomniałam sobie, że w momencie, gdy wszyscy dookoła mnie zawodzili, Jughead Jones był przy mnie. Wspiął się przez okno, by sprawdzić czy wszystko jest ze mną dobrze, zaryzykował życie, by dać mi czas, którego potrzebowałam. Byłam dla niego ważna, być może nawet najważniejsza. Z Archiem łączyła mnie już tylko wspólna historia, której nigdy nie zapomnę. Z Jugheadem łączyła mnie miłość, której nigdy nie chciałabym kończyć.

- Gdybyś zapytał mnie trzy miesiące temu - uśmiechnełam się smutno - Nie wahałabym się, ani przez sekundę. Ale ja się zmieniłam, Archie. Tamta Betty... jej już nie ma. Zakopałam ją, zamknęłam za drzwiami w swojej głowie, których nie zamierzam nigdy otwierać. Nie mogę dać Ci tego, czego oczekujesz. Pomogę Ci, podam rękę, ale nie wyjadę. Nie ma nas. Nie będzie.

- Zmieniłaś się - przyznał, a przez jego twarz, przemknął grymas gniewu. Mocniej ścisnął moje dłonie - Kiedyś potrafiłaś patrzeć racjonalnie, teraz nie. Mogę dać Ci wszystko, Betty. Przemyśl to. Nie musisz żyć tutaj, z nim, w tej przyczepie...Wiem co czujesz, Jughead był dla Ciebie odskocznią, tym kim dla mnie była Veronica. Potrzebowałaś w tamtej chwili kogoś tak..innego... jak on. To moja wina, bo nie było mnie przy Tobie. Ale Veronica była przygodą, wiem, że on jest dla Ciebie tym samym. Sama pomyśl, syn przestępcy? Szef gangu? To nie może się dobrze skończyć. On ma porażkę w genach. Życie jego rodziców to była porażka, jego też takie będzie. On jest porażką.

- Nie możesz dać mi wszystkiego - pokręciłam spokojnie głową - Jestem szczęśliwa, Archie. Chciałam być wolna, teraz jestem. Z nim. Chcę to kontynuować, bo on jest tego wart. Jest w nim coś więcej, niż Ty w nim widzisz. Nie jesteśmy skazani na błędy rodziców, on też, a tylko przez to cierpi. Nie poznałam nigdy kogoś takiego jak on. Przyczepa jest tylko przejściowa, wierz mi, Jughead będzie potrafił zapewnić mi życie, o którym marzyłam. Czasem trzeba tylko poczekać. Patrzysz na świat materialnie, ale to tak nie działa. Czasem musisz spojrzeć głębiej, by coś odkryć. Ty widzisz w jego ojcu przestępcę, a ja człowieka, który nie cofnął się przed niczym, by zapewnić synowi, ktorego bardzo kochał, jak najlepsze warunki. Ty widzisz szefa gangu, a ja człowieka, który wykorzystuje władzę, by czynić dobro. Ty widzisz w nim chodzącą porażkę, a ja kogoś kto się nie poddał. Kogoś kto wie kim jest, potrafi dostrzec dobro... nawet w dziewczynie, która go nienawidzi.

 Archie nic nie powiedział, wbił wzrok w stół i przełknął głośno ślinę. Sama nie wierzyłam w to, co właśnie powiedziałam. Dałam kosza swojemu wymarzonemu chłopakowi, który mógł mieć każdą inną, a wyciągnął rękę w moją stronę. Byłam pewna swojej decyzji, Archie mógł liczyć z mojej strony na przyjaźń, tylko i wyłącznie. Zawiódł mnie już wiele razy, a Jughead nigdy. Może nie miał tyle pieniędzy, może nie mógł mi zaoferować tego co Archie, może ciągnęła się za nim zła historia, ale ja wiedziałam, że cokolwiek będzie się działo, będzie przy mnie. Ta wiedza mi wystarczyła, nie chciałam niczego więcej. Wystarczył tylko ktoś, kto pokocha mnie taką, jaka byłam naprawdę.

- Kevin wspomniał, że miłość nie ma nic wspólnego z racjonalnością - powiedziałam - Znajdziesz kogoś.

- Kevin tak powiedział? - Archie parsknął nerwowym śmiechem - To ciekawe, bardzo ciekawe.

 Zmarszczyłam brwi, coś w jego zachowaniu było niepokojące. Jego oczy już nie były smutne, teraz błyszczały w nich iskierki złości i gniewu. Do mojej głowy wpłynęło jeszcze jedno pytanie, które cisnęło mi się na usta. Skąd Archie miał tak wiele pieniędzy? Znałam jego rodzinę, mama była prawniczką, a tata prowadził firmę budowlaną, w której chłopak pracował przez wakacje. Nie miał szans zarobić tyle, by zaproponować mi wyjazd, dom i spokojne życie. Rodzice na pewno nie daliby mu pieniędzy na wyjazd, liczyli po cichu, że zostanie burmistrzem Riverdale, więc bardzo zależało im na tym, by zatrzymać go w miasteczku. Nie przypominałam sobie, by Archie dorabiał na boku, więc zaczeło mnie to wszystko niepokoić.

- Chcesz wiedzieć? - chłopak ścisnął moje ręce tak, że mnie to zabolało - Handlowałem narkotykami. Jingle Jangle, ja byłem za to odpowiedzialny. To dobry biznes, rozkręciłem go w tajemnicy, a potem sprzedałem tacie Veronici. To dlatego się z nią spotykałem, dzięki niej Hiram Lodge odkupił ode mnie recepturę. Zrobiłem to wszystko dla Ciebie. Mam tyle pieniędzy, że nie będziesz musiała nigdy pracować. Z myślą o Tobie wymyśliłem Jingle Jangle, zwerbowałem dillerów, a potem powoli uzależniałem całe miasto. Stałem się grubą rybą, nikt nawet nie wiedział, że chłopak z sąsiedztwa jest największym bossem narkotykowym w mieście. Gdy zaczęło robić się gorąco, postanowiłem umyć ręce, zacząłem spać z Veronicą, zbliżać się do niej, by przedstawiła mnie ojcu. Gdy już miałem z nim dobre stosunki, zaproponowałem sprzedaż receptury. Nie zastanawiał się ani przez sekundę. Rozumiesz już jak wiele dla Ciebie zaryzykowałem?

 Pokręciłam głową w niedowierzaniu. Nagle wszystko stało się jasne, to jak Archie znikał po nocach, tajemnicze telefony, których nie mógł odbierać przy mnie, dziwne znajomości, jak chociażby ta z Diltonem... Dilton. Ta rozmowa, kilka miesięcy temu, on przekazywał Archiemu pieniądze za handel dragami. Archie nazwał go wtedy "Słodziutkim", a później razem z Jugiem odkryliśmy, że Dilton był Sugarmanem. Nitki zaczęły łączyć się w kłębek, dziwne plamy nabierały kształtów. Czy to możliwe, że...

- Nie zrobiłeś tego - starałam się wyrwać ręce z jego uścisku, ale na próżno - Nie jesteś taki. Nie mógłbyś...

- Mógłbym! - warknął - Mogłem i zrobiłem! Dla Ciebie!

- Nie zrobiłeś tego dla mnie - czułam jak narasta we mnie strach - Zrobiłeś to dla siebie. Nie doszukuj się ideologii i usprawiedliwień dla swoich czynów. Może chciałeś dobrze, ale cel nie uświęca środków, Archie! Boże, jak mogłam się nie domyślić...

- To już nie ma znaczenia - usta Archiego wykrzywiły się w  przerażającym uśmiechu - Chciałem załatwić z Tobą wszystko po dobroci, nie udało się. Teraz już za dużo wiesz, więc i tak pójdziesz ze mną. Tylko, że tym razem nie będę taki słodki jak wcześniej.

- Nic mi nie zrobisz przy świadkach...

- Mówisz o Popie? - Archie wstał i naciągnął na siebie kurtkę - Widzisz go tutaj? Byłaś tak zapatrzona w moje oczy, że nawet nie zwróciłaś uwagi na szczegóły. Dziesięć minut temu zadzwonił telefon, a Pop poszedł na zaplecze. Tam zajął się nim mój człowiek, który bardzo mi pomógł. Tak więc ubieraj kurtkę i bez wybryków, nic ci się nie stanie.

 Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy zrozumiałam, że dałam się wciągnąć w cholerną pułapkę. Archie zamydlił mi oczy, wiedział doskonale, że nie będę potrafiła odmówić mu rozmowy. Wiedziałam, że przegrałam. Zobaczyłam za oknem czarny samochód, za kierownicą którego siedział długowłosy, brodaty mężczyzna w skórzanej kurtce. Przełknęłam głośno ślinę, wstałam i założyłam płaszcz.

 Rozprawiając się z przeszłością, musisz uważać na to, by przeszłość nie rozprawiła się z Tobą.

***

Jughead POV.

- Uspokój się, Jughead! - krzyknął Fangs, wyrywając mi metalowy wazon z dłoni -  Cholera, nie jest dobrze. Nie ma jej już pięć dni.

 Zakląłem szpetnie i usiadłem na kanapie, dysząc ciężko. Toni rzuciła mi zaniepokojone spojrzenie, a Sweet Pea położył swoją wielką łapę na moim ramieniu. Byłem wykończony, odchodziłem od zmysłów. Betty nie dawała znaku życia od pięciu dni, a ja nie wiedziałem co się z nią dzieje. Wyszła pierwszego stycznia, wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałem. Wyślizgnęła się i zniknęła, zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie odbierała telefonu,nie odpisywała na wiadomości, nikt nic o niej nie słyszał, przepadła jak kamień w wodę.

 Jak tylko zrozumiałem, że coś jest nie tak, zawiadomiłem policję i poinformowałem o tym Cheryl, która obecnie była chyba jej najbliższą rodziną, a także moich przyjaciół, czując, że mogę potrzebować ich pomocy. Teraz siedzieliśmy wszyscy stłoczeni w mojej przyczepie, dyskutując o tym co mogło jej się stać. Nie mogłem sobie wybaczyć, całe święta widziałem, że jest niespokojna, że nad czymś się zastanawia i stale o czymś myśli. Nie zapytałem, bo nie chciałem robić problemów, obiecywałem sobie, że zapytam ją jak tylko całe te święta się skończą. W dniu, w którym miałem opowiedzieć jej o rozmowie Kevina z Archiem i zapytać o to co ją trapi, jej już nie było. Zostałem sam.

 Przez myśl przechodziły mi różne scenariusze, może ktoś ją porwał, może postanowiła wyjechać, może straciła przytomność, zabrano ją do szpitala, a ktoś ukradł jej portfel i telefon? Możliwości było mnóstwo, a każda jedna była gorsza.

- Dalej zero kontaktu? - zapytała Cheryl, na której twarzy widać było troskę - Nic?

- Nic, kurwa.

 Byłem bliski płaczu, złożyłem głowę w dłoniach. Miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy, zniszczyć coś. Nienawidziłem bezczynności. Szeryf kazał nam próbować się z nią skontaktować, a samemu podjął jakieś kroki. Widocznie obawiał się, że Alice i Hal Cooper zemszczą się na nim, jeśli pozwoli, by coś stało się ich córce. Niestety, Cheryl zapewniała mnie, że dzwoniła do nich, a oni jednoznacznie stwierdzili, że ich to nie interesuje, bo Betty sama wybrała swój los i swoją drogę.

 Świadomość, że to wszystko mogła być moja wina dobijała mnie. Miałem wielu wrogów, a Tall Boy sam powiedział kiedyś, że jeśli będzie próbował się mścić, to zemści się właśnie na Betty. Nie mogłem wytrzymać, byłem kompletnie załamany i rozbity. W swoim życiu przeszedłem przez istne piekło, samotność, głód, byłem ofiarą nienawiści i bullyingu, zostawiła mnie matka, najtrudniejsze chwile przechodziłem bez ojca, ale to brak tej blondynki przy moim boku, odczułem najmocniej.

- Mogę jakoś pomóc?

 Uniosłem głowę, a moja twarz pociemniała z gniewu. Drzwi do mojej przyczepy były uchylone z powodu wysokiej temperatury w środku, a w  nich stał Kevin Keller, ten sam, który mnie zdradził i sprzedał, który udawał mojego przyjaciela i wykorzystał Betty, tylko po to, by się mnie pozbyć.

 W mgnieniu oka doskoczyłem do niego i wciągnąłem go do środka. Kevin nawet nie protestował. Rzuciłem go na stolik jak lalkę i nie zważając na protesty Fangsa, śmiech Sweet Pea, czy też krzyk Toni i Cheryl, przyłożyłem mu nóż do gardła. Oddychałem nerwowo, wpatrując się w jego twarz.

 Była czerwona, pod oczami miał zmarszczki, świadczące o tym, że słabo sypiał. Jego skóra była trochę bledsza, jakby ostatnio przeżył bardzo dużo stresu i najadł się dużo strachu. Nie chciałem tak reagować, ale nie potrafiłem się kontrolować, byłem na skraju załamania nerwowego, a oto w moich rękach znajdowała się osoba, która być może jest za to wszystko odpowiedzialna. Poczułem wściekłość i nienawiść do tego miłego i prostodusznego chłopaka, który okazał się mieć drugą, przerażającą twarz, o którą nigdy bym go nie podejrzewał.

- Daj mi powód - wysyczałem lodowatym szeptem, przyciskając mu go mocniej do blatu za kołnierz koszuli - Chociaż jeden powód, bym Cię nie zabijał tu na miejscu. Uprzedzam, nie mam nastroju na żarty. Konkretniej, jestem wkurwiony jak jeszcze nigdy w życiu, więc lepiej się streszczaj.

- Wiem gdzie ona może być.

 Zamarłem, a krew odpłynęła z mojej twarzy. Powinienem był się cieszyć, ale jedyne co poczułem to gniew. Skoro wiedział, to dlaczego nie powiedział wcześniej?! Nagle czyjaś drobna dłoń dotknęła mojego policzka, odwróciłem się i zobaczyłem twarz Toni. Toni, która zawsze wiedziała co powiedzieć, która nigdy nie poddawała się emocjom, która zawsze była niczym głos rozsądku.

 Zmniejszyłem nacisk na gardło Kevina i puściłem go wolno, odsuwając się na bezpieczną odległość. Cheryl przyglądała się, jak jej dziewczyna łapie mnie za rękę i delikatnie wyciąga z niej nóż, odkładając go na blat.  Sweet Pea zamknął drzwi i oparł się o nie, wbijając śmiertelnie poważne spojrzenie w twarz Kevina.

- Jeśli coś wiesz - warknął - To lepiej mów. Jughead powiedział nam o Twoim układzie z tym buldogiem. Nie lubię, gdy ktoś sprzedaje moich przyjaciół. A już w szczególności nie lubię, gdy ktoś sprzedaje tego konkretnego przyjaciela. Nie wyjdziesz stąd, póki nie powiesz nam wszystkiego. Dobrze Ci radzę, gadaj.

 Kevin westchnął i rzucił mi przepraszające spojrzenie. Oddychałem nerwowo i nierówno, Toni objęła mnie w pasie, chcąc okazać mi wsparcie. Chłopak prawdopodobnie wiedział, że zawdzięcza jej życie, bo skinął z wdzięcznością głową.

- Jughead, wiem co myślisz - nie miał odwagi patrzeć mi w oczy dłużej niż kilka sekund -  Nim jednak osądzisz, pozwól mi się wytłumaczyć. Każdy medal ma dwie strony, znasz jedną, tą niekorzystną.

- Mów.

- Dziękuję - wyszeptał, siadając na wolnym krześle i łapiąc się za głowę - Zawaliłem, to już wiesz. Prosiłem Cie przed chwilą, byś mnie nie osądzał, a ja osądziłem Cię pierwszy i to bezpodstawnie. Widziałem jak od lat patrzysz za Betty, byłeś w niej zakochany, a ja, jako jej najlepszy przyjaciel byłem zaniepokojony. Sam wiesz, jaką masz reputację. Gdy dostaliście razem projekt, obawiałem się, że ona też zakocha się w Tobie, a wtedy przepadnie. Powiem więcej, byłem pewny, że się zakocha, byłeś tym czego ona potrzebowała. Chciałem dla niej jak najlepiej, bo ona zasługuje na to co najlepsze. Archie Cię nienawidzi, ale jest zakochany w Betty, wymyśliłem więc, plan. Mieliście się z Betty dogadać, rozwiązywać razem to nieszczęsne śledztwo, a potem w stosownym momencie, Archie miał Cię w to wszystko wrobić. Powiedział, że zna na Ciebie sposób. Zawiązaliśmy więc umowę, ja miałem pilnować byście z Betty zaczęli się przyjaźnić, a on miał zająć się Tobą. Po czasie zobaczyłem, że popełniłem okropny błąd. Chciałem się Ciebie pozbyć, by ułatwić życie Betty, a tak naprawdę wszystko zjebałem. Patrzyłem jak ona się w Tobie zakochuje, jak z dnia na dzień staje się szczęśliwsza i zaczęły rosnąć we mnie wyrzuty sumienia. To więzienie, to była zagrywka Archiego, miałeś już z niego nie wyjść, wiesz? To on podrzucił ten pierścień. Jednak wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Betty dała Ci alibi, rzuciła Archiego tylko po to, by być z Tobą. Zaczeło palić nam się koło dupy, Dilton nie żył, a winnego nie było, bo Ty się wykręciłeś. Musiałem więc zobaczyć co takiego już wiecie, więc przyszedłem do tutaj i wtedy pękłem. Postanowiłem, że już więcej nie pomogę Archiemu. My... my go poświęciliśmy, rozumiesz? Archie zabił go, by Cię wrobić. Nie mogłem spojrzeć sobie po tym wszystkim w oczy, nie potrafiłem nawet chodzić do szkoły, powiedziałem mu, że rezygnuję, że nie warto, że chciałem szczęścia dla Betty, a ona jest szczęśliwa z Tobą. Musiałem zapłacić mu sporą kasę, żeby przysiągł, że nie powie nikomu o moim współudziale w tym zabójstwie. Przepraszam, Jughead. Jeśli słowa mogą coś wyrazić... przepraszam.

Poczułem, że nogi pode mną miękną i zakręciło mi się w głowie. To było za wiele. Archie jednak kochał Betty, udawał tylko, bo wymyślił plan, w którym miał się mnie pozbyć. Kevin zainicjował całą akcję. Dilton zginął, by wrobić mnie w jego śmierć. Boże, czy to wszystko działo się naprawdę? 

 To wszystko brzmiało prawdopodobnie. Spojrzałem na mapę zbrodni, istotnie, wszystko się zgadzało, wątki zaczynały mi się łączyć. Miałem jednak jeszcze kilka pytań.

- Dlaczego Dilton?

-Bo Archie jest twórcą Jingle Jangle - wyznał Kevin płaczliwym tonem - Musiał pozbyć się swojego Sugarmana, bo ten za dużo wiedział, postanowił więc, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu, jego zabije, a ciebie w to wrobi. Nie wiem zbyt wiele, ale on potrzebował dużo pieniędzy. Planował sprzedać recepturę na Jingle Jangle Hiramowi Lodgeowi, a za te pieniądze uciec z Betty i zacząć nowe życie. Dlatego musiał zbliżyć się do Veronici, bo droga do ojca zazwyczaj wiedzie przez córkę. Cały czas jednak chodziło mu o Betty, był pewny, że wybaczy mu wszystko i zapomni o Tobie, gdy zaproponuje jej wyjazd. Skoro jednak nie ma jej już kolejny dzień, najwyraźniej odmówiła. Jughead...

 Przestałem słuchać, podszedłem do mapy zbrodni i zacząłem szybko przeglądać zdjęcia i notatki. Przypomniałem sobie swoje sny, jak Archie groził Jasonowi, że to on będzie pełzał, przypomniałem sobie, jak w innym śnie Jason wskazywał na swoją głowę. Oczywiście, teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Archie miał przecież takie same włosy jak Jason, więc to była wskazówka. Czy to możliwe, że Jason przyśnił mi się, by naprowadzić mnie na trop swojego zabójcy? A ogolona głowa trupa? Archie chciał go jak najbardziej upokorzyć.Zadrżałem na samą myśl o tym, że Betty jest przetrzymywana przez podwójnego zabójce.

 W pokoju zaległa cisza, wszyscy wpatrzeni byli we mnie, wszyscy wiedzieli jak ważne informacje uzyskaliśmy. Poznaliśmy mordercę Diltona, był nim złoty chłopiec, duma Riverdale. Kevin płakał cicho w kącie, a my wbijaliśmy w siebie spojrzenia. Żadne z nas nie chciało złamać ciszy. Wszyscy doskonale rozumieliśmy, że jeśli Kevin ma rację, to Betty znajduje się w niebezpieczeństwie i to dużym. Musiałem się jednak upewnić co do jednej rzeczy.

- Cheryl - mruknąłem - skup się. Pamiętasz podpis na aucie Twojego brata? Ten, który widzieliście na nim z Bettym?

- Tak - odparła szybko - 2A, myślisz, że pod tym adresem trzymają Betty?

- Nie - spuściłem głowę i uderzyłem pięścią w stół - 2A, jak Archie Andrews. Znaleźliśmy mordercę Twojego brata. Przykro mi.

- Po co miałby się podpisywać? To głupie.

-Niekoniecznie - zaprzeczyłem- to bardzo logiczne. Mordercy, zawsze zostawiają jakieś swoje poszlaki. Tak jak Zodiak. To czynnik psychologiczny, tak jakby chcieli sprawdzać jak daleko mogą się posuwać.

 Cheryl usiadła, by przetrawić w spokoju informację, a Toni podbiegła do niej i objęła ją. Nie miałem wątpliwości, wszystko stało się dla mnie jasne. Archie zabił Jasona, bo chciał zostać królem RIverdale. Był zazdrosny, bo Jason zawsze był we wszystkim na pierwszym miejscu. Najbogatszy, najpopularniejszy, najprzystojniejszy, kapitan szkolnej drużyny footbalowej. Gdyby Jason żył, Archie nie byłby w tym miejscu, w którym obecnie się znajdował, tak więc trzeba było się go pozbyć.

 Czekał na niego na brzegu rzeki Sweet Water, doskonale znał cały plan, zapewne od Betty, która nieświadomie mu go powiedziała. Wyciągnął go z wody, torturował, a wreszcie zabił, by  móc zająć jego miejsce. Zgolił mu włosy, by go ośmieszyć. Następnie korzystając z wpływów swojej rodziny i z pieniędzy, które miał, postanowił zatrzeć wszystkie dowody. Przekabacił nawet koronera, uzależnionego od narkotyków, by nigdy nie pokazywał nikomu tych akt. Kevin był przekonany, że Archiemu chodziło o Betty, ale ja miałem inną hipotezę. Właściwie, to byłem niemal pewny.

- On chce mnie - wyszeptałem, nie patrząc nikomu w oczy -  Na początku może i chodziło o nią, ale teraz już nie. Betty to przynęta. Wie, że pójdę jej na pomoc. Rozumiecie? Tylko ja deptałem mu po piętach, ta prawda nie wyszłaby na jaw, gdybym nie zajął się tą sprawą. On o tym wiedział, właśnie dlatego starał się mnie pozbyć. Nie zależało mu na Betty, zależało mu tylko na tym, by mnie dorwać i uciszyć. Spróbował mnie zamknąć, ale się nie udało, więc teraz porwał osobę, na której zależy mi najbardziej na świecie. Cwany skurwiel.

- Co robimy, szefie? - mruknął Fangs, zaglądając przez okno - Nie puścimy Cię tam samego. Masz jakiś plan?

- Owszem - uśmiechnąłem się paskudnie - Dam mu to czego chce.

- Nie ma mowy!- Toni podniosła na mnie głos - Nie pozwolę Ci strugać bohatera. Nigdzie bez nas nie pójdziesz. Ja... nie, nie zgadzam się.

 Jej wzrok był stalowy, nie znosił oporu. Zrozumiałem, że w tej sprawie nie jestem sam. Mam po swojej stronie przyjaciół, którzy zrobią wszystko, by mi pomóc. A ja naprawdę miałem plan. Nie zamierzałem pozwolić  na to, by Archiemu wszystko uszło płazem. Chciał walki i wojny? Proszę bardzo, dostanie ją. Nikomu nie wolno krzywdzić ludzi, na których mi zależy.

 Podszedłem do Kevina i położyłem mu dłoń na ramieniu. Chłopak się załamnał, dotarło do niego jak okropnych rzeczy się dopuścił. Moja złość do niego ustąpiła, teraz było mi go szkoda. On tylko chciał pomóc Betty, chciał dla niej dobrze. Nie poznał sie na mnie, uważał, że to ja jestem ten zły, a tymczasem prawdziwy zły człowiek nim manipulował. Niestety, nie każdy potrafi odmówić. Spróbujcie powiedzieć "nie", gdy wszyscy inni krzyczą "tak".

- Wybaczam Ci - powiedziałem patrząc mu w oczy - Popełniłes błąd, trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Powiedz mi, gdzie jest Archie. Obiecuję, że przyprowadzę Betty z powrotem. Zrób to dla niej.

 Kevin pociągnął nosem i otarł łzy, które płynęły mu po policzku.

- Bunkier Diltona - szepnął - Przed mostem na Sweet Water musisz skręcić w prawo. Nie powinieneś mieć problemów, zapewne będzie na Ciebie czekał. Mogę coś jeszcze zrobić? Cokolwiek?

- Zawiadom swojego ojca - mruknąłem odwracając się od niego - Mnie nie posłucha. Ściągnij go tam, choćbyś miał to zrobić siłą.  Toni, Fangs, Sweet Pea, dzwońcie po Serpents, możliwe, że będą potrzebni. Niech wezmą broń. Jeśli mnie nos nie myli, to będziemy mieli okazję, żeby oczyścić miasto nie tylko z mordercy, ale również i z szajki dillerów narkotyków. Zakończymy to wszystko raz na zawsze.

 Trójka węży pokiwała w ciszy głowami. Doskonale wiedzieli, że nie ma sensu na dyskusje, sytuacja była bardzo napięta. Archie był niebezpieczny, uzbrojony i miał Betty. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z wagi sytuacji. W grę wchodziło życie dziewczyny. Nie wątpiłem, że nie znaczyła dla Archiego nic, chciał ją tylko wykorzystać do swoich celów, tak jak to zrobił z Kevinem. Przypuszczałem, że to od niego wiadomość dostała w święta i to z nim poszła na na spotkanie. Nie chaiała mnie martwić, myślała, że wszystko załatwi sama. Archie zwiódł ją, odwołał się do jej wrażliwości i wspólnej przeszłości, by zwabić ją w pułapkę.

 Wszystko się wyjaśniło, zagadka została rozwikłana.

Byliśmy chyba najdziwniejszą grupą ratunkową na świecie. Dwóch kryminalistów, dwie lesbijki gej morderca i ja młodociany pisarz z depresją i wahaniami nastroju. Musiało wystarczyć. Połączyła nas nienawiść do tego rudowłosego zwyrodnialca, który bawił się ludźmi jakby byli lalkami. Oszukiwał, manipulował, zabijał, z niczym się nie liczył. Robił to z ogromną gracją, spokojem i wyrachowaniem.

 Czas by ktoś wreszcie powiedział STOP.

- Ruszamy jutro w nocy - wycedziłem, czując rosnącą we mnie nienawiść - Niech Serpents będą pod moją przyczepą. Kevin, przyprowadź pod bunkier swojego ojca, najszybciej jak będziesz potrafił. Jutro dorwiemy Andrewsa.

- Co zamierzasz? - wyszeptała Cheryl - Skąd pewność, że Betty wytrzyma do jutra?

- Jak już mówiłem, jest mu potrzebna. Będzie żyła tyle ile będzie musiała żyć.

 Wszyscy pokiwali głowami i przygotowali się do wyjścia. Byliśmy w wisielczych nastrojach, każdy z nas na swój sposób przeżywał to co się stanie.

- Jeszcze jedno - zatrzymałem ich - Cokolwiek się jutro stanie, nie wolno wam ingerować w sprawy między mną, a nim. Zbyt długo byłem frajerem, zbyt długo dawałem się gnoić. Archie chce wojny? Dostanie ją. Jak z nim skończę, to będą mu twarz u mechanika naprawiać.Dam wam czas, odzyskacie Betty i  zapewnicie jej bezpieczeństwo. Tylko ona się liczy, czy to jasne?

 Kolejne skinienia głowami.

- Dziękuję wam - szepnąłem - Przyjaciele.









__________
__________

Sooo, za tydzień ostatni rozdział

A potem epilog

I druga część epilogu.

Ale to przeleciało.

Swoją drogą, dziękuję za gwiazdki i komentarze wszystkim! Wiem, że zawsze Was O nie proszę, ale chyba nie podziękowałam nigdy... więc dziękuję.

Dobra, połączyły wam się wątki? Wielu z Was zgadło kto był mordercą, ale chyba nikt nie spodziewał się, że Kevin będzie pomagał, prawda? Jak mogliście też zauważyć, nawet Archie się czymś kierował, chciał dobrze dla Betty... chociaż Jug uważa inaczej.

To jak wam się podoba rozdział? Jest napięcie przed finałem? Jak będzie on wyglądał? Co będzie z Betty? Z Jugiem? Z Archiem? Tego dowiecie się za tydzień.

Aha, ostatni rozdział nosi tytuł "Danse Macabre".

To tyle, tygryski, czekam na komentarze, opinie i zażalenia!

Seeeeeee yeaaaaa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro