Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uśmiechnął się do siebie. POWIEDZIAŁ TO! Wreszcie mu to wyznał! Z szerokim uśmiechem na ustach wyciągnął dłoń i zmienił Czarnego w człowieka. Przejechał mu dłonią po bladym policzku. Wiedział, że gdyby byli zwykłymi ludźmi wręcz nie wolno by było uśmiechać się w takiej sytuacji, lecz wiedział, że też jest Przeznaczonym chłopaka. To wypełniało jego serce radością. Nie mógł go odrzucić. Nie mógł mu powiedzieć ,,Sorry, ale nie. Idź sobie.". 

Twarz Czarnego najpierw zastygła w zaskoczeniu. Następnie zrozumiał to, co powiedziała beta. Bartek obserwował, jak przez jego twarz przelatują emocje. Najpierw był to szok. Czysty szok, jakby chłopak dowiedział się, że wygrał główną wygraną w jakieś loterii. Potem była nieco dziwna mieszanka strachu z ledwie wyczuwalną nutką smutku. Jakby dowiedział się, że nie dostał najlepszej oceny z jakiegoś projektu, większość prac była niezaliczona, a tylko dwie na całą grupę miały dobre oceny. A na końcu przyszła złość. ...Chociaż nie, poprawka. To nie była złość. To była czysta furia. 
Chłopak wyglądał tak, jakby rozważał, czy ma wyskoczyć z okna, skoczyć w lustro, czy skoczyć na betę przed nim. Wyglądał, jakby nie do końca wiedział, co ma teraz zrobić. Taki biedny, zagubiony... 
Bartek spoważniał. 
- Coś nie tak? - Spytał powoli i ostrożnie. Chłopak zaczął się śmiać. Rechotał jakby usłyszał jakiś świetny kawał. Bartek zauważył, że łzy spływają mu po twarzy. Czarny śmiał się i płakał jednocześnie. Mężczyzna patrzył na to niepewny, co ma zrobić. Chciał go do siebie przycisnąć i uspokoić, ale miał przeczucie, że to tylko wszystko by pogorszyło. 

- Coś nie tak? - Powtórzył po chwili, gdy widział, że chłopak powoli się uspokaja. - Co się stało, mały? - Spytał. 
Czarny przez chwilę wyglądał tak, jakby miał tyle odpowiedzi w głowie, że nie wiedział, której ostatecznie użyć. Uniósł tylko spojrzenie i zerknął Bartkowi w oczy. 
Ten poczuł się jak ostatni skurwiel. W granatowych oczach lśnił taki ból i taka złość, że starszy nie wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić. Chłopak wyglądał tak, jakby tą jedną, pozornie szczęśliwą informacją, Bartek wymordował mu rodzinę. 

Czarny chwilę jeszcze na niego patrzył, po czym zmienił się w wilka i ruszył w stronę drzwi. Nagle jakby sobie o czymś przypomniał, po czym skierował swoje łapy w drugi kąt pomieszczenia. Usiadł zrezygnowany i oparł głowę o miejsce, gdzie łączyły się dwie ściany. 

Bartek siedział nadal, zszokowany. Co znowu zrobił nie tak?! Przygryzł wargę. Cichy płacz jego Przeznaczonego łamał mu serce. Wstał z krzesła i ostrożnie podszedł do czarnej kupki nieszczęścia siedzącej w rogu pomieszczenia.
- Co się stało, kochanie? - Spytał i usiadł metr za nim. 
- N-nie mó-w tak do-o mnie-e... - Zapłakał zachrypniętym od płaczu głosem. Bartek poczuł, jakby ktoś walnął go obuchem w głowę. Bolało...

- Jesteś pewien? - Spytał cicho po chwili. Dalej miał cholernie smutne oczy i zachrypnięty głos, ale przynajmniej już nie płakał, choć łzy dalej tańczyły mu w oczach.
- Tak. - Odparł łagodnie, zmieniając wilka w człowieka. Ten zerknął na niego. Jego śliczne, granatowe oczka były tak cholernie smutne... 
- Ile chcesz? - Spytał poważnie, dłonią wycierając oczy z łez. Bartek zamrugał.
- Co? - Zapytał lekko zachrypniętym głosem. Przez cały ten czas młodszy siedział zwrócony ku ścianie, a Bartek metr za nim, nie spuszczając oczu z jego osoby. 
- Zapłacę ci, tylko znajdź sobie kogoś innego. - Obiecał drżącym głosem. Bartek kolejny raz poczuł, jakby dostał w twarz. I jemu łzy zatańczyły w oczach. Odwrócił chłopaka w swoją stronę.
- Mały, Więź tak nie działa... - Zaczął powoli. 
- To udawajmy, że jej nie ma. - Poprosił smutno. - Dalej mogę ci płacić. - Dodał widząc minę starszego.
- To tak nie działa, Dzieciaku... - Mruknął.
- Dlaczego nie? - Spytał smutno chłopak. - Ty udajesz, że nic do mnie nie czujesz, dostajesz kasę i wszyscy są zadowoleni. - Pociągnął cicho nosem, po raz kolejny przecierając oczy. 
- A ty...? - Nie rozumiał.
- Ja będę żył jak do tej pory. - Powiedział z mocą. 
- Nie, Dzieciaku. - Mruknął Bartek.
- Czemu nie? - Spytał smutno. - Wiesz ile to ułatwi? - Dodał. 

Bartek już nie wiedział, co bolało go bardziej: To, że chłopak zachowywał się tak, jakby Więź była dla niego przekleństwem? Czy to, że myślał, że da radę przekupić Bartka, żeby udawał przed sobą samym, iż nic ich nie łączy? A może to, że byli sobie Przeznaczeni, ale kompletnie się nie rozumieli? Nie potrafili się dogadać. 
Starszy zrobiłby dla niego wszystko... A chłopak chciał udawać, że Więź między nimi nie istnieje. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo go to raniło... 
Wyciągnął ręce i objął mniejsze ciałko, a potem przysunął je do siebie, chowając je w swoich ramionach.
- Naprawdę nie można zrobić nic, żeby jakoś zmienić tą Więź? - Spytał słabym, zrezygnowanym głosem. 
- Spokojnie, mój mały... - Zamruczał, lekko go kołysząc. - Nie musimy niczego udawać... Postaram się, by było ci ze mną dobrze... By niczego ci nie brakowało... Nikt nie podniesie na ciebie ręki, kochanie...  Obiecuję. Zajmę się tobą, Aru. Kocham cię, Dzieciaku. - Złożył długi, czuły pocałunek na głowie chłopaka. 
- Nie chcę, żebyś mnie kochał. - Powiedział zrezygnowany. - Nie chcę być twoim Przeznaczonym. - Dodał, bardziej wściekły, po czym wyrwał się z objęć i stanął za nim, w odległości kilku metrów. Bartek poczuł, jak jego serce pęka po raz kolejny. 
- Młody, ja nie mam na to wpływu. - Wyznał załamany. 
- Czy jeśli jedno z nas zginie, to nadal będziemy Przeznaczonymi? - Zapytał zimno. Starszemu nie podobało się, dokąd zmierzała ich rozmowa. - ODPOWIEDZ! - Ryknął młodszy.
- Nadal będziemy Przeznaczonymi. Mówiłem ci już, że jedno nie może żyć bez drugiego, mały. - Westchnął cicho. Przyciągnął do siebie chłopaka. Przejechał mu palcami po policzku, a ten spojrzał na niego. - Nigdy nie będziemy szczęśliwi osobno. 
- I tak nie jestem szczęśliwy, więc co to za różnica? - Warknął cicho. Bartek pomyślał, że chłopak chciał zachować tą myśl dla siebie, ale koniec końców był zadowolony, że ten mu ją wyjawił.

Aru wyplątał się z jego ramion. Stanął na przeciwko niego. 
- Idziemy. - Rzucił ostro.
- Gdzie? - Spytał niepewnie. Chłopak zachowywał się co najmniej dziwnie.  
- Wygląda na to, że ty nie dasz rady żyć beze mnie. - Rzucił wypranym z emocji głosem. - Trzeba zabić jednego z nas, żeby drugie mogło żyć w spokoju. Ja dam sobie radę, ale wygląda na to, że ty nie bardzo. - Mruknął. - Trzeba się ciebie jakoś pozbyć, zanim jeszcze da się odkręcić cały ten cyrk. - Westchnął jakby był zmęczony.

***

To się porobiło...

Do przeczytania,
- HareHeart 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro