Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyjazny bandyta

Pov. Sylwia

- Mogę z wami pogadać?

Odezwał się Juan. On chce z nami pogadać? Wygląda nawet na przyjaznego.

- Jasne, że tak!

Odezwał się Matt. Juan usiadł przed naszą celą by dobrze słyszał o czym będziemy mówić.

- Czyli ty naprawdę pochodzisz z innego świata?

A skąd o tym wie?!

- Jak się o tym dowiedziałeś?

- Eduardo nam powiedział, że detektyw i szeryf mają dziewczynę z innego świata, czyli ciebie.

Ten Eduardo jest wkurzający. Jest wredniejszy od mojej siostry.

- Nie możesz nas stąd uwolnić?

- Nie mogę. Gdybym to zrobił, to by już mnie zabił na miejscu.

Muszę coś wymyśleć plan ucieczki, ale nic mi nie wchodzi do głowy. Co teraz mamy robić?

Pov. Thompson

Ja i Edward zaczęliśmy wracać do domu, bo nie mogliśmy nigdzie znaleźć Eduardo i jego bandy, bo jego nie ma w tym samym miejscu co ostatnio. Gdy weszłam pierwszy, bardzo mnie nie pokroiła ta cisza.

- Sylwia? Jesteś tutaj?

Nadal cisza. Co się z nią stało? Posprawdzałem wszystkie pokoje i żadnej żywej duszy nie było. Gdzie ona jest?!

- Szeryfie! Znalazłem liścik na temat Sylwii!

Pobiegłem szybko na dół by zobaczyć ten list.

- Przeczytaj go.

Wziąłem list do ręki, żeby to przeczytać.

"Drogi Szeryfie!

Pewnie się zastanawiasz czemu tej dziewuchy nie ma? Oczywiście, że ją też porwaliśmy! Jeśli chcesz jeszcze ją zobaczyć całą, zdrową i żywą. Jeśli nie przyjdziesz, ona i książe zginą razem! Masz przyjść z detektywem bez broni.

Nie miłego dnia życzę!

HAHAHAHAHAHAHAHAHA!"

No i co teraz? Nie mogę pójść tam bez broni, ale... chcę żeby Sylwia wróciła do domu cała i zdrowa.

- Co teraz zrobimy Thompson?

- Moim obowiązkiem jest chronienie ludzi przed niebeczeństwami, a nie chce żeby coś Sylwii się stało.

Edward patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem.

- Co?

- Zakochałeś się w niej?

- Co?! Nie! Może...

Zaczerwiniłem się lekko, ale Edward już zrozumiał co naprawdę do tej dziewczyny czuję.

- Wiedziałem! Wiedziałem, że ją polubisz, ale klawo!

Edward skakał że szczęścia, a ja schowałem broń do mojej tylnej kieszeni w spodniach. Eduardo jest za głupi, żeby sprawdzać moje kieszenie. Idę po ciebie Sylwia. Już idę.

Pół godziny później...

Jesteśmy przy kryjówce Eduarda. Chyba zdążyłem.

- Eduardo! Wychodź tutaj!

Zauważyłem jak przechodzi na drugi balkon jak i Marco.

- No, no, no! Kogo my tu mamy? Sherrif Thompson i detektyw Edward Gold.

- Zamknij się! Masz uwolnić zakładników!

- Zanim to zrobimy, macie udowodnić, że nie macie żadnej broni.

Pokazałem mu, że nie mam nic, ale ukrywałem przed nim moją tajemną broń.

- Ty też pokarz Edward!

- Ja nie mam nic, nawet coli.

- Dobrze. Marco! Idź po nich.

- Już się robi! (Zrobiłam tak, że Marco mówi po polsku jak my, bo tutaj nie umiem pisać po hiszpańsku XD dop. aut.)

Pov. Sylwia

Ja i Matt się uwolniliśmy, a Juan nam w tym pomagał.

- Dzięki Juan. Bez ciebie nie daliśmy rady.

- Czyli jestem bohaterem?

- Tak. Teraz czas zająć się tymi bandytami.

Wyjęłam moją broń i niechcący pocisnełam za spust. Prawie strzeliłam w blondyna z opaską na oku.

- Kurde...

____________________________________

484 słów

Nie wiem co teraz powiedzieć Serio.

Na razie ludziska!

Gwiazda już spada🌠

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro