Rozdział 10 2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Powiedziałeś, że wiele się działo — Fortus w końcu rozproszył ciszę. Przyjrzał się swojemu rozmówcy z umiarkowaną ciekawością, niemal nonszalancją. Nic więcej nie dodał, choć wyglądał, jakby zamierzał.

— Rzeczywiście — Ewander powiedział to niemal automatycznie, a gdy zorientował się, jak monotonnie i ponuro zabrzmiał jego głos, uśmiechnął się przepraszająco. — Problemy z kolegą. Straszne zamieszanie.

Zamierzał skończyć temat. Kelnerka przyniosła ich kawę, więc podziękował jej i upił małego łyka swojej mrożonej kawy. Choć zwykle ją uwielbiał, tego dnia wydawała się wyjątkowo zimna i bez smaku. Dopiero gdy odłożył szklankę, zauważył, że Fortus wpatruje się w niego pytająco. Chyba ciekawił go poruszony temat, ale czy powinien wiedzieć o takich rzeczach?

— Smakuje ci? — Szybkiej zmiany tematu Ewander nauczył się od Monstre, który stosował ją niemal codziennie.

Na szczęście Fortus chyba złapał haczyk i upił nieco swojego napoju. 

— Przyjemna w smaku — stwierdził. — Tylko zastanawia mnie połączenie mrożonej kawy i rogalika. Sądziłem, że takie pieczywo je się raczej na ciepło.

— Naprawdę? — Ewander był szczerze zaskoczony. — Tego to ja nie wiedziałem, a przecież tak długo tu mieszkam!

Fortus obdarzył go delikatnym uśmiechem. Zamoczył swojego rogalika w kawie i spróbował, a przy przeżuwaniu przymknął oczy. W końcu cmoknął z zadowoleniem.

— Nawet ciekawy kontrast. Jeśli chcesz wiedzieć nieco więcej o tutejszej kulturze, polecam zajrzeć do księgarni. Niektórych rzeczy nie dowiesz się w inny sposób, nawet mieszkając tu długie dekady.

To był dobry moment, żeby zadać nurtujące Ewandera od tygodni pytanie!

— Tak właściwie, to mam wrażenie, że też nie pochodzisz z tego kraju — odparł, przy czym dołożył wszelkich starań, by nie brzmieć wścibsko czy ofensywnie.

Mimo wszystko zdziwił się, gdy Fortus pokiwał głową.

— Trafiłeś. Jestem z południa Włoch — powiedział, co spotkało się z wybuchem radości jego towarzysza.

— Co za niespodzianka! Ja też, tylko z północy! 

— Jaki ten świat mały — Nowy znajomy Ewandera westchnął i dokopał się do czekoladowego nadzienia w rogaliku. Na widok brązowego kremu jego oczy się rozszerzyły. Już po chwili zajadał się pieczywem, a o kawie zupełnie zapomniał. Kilku gości z pobliskich stolików skupiło na nim swoją uwagę.

Nie umknęło to uwadze jego rozmówcy, który zaśmiał się na ten widok.

— Prawda? Dobrze jest czasem spotkać kogoś z rodzinnych stron — powiedział, przy czym przerzucił się na włoski. 

Fortus na chwilę zesztywniał, ale potem odwzajemnił uśmiech i skupił się z powrotem na napoju.

— Tak, to prawda. Życie za granicą nie jest łatwe, trzeba mieć jakieś wsparcie — odpowiedział w tym samym języku. — Ale ty chyba masz, prawda?

— Jak najbardziej! Moja szefowa ma wielkie serducho i zawsze mi pomaga, kiedy czegoś potrzebuję, a przyjaciel z pracy, zanim zniknął... — Urwał. 

No i się wygadał. Ale nic nie szkodzi, prawda? Fortus wydawał się być miłą osobą godną zaufania. Może jednak nic się nie stanie, jeśli porozmawiają... Ale nie powinni. Wciąż się ledwo znali. Tak po prostu nie wolno, prawda?

— Ten niski z kręconymi włosami i okularami, tak? — zapytał Fortus, a jego ton wybrzmiewał troską. — Co mu się stało?

Ewander chciał znowu zmienić temat. Naprawdę próbował sklecić w głowie cokolwiek, czym mógłby odwrócić uwagę swojego towarzysza od sprawy Monstre, ale nie potrafił. Jego umysł ciągle wracał do tej jednej kwestii, głowa wydawała się swędzieć od środka, myśli krzyczały: "Opowiedz, wyduś to z siebie!". 

Podobno jak się komuś zwierzysz, to poczujesz się lepiej. Może on sam potrzebował po prostu nieco więcej osób do rozmowy.

— On... Zaginął wczoraj rano — w końcu wypowiedział te słowa. Nagle z jego ramion spadła część ciężaru ostatniej doby. — Ale to stało się w tak nieprawdopodobnych okolicznościach, że uznasz mnie za wariata.

Fortus obdarzył go łagodnym uśmiechem. Nie było po nim widać ani krztyny zaskoczenia, jedynie współczucie i sympatię.

— Widziałem wiele nieprawdopodobnych rzeczy. Myślę, że nie będzie mi aż tak ciężko uwierzyć.

Z jakiegoś powodu, te słowa brzmiały wyjątkowo przekonująco. Może to ta aura spokoju unosząca się wokół tego mężczyzny? Albo jego łagodna pewność siebie? Sam jego wyraz twarzy sprawiał, że Ewander miał ochotę wszystko mu opowiedzieć.

I tak też zrobił, a kiedy mówił, nienawidził siebie za to, że nie potrafił się powstrzymać.

Fortus natomiast słuchał. Czasem przytakiwał, czasem wydawał z siebie nieokreślone mruknięcie. Zdarzało się, że kiwał głową, żeby jego rozmówca mówił dalej. W rezultacie wydobył z Ewandera dokładny opis wszystkiego, co się wydarzyło od rozpoczęcia wczorajszego dnia, aż do ich spotkania. Gdy dotarli do końca historii, jego filiżanka i talerzyk zostały opróżnione. 

— To rzeczywiście mogło się zdarzyć — podsumował. — Przykro mi, że was to spotkało.

Jego towarzysz zacisnął palce na brzegach filiżanki. 

— Naprawdę mi wierzysz? — zapytał cicho. Dopiero, gdy w odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową, całkowicie się rozluźnił. — Nawet nie wiesz, jaka to ulga... Moja szefowa jest kochana, ale ona wierzy, że powiedziałem, co widziałem, ale nie, że widziałem, co naprawdę się stało.

— Uważa, że ci się przywidziało, tak? — Fortus westchnął i z żalem przesunął palcem po krawędzi talerzyka, na którym jeszcze przed chwilą leżał rogalik. — Cóż. Niektórym ciężko uwierzyć w takie rzeczy — to powiedziawszy, wstał ze swojego miejsca. — A teraz przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Somnis chyba mnie czymś zaraził, więc lepiej, żebym cię nie narażał.

Ewander musiał odczekać dłuższą chwilę, żeby zrozumieć, że spotkanie dobiegało już końca. Zamrugał i rozejrzał się, jakby oczekiwał, że słońce za oknem będzie zachodzić, a klienci zbierać się do domu. Tymczasem niemal nic się nie zmieniło. Rozmawiali może z dwadzieścia minut.

— Może chociaż odprowadzę cię do domu? — Zapytał i sam się podniósł. Drugi mężczyzna niemal natychmiast pokręcił głową.

— Nie ma takiej potrzeby. Naprawdę wolałbym, żebyś niczego nie złapał. — Skierował się do wyjścia. — Jak coś, masz mój numer telefonu. Bardzo przyjemnie się rozmawiało. Chętnie to kiedyś powtórzę, gdy wszyscy będziemy zdrowi. Do zobaczenia.

Nie pozwolił Ewanderowi nawet pomyśleć nad odpowiedzią. Po prostu w jednej chwili stał tuż obok, w drugiej już nie.

Takie nagłe zakończenie spotkania było co najmniej niespodziewane. Fortus jakby w jednej chwili stracił zainteresowanie rozmową. Nie wyglądał, jakby się źle czuł, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie raczej... Zniecierpliwionego? Ewander sam już nie był pewien, ale wiedział, co oznaczało mrowienie z tyłu głowy, które znowu zaczęło mu przeszkadzać.

Jego wrodzona ciekawość domagała się, by spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.

Pospiesznie wyszedł z kawiarni i rozejrzał się w poszukiwaniu Fortusa. Tylko zerknie. Upewni się, że ten dotrze bezpiecznie do domu. To będzie pierwszy i ostatni raz.

Cholera, przecież zdrowi na umyśle ludzie tak nie robią...

Ale Ewander nie czuł się teraz zdrowy, ani spokojny. Chciał zobaczyć. Upewnić się, czy jego nowy znajomy mówił prawdę. Może to chęć odwrócenia biegu myśli, może potrzeba działania. Cokolwiek to było, skutecznie popchnęło go do podjęcia decyzji o podążaniu za tym człowiekiem.

To tylko spełnienie głupiej zachcianki. Z ukrycia odprowadzi go do domu, a gdy skończy, wróci do siebie i zaczeka, aż Evelyn skończy rozmowę z rodziną Kiarana.

Znalazł Fortusa za zakrętem. Na szczęście zaczynały się godziny szczytu, więc ulice zapełniały się przechodniami, pośród których nawet ktoś o posturze Ewandera mógł się skutecznie schować. Jego cel był jeszcze wyższy, więc tamten stanowił znacznie łatwiejszy cel.

"Co ja robię?" powtarzał sobie w głowie. "Ja naprawdę śledzę człowieka. Może rzeczywiście oszalałem?"

A mimo to, gdy Fortus skręcił w pusty zaułek, on zrobił to samo.

Od tamtej chwili pozostanie niezauważonym okazało się znacznie większym wyzwaniem. Ledwo zdołał ukryć się za kontenerem na śmieci, kiedy drugi mężczyzna zatrzymał się i rozejrzał. Najwyraźniej uznał, że nikogo nie ma w pobliżu i przeszedł na miejsce po drugiej stronie pojemnika. Znalazł się poza zasięgiem wzroku. 

Ewander tymczasem bił się z myślami. Przechodził obok tego zaułka wiele razy i nie było tam nic ciekawszego od kilku śmierdzących worków, więc co tamten miałby robić w takim miejscu? Kusiło, by zostać, zobaczyć, czy coś się dalej stanie, ale jeśli Fortus zdecyduje się w końcu wyjść, zwróci, a wtedy ich spotkanie będzie nieuniknione. Póki był za kontenerem, dawał Ewanderowi chwilę na odejście niezauważonym. Bo jak można wytłumaczyć obecność w takim miejscu i w takiej chwili? 

No cóż, koniec zabawy w detektywa. Trzeba odejść, zanim z nowego przyjaciela zrobi się wróg.

— Acta est fabula. — Głos Fortusa odbił się echem od ścian kamienic. "Sztuka jest skończona."

Ewander znieruchomiał, jakby za chwilę miał zostać zauważony. Tymczasem do jego uszu dobiegł trzask i dźwięk dwóch kroków, zanim powietrze się zatrzymało i zapadła zupełna cisza, przerywana jedynie szumem dochodzącym z ulicy.

Obecność drugiej osoby zniknęła.

Zagryzł wargę. Zajrzeć, czy nie zajrzeć? Zajrzeć, czy nie zajrzeć?!

Przeklęta ciekawość!

Powoli wychylił się zza kontenera. Tak, jak mu się wydawało, nie było tam już żadnej osoby. To, co znalazło się zamiast niej, było znacznie bardziej szokujące.

Pomarańcz ceglanej ściany przerywała owalna, niemal dwumetrowa plama absolutnej, głębokiej czerni. Dokładnie taka, jaka znajdowała się poprzedniego dnia w kwiaciarni.

Ma che cazzo, tego się nie spodziewałem! — wymsknęło mu się. Spojrzał w lewo, w prawo. Nikogo nie było. Czy to możliwe, żeby Fortus miał coś wspólnego ze zniknięciem Monstre? A może sam został ofiarą zniknięcia? Ale to nie pasowałoby do jego dziwnego zachowania! — A ja mu wszystko wygadałem...

Niepokój odebrał mu rozum. Jakie konsekwencje będą miały jego błędy? Tego chyba bał się najbardziej.

Wrzucił do dziury jakąś zabłąkaną puszkę, która nie odbiła się od ściany, a zniknęła. Przestąpił z nogi na nogę. Brzegi zaczęły się kurczyć, ukazując nienaruszoną cegłę.

Po drugiej stronie mógł być Monstre. Jeśli Fortus sam tam wszedł, chyba nie wiązało się to z wielkim niebezpieczeństwem. Tylko co z powrotem? Przecież nawet nie wiadomo było, co jest po drugiej stronie.

Ale czerni było coraz mniej i za chwilę Ewander nie da rady przejść. Nie było czasu na myślenie. Albo idzie, albo nie.

Wyjął prędko telefon i wysłał wiadomość głosową do Evelyn. Następnie wskoczył do dziury.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro