Karczma

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Płotka pędziła ile sił w kopytach, nie przerywając biegu ani na chwilę. Zatrzymała się dopiero przed bramą miasta.

- Otwórzcie bramę! - krzyknął Wiedźmin patrząc na nich z góry.

- A do koguż to się wybierasz? - zapytał najwyższy żołnierz z dwóch.

- Do Tamary z Rehctiw! - krzyknął znów Geralt. Chciał jak najszybciej wjechać. Zdawał sobie sprawę, że każda sekunda jest teraz na wagę Płotki.

- Niechaj wiedzie Pan. Jest na polanie - powiedział drugi biorąc się za otwieranie bramy gdy te pierwszy nie wiedział dlaczego go wpuszcza - I powodzenia życzę. Nie ma dziś humoru - dodał nim Geral wjechał do miasta.

Ludzi było pełno, Krasnoludów też, a najmniej było Elfów. Dopiero teraz Wiedźmin przyswoił słowa żołnierza. Ma iść na jakąś polane, tylko na jaką? I jak wogóle dostać się na tą polane skoro są w zamkniętym mieście. Spojrzał na Jaskra, który ledwo co oddychał a jego wzrok był coraz to bardziej pusty, bezduszny niczym wzrok największego potwora, zmory poza granic ludzkich, potwora, który zabija każde bez wyrzutów sumienia.

- K-karczm - powiedział Jaskier po kilku minutach bezskutecznego szukania, a każdego kogo pytali o nią mówił coś, że skoro nie wie gdzie jest to znaczy, że jej nie potrzebuje.

- Karczma Zła Polana? - zwrócił się do Jaskra gdy zobaczył najdalej wysuniętą karczmę i najbardziej pustą.

Płotka nawet nie została poinformowana gdzie ma jechać. Ona po prostu wiedziała gdzie, konie to rozumne stworzenia, czasem nawet bardziej od człowieka. Wjechała na teren karczmy a Geralt zszedł z niej i zabrał Jaskra, który ledwo chodził. Wchodząc do środka karczma wyglądała o wiele lepiej, ale była w niej tylko jedna osoba. Jaskier posłał jej uśmiech, ale ona była skupiona na czymś innym i nawet nie zauważyła ich.

- Kasss-ztan - Nie dokończył Bard, bo napotkał srogi wzrok Wiedźmina, ale wystarczyło to by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.

- Uratuj Jaskra - powiedział szybko Geralt dając go na pierwsze lepsze krzesło.

- Co się stało? - zapytała bez żadnego wyrazu choć wiedźmin i tak widział, że dziewczyna martwi się o Barda.

- Dżin - powiedział krótko Geralt.

Piwnooka podeszła do Jaskra i delikatnie, opuszkami palców dotknęła szyi, która była spuchnięta. Cichy jęk bólu wyrwał się z ust szatyna* przez co dziewczyna nieznacznie się skrzywiła. Spojrzała mu w oczy, przypominając sobie jak kiedyś się w nich zatraciła. Przez ciche 'Hmm' Geralta wyszła z małego więzienia jakim były tęczówki chłopaka.

- Dobra. Muszę poprosić Cię o pomoc, bo jak miałabym to robić sama to zajęło by to wieki - ponownie usłyszała dobitne 'Hmm'  z strony Wiedźmina. - No nie powiem, bardzo rozmowy jesteś - mrukneła rozglądając się po karczmie.

Wyskoczyła za bar i zaczęła wyciągać jakieś tam małe drewniane pudełka. Kiedy Geralt chciał wziąć jedno i je otworzyć dostał po łapach a dziewczyna zabrała mu pudełko.

- Nie ruszaj niczego - można stwierdzić, że wręcz warknela w jego stronę. - Musisz znaleźć utopce i przynieść mi dwa mózgi - powiedziała uważnie patrząc na niego.

- Po co Ci one? - odezwał się pierwszy Ra zod dłuższego czasu.

- A jednak nie odebrałam Ci głosu! - krzyknęła poprawiając swoje włosy. - Muszę z nich zrobić maść, która złagodziła by ból podczas używania magii. W końcu jest człowiekiem, więc może go to diabelsko boleć, zważając na to, że ta magia nie będzie podstawową - Mówiła dosyć szybko, ale wyraźnie i zrozumiale dla Wiedźmina. - Ja wtedy zaniosę go do pokoju u góry i pójdę pozbierać pewne zioła. - dodała kątem oka patrząc na Jaskra, który ewidentnie cierpiał. - Kiedy życzenie zostało wypowiedziane? - spojrzała na Białego Wilka krzyżują ręce na klatce piersiowej.

- Dwie doby temu - mruknął widocznie nie zadawolony z tego faktu. Wtedy jej wzrok przeniósł się na jego nogi - A to się stało podczas postoju. - powiedział widząc wzrok kobiety.

- Dobra idź. Im prędzej to zrobimy bym większe prawdopodobieństwo, że jeszcze kiedykolwiek zaśpiewa, albo coś powie. - przeskoczyła znów, tylko, że przed bar i spojrzała z troską na Barda - Złagodze jego ból, bo mam jemiołke. - mrukneła do Geralta, który już wychodził i tylko skinął głową wsiadając na Płotke i jadąc w przeciwną stronę niż uda się później Tamara.

Podeszła do Jaskra podnosząc go bardzo delikatnie i zabierając do góry. Zajęło im to z piętnaście minut, ale w końcu byli w ładnym pokoju. Dominował tam fiolte, czyli kolor rozpoznawczy dziewczyny. Oczywiście przewineła się gdzieś tam zieleń, jako znak iż pamięta kim jest. Położyła Jaskra na swoich łóżku i spojrzała na niego tak jak kiedyś - z dużą dawką uczuć, tych pozytywnych i negatywnych.

Z szafki zabrała eliksir, który nazwała Jemiołką, bo odurza jak narkotyk. Nie czujesz wtedy bólu, wszystko wydaje się być takie proste i piękne. Podniosła jego głowę i wlała mu całą fiolkę po czym odłożyła jego głowę na poduszkę a fiolkę na ziemię.

- Masz przeżyć, bo jak nie to Cię wskrzeszę i będę torturować - mrukneła i pocałowała go w czoło, myśląc, że już śpi. Nie wiedziała jak się myliła. Jak bardzo się myliła.

Spojrzała jeszcze za okno. Zaczęło padać a to sprzyjało Geraltowi, ale jej nie za bardzo. Głównie przez to, że nie miała żadnego ciepłego odzienia, ale postanowiła pominąć ten fakt i wyszła z karczmy zamykając podrodze wszystkie drzwi i okna. Wsiadła na swojego ogiera i ruszyła, choć wiatr wiał potężny, choć deszcz był srogi, choć wszystko było przeciw ona nie miała zamiaru dać za wygraną. Nie znów. Nie dziś. Nie chciała go znów stracić, choć nie raz ją wkurwiał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Podoba się wam?

Następny rozdział może być trochu dłuższy, albo trochu którzy, bo będę opisywać jak Geralt zbiera te mózgi utopców a w jeszcze następnym rozdziale będę pisać jak Tamara zbiera zioła, bo przecież nic nie mzoe pójść prosto i po myśli co nie?

Jestem ciekawa czy macie jakąś teorie jak się poznali. Jeśli tak to napiszcie ¬

*nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że jest szatynem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro