2. Wyjście do Alexa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota 16.12.1780

Laurens

Trochę się stresowałem. Co jak powiem coś głupiego przed Angelicą? Będę miał u niej jeszcze mniejsze szanse! Oczywiste jest, że Alexander nie może się dowiedzieć, że się w niej zakochałem. Przecież oni są rodziną. Jeny... beznadzieja...

Nie mieliśmy szczęścia. Kiedy wyszliśmy deszcz się nasilił. Lało jak z cebra. Przez całą drogę tak naprawdę szliśmy na oślep. Kilka razy wpadliśmy na jakichś ludzi. Nawet nie widzieliśmy ich twarzy. Mogliśmy zostać u mnie...

Udało nam się jednak dojść. Alexander mieszkał tymczasowo w domu Schuler. No trzeba przynać, że chłop ma szczęście. O takiej chacie to ja mogę tylko pomarzyć. Mój dom przy ich posiadłości to zwykła rudera.

Lafayette zapukał do drzwi. Otworzyła nam Angelica. Nie wydawała się być specjalnie szczęśliwa naszym widokiem.
- Bonjour, mon cher, jest Alexander? - zapytał Lafayette.
- Tak - odpowiedziała - Wejdźcie.

Byłem tak zestresowany, że miałem ochotę uciec. Czułem jak moje ręcę są coraz bardziej mokre od potu. To było coś okropnego.

Mulligan i Lafayette weszli przodem, a ja ostatni.
- Wszystko w porządku? - Angelica spojrzała na mnie - Jesteś jakiś blady.
- Wszystko dobrze - próbowałem się uspokoić, ale nie umiałem panować nad emocjami.
- Powiem Alexandrowi, że jesteście - spojrzała na mnie podejrzliwie i poszła.

Kiedy byliśmy już pewni, że nie będzie nas słyszeć Mulligan mnie zapytał:
- Źle się czujesz czy jak?
- Co? Nie. Dlaczego pytasz? - odpowiedziałem zestresowany.
- Ona ma rację jesteś blady, mon ami - potwierdził Lafayette.
- To że nie jestem ciemnoskóry to nie znaczy, że jestem blady - przewróciłem oczami.
- Chyba już znam powód złego humoru - Lafayette uśmiechnął się.
- Nie wiem co jest z tobą nie tak, że masz takie chore myśli - zaczerwieniłem się.
- To jest normalne, stary - mówił Mulligan - Każdy z nas się kiedyś zakochał.
- Tylko, że ty nie masz u niej szans - dodał Lafayette.
- Ja się w niej nie zakochałem! - skłamałem.

Lafayette i Mulligan zaczęli chichotać.
- Siema - Alex do nas podszedł - Z czego się śmiejecie?
- Wierzą w głupie kłamstwo - wywróciłem oczami.
- Laurens się zakochał - Mulligan mnie wydał.
- Nieprawda!
- Jak tam życie z żoną? - Lafayette zapytał Hamiltona.
- Dobrze - uśmiechnął się.
- Laurens też by chciał mieć żonę - ciągnął Mulligan.
- Przestań - z każdą chwilą czułem się bardziej niezręcznie - To nie jest śmieszne.
- To jest słodkie - dodał Lafayette - Ja jakoś mam dziewczynę i Mulligan się ze mnie nie wyśmiewa.
- To była wcześniej jego dziewczyna - rzekł Hamilton - A w kim się zakochałeś?
- W nikim! - odpowiedziałem szybko - Po co ja z wami poszedłem...
- Bo jesteśmy przyjaciółmi, mon ami - powiedział Lafayette - Masz jakiś alkohol, Hamilton?
- Dla was żadnego - westchnął Alexander - Najpierw poszli do ciebie, Laurens?
- Tak... Zdąrzyli się pokłócić, Mulligan się wkurzył, zniszczyli mi łóżko, nasyfili i Lafayette zrobił mi śniadanie.
- Łóżko było przez przypadek - dodał Mulligan.
- Nie zmienia to faktu, że nie mam gdzie spać.
- Możesz się przekimać u mnie - zaprodonował Mulligan.
- Albo u mnie - Lafayette się uśmiechnął - Chociaż pewnie wolałbyś u Hamiltona.
- Teżbym wolał nocować z dziewczynami niż z tobą - Mulligan zwrócił się do Lafayette - A Laurens chciałby najbardziej.

Czułem jak robię się coraz bardziej czerwony ze wstydu.
- Dzięki, ale zostanę u siebie - powiedziałem cicho.
- Możesz zostać u mnie na noc. W końcu jesteśmy przyjaciółmi - Alexander uśmiechnął się.
- Nie chcę się ci narzucać - wymamrotałem.
- Nie narzucasz mi się.
- No dobra. Zostanę.
- Uuuuuuu - Mulligan i Lafayette uśmiechnęli się zalotnie.
- O co wam chodzi? Błagam, tylko nie mówcie, że myślicie, że ja i Laurens... - Hamilton nie umiał dokończyć.
- Och, tylko nie to! Jak mogło ci to przyjść do głowy? - zapytał Lafayette - Tu chodzi tylko o Laurensa. Zakochał się.
- Umyśliliście coś sobie i tyle - mówiłem.
- To czemu się rumienisz? - zapytał Mulligan.
- Bo mi za was wstyd.
- Kłamiesz.
- Ty kłamiesz.
- Znamy się tyle lat, że wiemy kiedy kłamiesz - wyjaśnił Lafayette - Nawet Alexander to wie.
- Kogo Laurens kocha? - zapytał Hamilton.
- Mam już tego dość. Wychodzę - poszedłem w stronę drzwi.
- No weź, to tylko żarty - mówił Mulligan - Proszę, zostań.
- No, stary - jęknął Lafayette - Przecież tylko żartowaliśmy. Nie obrażaj się. Już nie będziemy.

Mimo przekonań przyjaciół otworzyłem drzwi. Okazało się, że jest burza. No świetnie. Muszę zostać z tymi idiotami.
- Jednak zostaję - zamknąłem drzwi - ale tylko dlatego, że jest burza.
- Magnifiquement - ucieszył się Lafayette.
- Wiedziałem, że zostaniesz - powiedział Mulligan.
- Ale jak jeszcze raz powiedziecie, że się zakochałem to wychodzę - zapewniłem - Nieważne jak będzie padać.
- Dobra - zgodzili się.
- Zaprosisz nas w końcu do siebie, a nie, że w drzwiach stoimy? - zapytał Mulligan.
- Tak, przepraszam - rzucił - Tylko jest jeden problem.
- A no tak. Dzielisz pokój z Elizą - domyślił się Lafayette.
- Możemy pójść do salonu - zaproponował Alexander.
- Masz alkohol? - zapytał Mulligan.
- Już się pytaliście - Hamilton przewrócił oczami - Niech wam będzie, ale tylko jedno piwo.

Po kilku butelkach alkoholu...

- Wiedziałem, że tak to się skończy... - westchnął Alexander.

Ja i Hamilton przywiązaliśmy Lafayetta i Mulligana do krzeseł. Upili się. To było do przewidzenia. Zabrali kilka butelek wódki i wszyskie wypili. Na szczęście, nic nie zniszczyli.
- Następnym razem powiedz, że nie masz - doradziłem - Ja tak zawsze robię.
- Eliza mnie zabije - zmartwił się Hamilton.
- Ja też - usłyszałem głos Angelicy za nami - Jak mogłeś dać tym idiotom cokolwiek naszego?!
- Nie są idiotami! - bronił nas Alexander - Po za tym sami wzieli wódkę.
- Jeszcze raz odwalą coś takiego to będą mieli zakaz wchodzenia do naszego domu - ostrzegła.
- To są moi przyjaciele!
- Nie obchodzi mnie to! Nie mieszkasz sam!
- Przecież nic nie zniszczyli, a po za tym to Laurens się nie upił.
- Mówię o nich - wskazała na Lafayetta i Mulligana.

Było mi bardzo miło. Nie sądziłem, że mnie wykluczy. Zwykle jesteśmy osądzani razem.
- Będę ich pilnować - obiecał Hamilton.
- Ostatnia szansa - powiedziała gdy odchodziła.

Kiedy ucichły jej kroki Hamilton zapytał mnie:
- Lubisz Angelicę?
- Tak - odpowiedziałem.
- Chłopakom chodziło o nią? - dociekał.
- Kto ich tam wie?

Alexander uśmiechnął się.
- Podoba ci się?
- Nie... tak... ja... - zmieszałem się.
- Możesz mi powiedzieć prawdę - złapał mnie za ramię.
- Aż tak to widać? - zasmuciłem się.
- Szybko się rumienisz.

Skoro Alexander to zauważył to Angelica pewnie też... Świetnie... Jak tak dalej pójdzie to każdy się dowie!
- Przepraszam... - szepnąłem.
- Za co? - zdziwił się - Przecież to nic złego, że ktoś ci się podoba.
- Myślisz, że ona spojrzy na kogoś takiego jak ja? Nie mam dużo pieniędzy, urodą nie grzeszę - wymieniałem.
- Ja byłem jeszcze biedniejszy od ciebie - stwierdził.
- Ale ty nie jesteś taki brzydki jak ja.
- Każdy ma inny gust.
- Jeśli ona ma taki sam gust co Eliza to nie mam szans.
- Nie bądź takim pesymistą.
- Łatwo ci mówić.

Eliza do nas przyszła. Zamarła gdy zobaczyła Lafayetta i Mulligana nieprzytomnych przywiązanych do krzeseł.
- Co się stało? - zapytała, gdy w końcu zdołała opanować emocje.
- Dałem im tylko jedno piwo, a zabrali kilka wódek... Przepraszam - złapał ją za ręce.
- Pilnuj ich następnym razem - pocałowała go w usta - Nic nie zniszczyli?
- Nie - odpowiedział.

Lafayette mamrotał coś przez sen. Czułem się dość niezręcznie. Poszedłbym do innego pokoju, ale to nie mój dom, więc jeszcze bym wszedł tam gdzie nie powinienem być i doszczętnie zniszczyłbym swoje szanse u Angelicy.

Podczas rozmowy Hamiltona i Elizy patrzałem cały czas na nieprzytomnych przyjaciół. Jeden z nich się obudził. Lafayette rozglądał się po pomieszczeniu nieprzytomnym wzrokiem. Spojrzenie zatrzymał na mnie. Wymamrotał coś w moją stronę, więc podeszłem bliżej żeby cokolwiek usłyszeć.
- Rozwiąż mnie i pokaż gdzie jest toaleta - powiedział dokładniej niż przedtem.
- To nie mój dom skąd mam to wiedzieć? - mówiłem gdy go rozwiązywałem. Po czym zawołałem w stronę Alexandra i jego żony - Gdzie jest toaleta?
- Tutaj - Eliza wskazała trzecie drzwi od prawej.

Kiedy Lafayette był rozwiązany odepchnął mnie i pobiegł do łazienki. Szybko zamknął drzwi. Gdy usłyszałem dźwięki wymiotowania poszedłem do pokoju z którego wydobywały się obrzydliwe dźwięki. Jak już się pewnie domyślacie po otworzeniu drzwi zobaczyłem rzygającego Lafayetta. Najwyraźniej alkohol nie zadziałał dobrze.
- Przynieść ci wody? - zapytałem.

Lafayette nic nie odpowiedział tylko wymiotował dalej.
- Przynieść ci wody? - powtórzyłem.
- Oui - rzucił Franuz.

Poszedłem do Hamiltona.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mógłbyś przynieść Lafayettowi wodę, Alexander? - poprosiłem.
- Tak, już idę - odpowiedział i poszedł.

Ja tymczasem wróciłem do Lafayetta. Siedział na podłodze obok toalety bardzo blady.
- Alex zaraz przyniesie wody - oznajmiłem - Lepiej się czujesz?
- Non - szepnął.
- Przynajmniej nie będziesz więcej podbierał alkoholu - usiadłem obok niego.

Alexander przyszedł do nas z kubkiem wody. Kiedy Lafayette obróżniał kubek Hamilton zwrócił się do mnie:
- Lepiej odwiążę jeszcze Mulligana.

I poszedł.
- Powiedz jakbyś czegoś potrzebował - powiedziałem do Lafayetta.

Podał mi kubek i rzekł:
- Merci.

Jego twarz powoli nabierała kolorów.
- Wyglądasz coraz lepiej - uśmiechnąłem się.
- Nic nie zniszczyliśmy, mon ami? - zapytał.
- Na szczęście nie, ale nie macie robić więcej takich odpałów. Angelica mówiła, że jeszcze raz coś zrobicie, a nie będziecie mogli przychodzić.
- Gadałeś z Angelicą?

Uch... Znowu się zaczyna...
- Alexander mówił - wyjaśniłem.
- Znowu się rumienisz - uśmiechnął się.
- Możesz dać już spokój?
- Daj znak jakbym miał do niej zagadać jaki to ty jesteś wspaniały.
- Przestań. Nie rób żadnych głupich rzeczy i nie chodź do niej w mojej sprawie.
- Cześć - Mulligan do nas przyszedł.
- Bonjour - przywitał się Lafayette
- O czym wy gadacie w łazience?
- Lafayette wymiotował, a teraz zwyczajnie rozmawiamy - odpowiedziałem.

Pewnie zastanawia was dlaczego Mulliganowi nie robiło się niedobrze. Kto jak kto, ale Mulligan bardzo rzadko wymiotuje. Kiedyś zrobiliśmy pojedynek kto najszybciej wypije piętnaście kufli piwa. No tak, łatwo nie było. Lafayette i ja wymiotowaliśmy. Mulligan wypił piętnaście i się nie zrzygał.

Wróćmy do rozmowy.
- Rozmawiał z Angelicą - mówił Lafayette - ale nie chce pomocy w poderwaniu jej.
- Bo mi się nie podoba - wtrąciłem.
- Znowu się rumienisz - uśmiechnął się Lafayette.
- Popieram twój pomysł, Lai - Mulligan usiadł przy mnie na podłodze - Trzeba pomóc chłopakowi. Jeszcze nigdy nie miał dziewczyny.
- Miałem - oburzyłem się.
- A no tak - przypomniał sobie Lafayette - Jakaś tam była.
- Ale tylko jedna - powiedział Mulligan.
- Przecież miałem dwie dziewczyny. Po za tym Angelica mi się nie podoba i nie chcę ciągnąć tego tematu - rzekłem - A jak pójdziecie do niej i będziecie mówić, że mi się podoba to nie liczcie, że kiedykolwiek z wami gdzieś pójdę.
- Sam sobie nie dasz rady, ale dobrze - mówił Mulligan - ale jakby co to mów.
- Między mną a Angelicą nic nie ma.
- Ale chciałbyś żeby było, co, mon cher? - zapytał Lafayette.
- Przecież widzisz, że się tego wypiera. Nigdy nie powie - wtrącił Mulligan - Z resztą i tak to widać.
- Ja...
- Znowu się rumienisz - powtórzył Lafayette przerywając mi.
- Przestań to w końcu mówić - powiedziałem stanowczo - To że ktoś mi się podoba to...
- Podoba ci się! - prawie krzyknęli moi przyjaciele.

Dopiero teraz zrozumiałem co powiedziałem. Jak mogłem być taki nieuważny?! Uch... ale ze mnie idiota!
- Zamknijcie się - uciszyłem ich.
- Przyznałeś to. Nie oszukasz nas, mon ami - Lafayette poczochrał mi włosy.
- Nie... ja... - nie potrafiłem nic wymyślić.
- Wiedziałem, że wystarczy cię podpuścić i powiesz - Mulligan uśmiechnął się.
- Nie pozwoliliście mi nawet dokończyć... - mówiłem.
- I tak wszystko wiemy - odpowiedział Lafayette - To słodkie, że ktoś ci się podoba. Już ci to mówiłem.

Zdziwiłem się. Raczej spodziewałem się, że będą się śmiać i wygadają Angelice. W sumie to nie wiem dlaczego tak myślałem. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciołom się bezgranicznie ufa. Cieszę się, że się ze mnie nie nabijali. Czułem się jakby spadł mi kamień z serca.
- Myślałem, że będziecie się śmiać i dlatego nie chciałem wam nic mówić... - tłumaczyłem - Zawsze macie ze wszystkiego bekę, a ja raczej nie lubię mówić o swoich uczuciach...
- Posłuchaj, ja mam dziewczynę, a czy Mulligan się ze mnie śmieje? - zapytał.
- Bo to była kiedyś moja dziewczyna - skrzyżował ramiona.
- Nie zwracaj uwagi na szczegóły - Lafayette machnął ręką.
- To czemu się wcześniej ze mnie śmialiście? - spytałem.
- Bo nie chciałeś powiedzieć - oznajmił Lafayette - Myślałeś, że nie zauważymy. Nie wiem czemu, bo i tak byśmy się dowiedzieli na swoje sposoby. Miłość to nic złego.
- Tak, tylko myślisz, że ona chociaż na mnie spojrzy? - zasmuciłem się.
- Nie, raczej nie - pocieszał mnie Mulligan.

Lafayette dźgnął go łokciem.
- No co? Sam mu wcześniej tak mówiłeś, a po za tym lepiej żeby się teraz dowiedział niż później płakał w poduszkę - odpowiedział Mulligan.
- Mógłbyś chociaż udawać, że w niego wierzysz, mon ami - Lafayette upomniał kolegę po czym zwrócił się do mnie - Alexander też był biedny, a teraz mieszka tu.
- Nie jestem biedny - wtrąciłem.
- To czemu cię nie stać na nowe łóżko?
- Mam ważniejsze wydatki - mruknąłem.
- Jakie? - dopytywał Mulligan.
- Nie wasza sprawa - odpowiedziałem.
- Każdy wie, że specjalnie bogaty nie jesteś - powiedział Lafayette.
- Ale nie od razu biedny - dodałem.
- Przepraszam, że przeszkadzam chłopaki, ale może byście pogadali gdzieś indziej? - Alexander przyszedł - Blokujecie łazienkę.

Wyszliśmy z łazienki.
- Czemu rozmawialiście akurat tam? - zapytał Hamilton.
- Tak jakoś - odpowiedział Lafayette - Excusez-moi za tą wódkę.
- Spoko, tylko teraz się pilnujcie, bo jak jeszcze raz odwalicie coś podobnego to koniec z przychodzeniem do mnie - wyjaśnił.
- Nous savons. Laurens nam mówił.
- Mi nie - powiedział Mulligan.
- Bo przyszedłeś później - wytłumaczyłem po czym zwróciłem się do Hamiltona - Oni o tym wiedzą.
- Alexander też wie? - Lafayette był zdziwiony.
- On się pierwszy dowiedział - odpowiedziałem.
- My musieliśmy go podpuścić żeby powiedział - wtrącił Mulligan.
- Mi powiedział w prost - mówił Alexander - Jakbyście go nie przyciskali to też by wam powiedział z dobrej woli.
- No nie wiem - wątpił Mulligan.
- Możemy zmienić temat? - zapytałem.
- Przestało już padać? - Mulligan spełnił moją prośbę.
- Nie - zaprzeczy Alexander - I raczej to się nie zmieni do końca tygodnia.
- Szkoda - odpowiedział Lafayette - A właśnie. Jutro nigdzie z wami nie pójdę, bo mam inne plany.
- A czyżby ci chodziło o moją byłą dziewczynę? - Mulligan skrzyżował ramiona.
- I o moją teraźniejszą - dodał Lafayette - Tak, zaplanowałem cały dzień.

Lafayette zawsze był bardzo zorganizowany i punktualny. Chyba nigdy się nie zdarzyło żeby powiedział, że przyjdzie, a by nie przyszedł. W przeciwieństwie do Mulligana, który prawie zawsze się spóźnia przez zaspanie. On naprawdę lubi spać. Z dziesięć godzin zwykle prześpi. A jeśli chodzi o mnie to jestem coś pomiędzy. Raczej jestem na czas, ale nieraz zdarzyło mi się zaspać.
- Jak romantycznie - powiedział sarkastycznie Mulligan.
- Zazdrosny jesteś, mon cher? - Lafayette się uśmiechnął.
- Chciałbyś - odpowiedział Mulligan.
- Nie kłóćcie się znowu - jęknąłem.

Naszą rozmowę przerwał grzmot. Na dworze mimo, że było daleko do wieczoru za oknem było ciemno dlatego było zapalone światło. Niestety, grzmot musiał uszkodzić coś w korkach i zgasło światło.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bonjour! Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział. Zachęcam do komentowania💛

Trzymajcie się ciepło💛

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro