Rozdział XXXIV- Jest wszędzie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co on tu robi?- zapytałam Jamesa wskazując podbródkiem na bruneta.
- Okazało się, że Jannie, twoja współścigająca, ma poważną kontuzję i nie może grać do końca roku, a przez to, że jest w ostatniej klasie trzeba było znaleźć kogoś na jej stanowisko i to na stałe, a więc podsunąłem taki pomysł żeby to Syriusz grał w drużynie.- chłopak wyszczerzył się do mnie puszczając mi oczko.
Nie do końca dotarły do mnie jego słowa, więc patrzyłam raz na niego, raz na Blacka, po czym powiedziałam:
- Może już chodźmy.
Byłam lekko zła, ale i zmieszana. Nie wyobrażałam sobie tak bardzo współpracować z Syriuszem. Pomyślałam, że jeszcze trochę i cała czwórka będzie grała w drużynie, po czym jeszcze raz  przemyślałam te słowa. Remus nie mógłby grać, bo on po prostu kocha się uczyć, a nie miał by na to tyle czasu, a Peter, jego żadna miotła by nie uniosła, pomijając już fakt, że on po prostu nie ma zdolności.
Dotarliśmy na stadion. Wiatr smagał mnie po twarzy, a pogoda była ładna, nie padało, a na niebie widniało kilka pojedynczych chmur. Wsiedliśmy na miotły i zaczęliśmy trening. Okazało się, że Syriusz faktycznie nieźle sobie radzi i nawet okazaliśmy się zgranym duetem. Po skończonym treningu wróciliśmy do zamku na lekcje.

Dni do meczu minęły bardzo szybko. Nawet nie spostrzegłam kiedy wychodziliśmy już w szkarłatno-złotych szatach na boisko. To był pierwszy mecz u boku Syriusza, zamiast Jannie. Pani Hooch zagwizdała głośno i wszyscy wzbiliśmy się w powietrze. Gdzieś w oddali słyszałam głos komentatora, a w uszach szumiał mi wiatr, moim zadaniem było jedynie wbijanie punktów. Po kilkunastu minutach usłyszałam:
- 10:0 dla Slytherinu, panna Harrington zdobywa punkty!- uśmiechnęłam się lekko w stronę dziewczyny.
Z dołu usłyszałam głos Pam:
- Dawaj, pokaż im jak się to robi!- dziewczyna praktycznie przebiła się przez tłum wrzeszczących Ślizgonów, wszystko dzięki zaklęciu.
Pomknęłam szybko po kafla, zrobiłam zwód, o mało co nie dostałam tłuczkiem w głowę, a potem:
- 10:10, White zdobywa pierwsze punkty dla Domu Lwa.
Podleciałam wyżej, gdzieś na lewo spostrzegłam Jamesa robiącego pętle. Zajęłam się swoją robotą.
Mecz trwał jeszcze pół godziny, a po tym czasie ślizgoński szukający złapał Znicz. Koniec meczu, porażka dla nas. Nie byłam zła, byłam zmęczona. Zwlokłam się z boiska i cała brudna i spocona pobiegłam do łazienki przebrać się z brudnych szat do gry. Po szybkim, orzeźwiającym prysznicu przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Do dormitorium wpadły Pam i Lily wracające właśnie z kolacji.
- Byłaś świetna!- rzuciła Lily.
Uśmiechnęłam się.
- Ja z kolei nie wiedziałam, że Black tak dobrze sobie radzi na boisku.- stwierdziła Pam popijając sok dyniowy.
- Też byłam zdziwiona, No ale cóż, ważne, że mamy godne zastępstwo, następnym razem wygramy.- powiedziałam smarując buzię kremem nawilżającym. Wszystkie położyłyśmy się spać, od razu kiedy Dorcas wróciła do dormitorium, szczęściem było, że rzadko tam przebywała, bo naprawdę żadna z nas nie miała ochoty na nią patrzeć, ani tym bardziej z nią rozmawiać. Jeszcze większym szczęściem było to, że Pamela jeszcze nie zrobiła nic co zagrażałoby życiu dziewczyny.
Rano wstałyśmy późno, ponieważ była sobota. Razem z Silver postanowiłyśmy się do Pokoju Życzeń, ponieważ dawno nas tam nie było. Szybko zjadłyśmy śniadanie i po upewnieniu się, że nikt nas nie widzi weszłyśmy do środka. Znów znalazły się tam miękkie pufy i świetna atmosfera do rozmowy. Siedziałyśmy tam prawie trzy godziny, po czym wróciłyśmy na Wielką Salę, na obiad. Pogoda nie była zbyt piękna, więc nie wyszłyśmy na Błonia. Wieczorem usiadłam z Pam przy kominku w pokoju wspólnym i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Wiesz co Lara, Black strasznie się do ciebie klei, nie irytuje cię to?- zapytała strzelając palcami.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, ja wiem, że ja też go mocno zraniłam, i że to ja nie chcę mieć z nim kontaktu, ale mam wrażenie, że on nie przejął się tym tak bardzo, nadal ugania się za połową szkoły, więc przestałam na niego zwracać uwagę.- powiedziałam patrząc się w płomyki ognia. Część tego co powiedziałam nie było do końca prawdą. Były dni kiedy chciałabym żeby było jak dawniej, ale od razu potem stwierdziłam, że to bez sensu.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, po czym do pokoju wspólnego wpadli huncwoci z rocznym zapasem jedzenia z kuchni. Wróciłyśmy więc do dormitorium.

Następne dni kwietnia leciały naprawdę szybko, zrobiło się bardzo ciepło i słońce często świeciło w oknach Hogwartu. Miałam dużo nauki i mnóstwo treningów. Byłam jednak dobrej myśli co do moich testów do następnej klasy, dobrze się uczyłam. W międzyczasie pojechałam z dziewczynami na wypad do Hogsmeade i kupiłyśmy różne przekąski. Teraz kiedy zaczęły się ostatnie dni miesiąca, byłam na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami z Krukonami i pracowałam w parze z Pam. Los jednak okazał się okrutny i nagle usłyszałam:
- Panno Parker, panno White, proszę do mnie.- zawołał profesor.
Spojrzałam przerażona na Pamelę, jednak podeszłyśmy do nauczyciela.
- Proszę zamieńcie się z panem Potterem i panem Blackiem, oni nie mogą pracować razem, a wy jako, że jesteście naprawdę przykładnymi uczennicami na pewno dobrze im pomożecie.- mężczyzna uśmiechnął się, po czym zawołał Jamesa i Syriusza. Kiedy tylko ci podeszli, James od razu rzucił:
- Ja pracuję z Pamelą!- puścił mi oczko.
Zatkało mnie, znowu nie mam wyboru i muszę pracować z Blackiem, zmiażdżyłam Pottera wzrokiem, po czym bez słowa odeszłam z Syriuszem do naszego stanowiska. To była dziwna praca, przez pierwsze 10 minut nie odzywaliśmy się słowem, a potem zaczęliśmy gadać o quidditchu, to był jedyny temat, który nas ostatnio łączył. Po skończonej robocie i dzwonku rzuciłam tylko krótkie;
- Pa, widzimy się na następnej lekcji.- i z uśmiechem odeszłam w stronę przyjaciółek.
Opowiedziałam im jak dziwnie było mi współpracować sam na sam z Syriuszem, a kiedy spostrzegłam Jamesa, posłałam mu mordercze spojrzenie. Obok nas przeszła też reszta huncwotów, a Peter trzymał w ręku paczkę czekoladowych żab, więc żeby się chociaż trochę odstresować okradłam go z kilku, to była zdecydowanie jego widoczna zaleta, potrafił dzielić się jedzeniem, ale może to dlatego, że miał go w nadmiarze. Wróciłyśmy do zamku, a potem pożegnałyśmy się z Silver i w trójkę wróciłyśmy na Wieżę Gryffindoru. Dziewczyny poszły do dormitorium, a ja zostałam na dole i siedziałam wygodnie w fotelu, nagle ujrzałam osobę, której wolałabym nie widzieć, w dodatku na dwieście procent szła w moim kierunku. Głośno przełknęłam ślinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro