XXX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— No w końcu, gdzie ty byłaś? — spytała Charlie bez przywitania. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do środka. Wewnątrz czekały na nas już Raven i Julia. Poczułam niewielkie ukłucie w sercu, gdy zorientowałam się, kogo już na zawsze tutaj brakuje.

— Naprawdę musimy to robić? — spytała beznamiętnie Raven. — To przecież nudne. Co roku to samo.

— Co dokładnie robimy? — spytałam. — Nie czekamy na Sarah? — W ostatnim momencie powstrzymałam się przed dodaniem i Amandę.

— Nie. — Charlie pokręciła głową. — Sarah niedługo kończy piętnaście lat. Amanda zawsze organizowała dla niej coś małego, w obrębie naszej grupy... — powiedziała. — Pomyślałam, że możemy połączyć urodziny Sarah z pewnym rodzajem upamiętnienia dla Amandy. Cały czas coś robimy i nie ma momentu, by rzeczywiście ją opłakać.

— A to nasza przyjaciółka — dodałam, bo czułam dokładnie tak samo.

— To taki potworny wysiłek, nie dać się prześladować temu, co przepadło, i tylko trwać w zachwycie nad tym, co było — dodała Julia. — Jandy Nelson, Niebo jest wszędzie.

Przez chwilę pozwoliłyśmy sobie na melancholijne powzdychanie, po czym przeszłyśmy do omówienia strategii.

— Kiedy dokładnie wypadają jej urodziny?

— Za trzy dni, będziemy wtedy na Północy — powiedziała Raven.

Charlie potarła brodę w zamyśleniu. Przekrzywiłam głowę, zatracona w myślach nie mniej niż ona. Nie miałam doświadczenia w tego typu sprawach. Żadnego.

Co spodobałoby się Sarah i Amandzie jednocześnie?

Coś głupiego. Na tyle głupiego, by Sarah sama na to nie wpadła. Jednocześnie na tyle mało żenującego, by dusza Amandy nie spłonęła ze wstydu, gdyby zamierzała nas obserwować.

— Ech, naprawdę, nie potrafię wymyślić nic — westchnęła Charlie. — One były całkowitymi przeciwieństwami!

— Tu się z tobą zgodzę — mruknęła Raven.

— Myślicie, że materiały Amandy jeszcze gdzieś tu są? — spytałam, gdy zarys pomysłu uformował się w mojej głowie.

— Chyba tak... czemu pytasz? — zdziwiła się Charlie.

— Mogłybyśmy... spróbować coś wyhaftować? Coś małego?

— Przecież żadna z nas nie potrafi — zaoponowała Raven. — To głupie...

— Więc spodoba się Sarah — podchwyciła mój pomysł Charlie. — Ładne to raczej nie wyjdzie, ale przecież to nie może być tak trudne?

— I potem możemy się tym powymieniać.

— I odpada kwestia prezentu czy czegoś takiego — dodała Raven, najwyraźniej ucieszona, że przynajmniej jedna rzecz odpadła.

Jeszcze przez jakiś czas ustalałyśmy szczegóły. Gdy w końcu wyszłam przed namiot, by się przewietrzyć, słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

Przeciągnęłam się, przymykając oczy. Delikatnie się zachwiałam, więc zrobiłam krok do przodu, by odzyskać równowagę. Nie rozchyliłam powiek i to był mój błąd.

Ponieważ, zamiast trafić na otwartą przestrzeń, która powinna się przede mną znajdować, uderzyłam w coś twardego i ledwo utrzymałam równowagę. Od upadku ocaliły mnie dwie dłonie, które w porę złapały mnie za ramiona.

Otwarłam oczy, by zobaczyć, na co wpadłam i z zażenowaniem odkryłam, iż była to klatka piersiowa Barry'ego. Zarumieniłam się i zrobiłam krok w tył, by zwiększyć zdecydowanie za mały dystans miedzy nami. Chłopak puścił mnie.

— Przepraszam, nie zauważyłam... — zaczęłam, a Barry praktycznie w tym samym momencie powiedział:

— Gizela, właśnie cię szukałem.

Zaskoczona, przerwałam.

— Och..., serio? — odparłam głupio. Odchrząknęłam. — O co chodzi?

— Chciałem z tobą porozmawiać — wyjaśnił. — Przejdziemy się? — spytał.

Od razu się zgodziłam. Ruszyliśmy przez obóz, kierując się w stronę przerzedzonego lasu. Im bardziej nasza wyprawa zbliżała się do Północy, tym mniej drzew było dookoła nas.

Szliśmy w milczeniu. Widziałam dwa możliwe powody tego stanu.

Pierwszy: Barry chciał porozmawiać poza obozem, co jednocześnie oznaczało: z dala od podsłuchujących uszu (Po zamiłowaniu moich przyjaciółek do plotek byłam pewna, że poczta pantoflowa w tym obozie była dość mocno rozwinięta). Drugi powód: chłopak zbierał się w sobie albo się wahał. Ewentualnie szukał właściwych słów.

Może oba te powody pokrywały się w rzeczywistości. Wtedy...

Czy chciał porozmawiać o pocałunku?

Mimowolnie spojrzałam w jego stronę, usiłując wyczytać coś z jego twarzy, ale jej wyraz był nieprzenikniony.

Czy powinnam w ogóle liczyć, że sam poruszy ten temat? Nie był typem osoby, która z łatwością uzewnętrznia swoje uczucia.

Może sama powinnam o tym wspomnieć? Wkład własny, tak się chyba mówi. Życie w takiej niepewności było, lekko mówiąc, irytujące, zwłaszcza iż nie byłam wielką fanką utraty kontroli.

Zanim zdążyłam przemyśleć tą decyzję, wiedząc, że najprawdopodobniej bym z niej zrezygnowała, powiedziałam:

— W zasadzie też chcę z tobą porozmawiać.

Spojrzał na mnie, zobaczyłam błysk zaskoczenia w jego oczach, szybko zastąpiony czymś na kształt... ulgi?

— Możesz zacząć — powiedział.

Spanikowałam. Myślałam, że będę miała trochę więcej czasu do namysłu nad tym, co chcę powiedzieć.

— Nie... nie, ty przyszedłeś pierwszy — odparłam słabo.

— Panie mają pierwszeństwo — odbił, uśmiechając się chytrze.

Westchnęłam w myślach. I co mi przyszło z tego całego wkładu własnego i odzyskiwania kontroli?

Ech.

— Więc... — zaczęłam. Wszystkie właściwe słowa wyleciały z mojej głowy, pozostawiając całkowicie nieprzydatną pustkę. — Ja...

Odchrząknęłam i zaczęłam jeszcze raz.

— Od początku... — Cholera. Trzeba jednak było siedzieć cicho. Barry spojrzał na mnie z zainteresowaniem i tą wkurzającą pewnością siebie w oczach, jakby cieszył się, że nie musi odzywać się pierwszy, podczas gdy ja miotałam się, usiłując złapać uciekające mi wyrazy i zdania, by powiedzieć cokolwiek bardziej sensownego niż pojedyncze frazy, które jak na razie z siebie wyrzucałam. Odchrząknęłam ponownie, przeklinając się w myślach. — Myślę, że od początku... czułam się... nieco inaczej względem ciebie — wykrztusiłam w końcu.

Okej. Najtrudniejsze mam za sobą.

— Ja... nigdy nie czułam czegoś podobnego i nie do końca wiedziałam, jak to zdefiniować. — Brawo! Całe, pełne zdanie. Oby tak dalej.

— A teraz wiesz? — odezwał się w końcu, przerywając moją nieskładną i urywaną wypowiedź.

— Myślę..., myślę, że tak — odparłam. — Chyba. Trochę. Być może — dodałam szybko.

Zatrzymaliśmy się. Byliśmy już spory kawałek od obozu, odgłosy ruchu nie były już słyszalne.

— Nie byłam pewna, czy czujesz to samo, dlatego tak się jąkam. Trochę to w sumie dziwne... — Nagła powódź wylała się ze mnie, kiedy oddaliłam się nieco od źródła swojego zakłopotania i przerzuciłam się na emocjonalny front po stronie Barry'ego. — Po prostu nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem, co mam robić, krępujące to, wiesz? Moja siostra cały czas to sugerowała, to znaczy wtedy, gdy tam byliśmy i ja...

— A gdybym ci powiedział, że czuję to samo? — przerwał mi, a ja zamilkłam z rozchylonymi ustami, zszokowana i niezdolna, by powiedzieć cokolwiek.

Kilka razy zamknęłam i otwarłam usta.

— Ja... — Przełknęłam ślinę. — A czujesz?

Na chwilę zamilkł, odwrócił wzrok. Nie czując na sobie jego niebieskich oczu, które wprawiały mnie w nieznany mi nastrój i budziły do życia tysiące motyli wewnątrz mojego brzucha, trochę się uspokoiłam i wzięłam głębszy oddech, jakby przeczuwając, że przez dłuższy moment nie będzie mi to dane.

I rzeczywiście. Ponownie na mnie spojrzał, a powietrze utknęło w moich płucach.

— Gizela... — zaczął. — Oboje jesteśmy świadomi, że jesteśmy na wojnie. Wchodzenie w coś takiego najprawdopodobniej skończy się żałobą dla jednego z nas. — Przełknęłam ślinę, boleśnie świadoma, co miał na myśli. — Ale... jeśli tego właśnie chcesz, jestem gotowy zaryzykować wejście w to razem z tobą.

Ponownie zamarłam. Decyzja po cichu, mimowolnie spadła na moje barki.

— Ja... — Na chwilę się zawahałam, po czym pewniejszym głosem dodałam: — Ja też chcę zaryzykować.

Wręcz fizycznie poczułam, jak znika napięcie między nami, jak ulatnia się niezręczność. Oboje mieliśmy poczucie stąpania po nieco grubszym lodzie niż wcześniej, gdy nie mieliśmy potwierdzenia, że druga osoba czuje to samo.

Nie zarejestrowałam momentu, w którym zbliżyliśmy się do siebie. Po prostu nagle zorientowałam się, że dystans między nami jest o wiele mniejszy, niż był. Dzieliły nas milimetry. Ze zdziwieniem zauważyłam, że wcale mi to nie przeszkadza.

Nie byłam pewna, kto pocałował kogo. Wiedziałam tylko, że czucie jego warg na swoich było czymś, czego nie zamierzałam szybko przerywać.

Moje myśli rozprysły się, gdy pochłonięta emocjami, wpijałam się w jego usta raz za razem, żądając więcej. Czując ściskanie w dołku.

Nie potrafiąc się zatrzymać.

Całując się, opadliśmy na miękkie poszycie.

Kilka sekund później nie mieliśmy już ubrań, a zachodzące słońce oświetlało nasze nagie ciała.

Wszyscy wiemy, co stało się później.

***

Fiu, fiu, gorąco się robi🔥🔥

Tak więc na razie wygrywa #Garry. Co wy na to?

I małe pytanie: czy powinnam oznaczyć ten rozdział jako NSFW czy jakoś inaczej? Niezbyt mam doświadczenie w pisaniu takich scen😅

I wgl, funfact: i tutaj, i w moim ff do "przełomowego momentu" w wątku romantycznym dochodzi w rozdziale 30. Przypadek?

Do następnego!

~tricky


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro