4~ To nie może sie tak skończyć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Swoją drogą, piękny ten NM w mediach. Mam dzisiaj za dobry humor...
///
Pov. Nightmare (/octopus zagłady)

- Jakim kurwa cudem?! Nie no ja zaraz nie wytrzymam. Uhg... - wkurzony wyszłam z pomieszczenia i pokierowałem się w stronę mojego biura.

Ja mu zaraz coś zrobię... A nie, to moja wina, że jest teraz w CIĄŻY!! Dlaczego jestem takim debilem i musiałem go wtedy zgwałcić... Teraz będę miał bachora z Dream'em.

(Mam taki głupi pomysł, ale może coś z tego wyjde. Chyba...)

Najlepiej by było pozbyć się go i dziecka zanim się urodzi... Albo poczekać aż mój kochany braciszek je urodzi i będę dało się coś z tym dzieckiem zrobić, by było użyteczne. Mogłoby pomagać zabijać. To nie jest głupi pomysł.

Teraz to może lepiej by było zadbać choć trochę o niego. Skoro nosi moje dziecko... Dziwnie się czuję z wiedzą, że będę ojcem. Ale starczy tego myślenia. Trzeba sprawdzić jak tam mój marzyciel.

Wszedłem do jego pokoju. Leżał zapłakany na łóżku. Raczej zasnął. Długo płakał, po jego policzkach mogę to stwierdzić. Podniosłem śpiącą księżniczkę i poszłem do mojej sypialni.

Zostawiłem go tam i pokierowałem się do kuchni. Zrobiłem jakieś placki z jabłkami. Postawiłem tależ z jedzeniem na półce obok łóżka.

Pov. Dream

Obudził mnie bardzo przyjemny zapach. Pachniało plackami z jabłkiem. Leniwie otworzyłem oczodoły. Zerwałem się do siadu. Nie zwracając na nic uwagi, wziąłem się do jedzenia.

- Wizę że ci smakuje. - jak na zawołanie odwróciłem się. Zobaczyłem mojego brata leżącego obok z książką. Odskoczyłem na kilka metrów od niego, a raczej spadłem z łóżka i się odzywałem jak najdalej od tego świra. - co ty taki nadpobudliwy?

Dopiero teraz zorjętowałem się, gdzie własne się znajduję. Byka to sypialnia mojego oprawcy.

- D-dlaczego tu j-jestem? - spytałem z przerażeniem w głosie

- Skoro nosisz moje dziecko powinienem o ciebie zadbać. W końcu to przeze mnie jesteśmy w tej sytuacji.

- ..... - nie wiedziałem co powiedzieć... Czyżby mój brat nie byk aż tak zły? Jednak się zmienił?

Siedziałem tak dalej pod ścianą na podłodze. Nie wiem czy mogę mu na 100% ufać... Z nim nigdy nic nie wiadomo. W każdym momęcie jest w stanie mnie zabić... Jeśli będzie miał taki kaprys.

- C-co zamierzasz z-ze mną zrobić...?

- Na razie będę cię pilnować, i od dzisiaj będziesz spał tutaj - na mojej twarzy pojawiło się przerażenie - nie obawiają się, nie zrobię ci krzywdy...

- N-nie ufam ci... Wiem do czego jest zdolny. - po jego minie mogę stwierdzić że nie był zadowolony tym co usłyszał. - Taka jest prawda, bracie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro