XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maja's POV:

Kiedy rano przebierałam się w łazience przed lustrem i stanęłam bokiem, wrzasnęłam. Po prostu to co ujrzałam, to co stało się z moim brzuchem po wczorajszym obżarstwie... Ogromnie mnie  wystraszyło. Nigdy, naprawdę nigdy nie doprowadziłam się do takiego stanu. Po żadnym obżarstwie, żadnych świętach, urodzinach. Wyglądał jak piłka do koszykówki, choć pewnie za bardzo to przekoloryzowałam. Jakoś w swoim życiu nie miałam skłonności aby się objadać i odstawiałam sztućce gdy poczułam się syto, ale wczoraj sama nie wiem co we mnie wstąpiło. Dan nazwał to przyjaznym dla zdrowia skutkiem ubocznym. Z pewnością miał tu na myśli moje zdrowie, przyznaję, że jestem o wiele za chuda. No, może teraz tylko w nogach.

- Wszystko okay? - Chwilkę później rozległo się pukanie do drzwi łazienki. Usłyszał mój krzyk i z pewnością się zmartwił. Na co dzień nie wrzeszczę z takich błahych powodów, ale uwierzcie, to było naprawdę straszne.

- Nie lubię trawy - Zawołałam, a raczej zawyłam nieco przesadnie dramatycznym tonem.

- Otwieraj.

- Ubiorę się - Odparłam zgarniając z szafki obok zlewu czystą koszulkę którą wcześniej sobie naszykowałam. Zdążyłam wciągnąć ją nieco poniżej linii biustonosza, a drzwi już stanęły otworem. Szybko zasłoniłam brzuch.

- Co jest mała? - Podszedł do mnie i nachylił się, odgarniając mi włosy z policzka. Uśmiechnęłam się, to było bardzo miłe. Nikt jakoś specjalnie się mną tak nie przejmował, a tu proszę. 

- Pamiętasz ile wczoraj zjadłam?

Rozmarzył się, przymykając oczy, zaś jego twarz przeszył wielki uśmiech. Musiałam się powstrzymać od przewrócenia oczami, chyba nie zdawał sobie nawet sprawy z powagi sytuacji. Wyprostował się i rozejrzał po łazience.

- Gdzie ta waga? Muszę zrobić z nią porządek.

- Nie chodzi o wagę... Tylko o to, co mi się stało.

- Niestrawność?

- Ciąża spożywcza!

- A... Aaa - Zaśmiał się, co tylko zadziałało na mnie jak płachta na byka - Wiem, że jako dziewczyna bardzo zwracasz uwagę na sylwetkę, ale obiecuję, że to zniknie.

- Na pewno?

- Przecież obiecałem. Spokojnie - Położył swoją silną dłoń na mojej głowie i zmierzwił mi włosy, Zaśmiałam się, jakby cała złość uleciała ze mnie jak powietrze z balonika - To nie wina palenia. Znaczy... Przyznaj, było fajnie.

- No... Przyznaję, że bywało też dziwnie.

- Początki takie są, sam za pierwszym razem bałem się, że połknę język. Musisz nauczyć się nad tym panować. Nad złymi myślami. I je wyrzucać. 

- Oh... Tak. Dobrze.

- A jak tam... Samopoczucie? -  Zapytał a ja doskonale wiedziałam, że chodzi mu o ojca. 

- Jest znośnie, nie narzekam. Wczoraj było gorzej - Zniżyłam głos - O wiele.

- Cieszę się, że jest lepiej - Posłał mi jeszcze szybki uśmiech, po czym odwrócił się i ruszył do drzwi - Zamówię nam śniadanie do pokoju bo jeśli mam być szczery, wolę być z Tobą, cztery oczy, ręce i nogi. Wiesz.

- Wiem, Danny.

Danny's POV:

- I jeszcze jedno - Wymierzyłem palec sprawiedliwości prosto w tego małego gnojka - Ona...

- Dan, to tylko kot! - Usłyszałem ją za plecami. Podniosłem się i odwróciłem przodem do niej. Futrzak skorzystał z okazji i uciekł gdzie pieprz rośnie.

- Podrapał Cię, jasna cholera!

Dziewczyna bez słowa przesunęła językiem po gałce lodów waniliowych w rożku. Nie mam pojęcia jak mogła wybrać waniliowe a nie czekoladowe, ale różne gusta i różne preferencje, starałem się to jakoś szanować, jednak zrozumieć nie mogłem.

- No tak, niepotrzebnie dotykałam go po brzuchu.

- Nie wie z kim zadarł - Przybrałem najbardziej dziarską minę jaką miałem w repertuarze - Zaraz zaraz...

Coś błysnęło mi na jej klatce piersiowej, odbijając promienie słoneczne. Naszyjnik. Wcześniej widocznie zasłaniała go koszulka, dlatego go nie zauważyłem. Oparłem dłoń na jej ramieniu i nachyliłem w jego stronę. Delikatny, srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie maleńkiego łapacza snów.

- Skąd to masz - Spojrzałem jej w oczy. Dziewczyna odsunęła loda od ust, na dolnej wardze pozostał jasny ślad. Wyraz twarzy miała zupełnie łagodny.

- Dostałam go.

- Od kogo? - W moim brzuchu pojawiło się potwornie nieprzyjemne uczucie, ucisk wykręcający wszystko, co mam w środku - I kiedy?

- Od koleżanki mamy. Dosyć dawno temu. Może rok?

Bez słowa złapałem zawieszkę w dwa palce i zerwałem go. Delikatny łańcuszek ustąpił bez problemu, być może parę jego odłamków opadło na ziemię. Maja krzyknęła zszokowana, wyglądała na jednocześnie smutną i zdenerwowaną. A w mojej głowie pojawiły się najczarniejsze myśli z możliwych.

- Co Ty robisz? - Zawołała patrząc na mnie piorunującym wzrokiem. Zacisnąłem naszyjnik w dłoni, po czym cisnąłem nim przed siebie. Jak najdalej. Zawsze chciałem to zrobić.

- Miała na imię Stephanie?

- Uhm... Ale dlaczego go zerwałeś? Lubiłam go! - Zwątpiłem. Wyglądała, jakby miała rozpłakać się z bezsilności.

- Słuchaj... - Zacząłem, po czym pociągnąłem ją na najbliższą parkową ławkę. Wypuściła loda na brukowany chodnik, wielka szkoda bo długo namawiałem ją na ten przysmak.

Kiedy przysiedliśmy na kamiennej ławeczce spojrzałem na nią powtarzając sobie w głowie aby być silnym. Aby nie wymiękać widząc jej drgającą wargę i zeszklone oczy. Nienawidzi mnie? Nie. Wciąż mnie kocha, ale jest wściekła. Nie dziwię się jej, zresztą zniszczyłem jej naszyjnik zupełnie bezpodstawnie, a przynajmniej tak myślała. Miałem przed oczami rozwaloną, nagą Steph z tym badziewnym kawałkiem srebra na szyi który tak bardzo mnie rozpraszał. Steph, która zaraz po kłótni ciągnęła mnie do łóżka i krzyczała "rżnij mnie, ukaraj swoją sukę!". Dziewczynę z rozmazaną pomadką na policzku wpychającą sobie do ust mój palec z napisem "Lick". Chciało mi się rzygać na same wspomnienie tego wszystkiego.

- Powiesz coś? - Przywróciła mnie nieco do żywych. Spojrzałem na nią bardziej przytomnym wzrokiem i lekko się uśmiechnąłem.

- Koleżanka Twojej mamy to moja była dziewczyna - Powiedziałem łagodnie.

- Co? Nigdy nie wspomniała o Tobie nawet słowem.

- Josh też nic Ci nie powiedział?

Przestraszyłem się, że przez to pytanie znowu zacznie płakać z powodu straty ojca, ale tak się całe szczęście nie stało.

- Nic.

- Oh - Zrobiłem pauzę na moment - Miała krótkie blond włosy?

- Oglądałeś teledysk Halsey? Colors. Ta piosenka. Wyglądała bardzo podobnie do tej blondynki.

Teraz uśmiechnąłem się zażenowany.

- Mówimy o tej samej kobiecie. Nie miałem pojęcia, że w ogóle zna Twoją mamę.

- Skoro nie chciałeś żebym go nosiła mogłeś mi powiedzieć.

- Nie chciałem żebyś w ogóle go miała - Pogłaskałem ją delikatnie po udzie, sunąc dłonią w górę i w dół.

- Rozumiem.

Dziewczyna zdawała się już uspokoić, odkąd poznała mniej więcej historię naszyjnika który bezczelnie jej zniszczyłem. W każdym razie była o wiele spokojniejsza.

- Przyszła może trzy razy - Powiedziała w końcu, przerywając ciszę między nami - Za ostatnim wydawała się być smutna i właśnie wtedy mi go oddała.

- Spokojnie kochanie.

Nachyliłem się i dałem jej buziaka w czoło. Natychmiast gdy moje usta odkleiły się od jej skóry, tradycyjnie rozejrzała się po okolicy. Nie rozumiałem dlaczego to robi, ona nie rozumiała dlaczego nie robię tego ja. Po prostu nie obchodzi mnie czy ktoś patrzy czy nie. Nachyliłem się ponownie i dałem jej szybkiego buziaka w usta.

- Nie wstydź się tatusia.

- Co?

- Danusia - Poprawiłem się szybko, czując jak krew mi odpływa z kończyn.

- Tatusia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro