Iwaizumi x Oikawa - Kanapki
Iwaizumi zdążył zirytować się już na samym początku treningu. Zirytowanie wkrótce przerodziło się w złość. Złość na tego kretyna Oikawę, który tego dnia zachowywał się jak trup i wszystkie jego piłki były niecelne. Miał ochotę zdzielić go po tym głupim łbie, zapytać co się stało, a potem przytulić tak mocno, żeby się udusił. Kochał tego chłopaka. Szaleńczo się w nim zakochał. Ale każda taka jego niedyspozycja mogła być motywowana tylko dwoma czynnikami. Idiota albo znów przejmował się błahymi sprawami typu ,,koniec serialu, koniec życia", albo był przemęczony. I szczególnie tej drugiej opcji się obawiał. Może i kochał tego idiotę, stał na pierwszym miejscu... Ale Iwa był nabuzowany. Miał ochotę się wyżyć. Ulżyć sobie tym chłopakiem, w bardzo brudny sposób. Już od początku tygodnia miał zamiar zaciągnąć go w piątek do łóżka i wymęczyć za dwoje... Tymczasem Tooru wyskoczył z nową depresją. I jego plany przestały być planami, a zaczęły wspomnieniami.
Rodziców Iwy nie było w domu, więc to właśnie u niego mieli nocować. Oikawa zajął się przyrządzaniem kolacji, nie przecząc, ani jednym słówkiem. A Hajime patrzył i nie wierzył. Jego chłopak naprawdę zmusił się do robienia kanapek. I to nie tylko z masłem i szynką, a wieloskładnikowych.
Był taki smutny. Zamyślony. Nawet nic nie nucił pod nosem. Pogrążony w własnych myślach nawet nie zwrócił uwagi, że Hajime go obserwował. Bo obserwował. I mimo że Oikawa w takim stanie wyglądał pięknie, to brakowało mu tego głupkowatego uśmieszku i durnego chichotu. Naprawdę nie miał pojęcia, co zrobić. Serce mu pękało, kiedy widział Tooru tak smutnego. Przecież go kochał. Nie mógł tak po prostu zaciągnąć go do łóżka, przelecieć, a potem olać jego uczucia. Bo to one stały na pierwszym miejscu. Szczęście Oikawy było priorytetem.
Iwaizumi zaszedł go od tyłu. Mimo że praktycznie nigdy (tylko w sytuacjach kryzysowych) tego nie robił, objął go w pasie, a swoją brodę ułożył na ramieniu szatyna. Musiał coś zrobić. Cokolwiek, aby znów zobaczyć ten głupiutki uśmiech.
- Iwa-chan, wystraszyłeś mnie. - mruknął beznamiętnie Tooru, nie odrywając się od robienia kanapek.
- Misiu, co się dzieje? - wyszeptał w jego szyję, całując ją po chwili czule.
I to był strzał w dziesiątkę. Pieszczotliwe nazywanie Oikawy. Przecież to uwielbiał. Zazwyczaj skakał z radości i chwalił się wszystkim wokół przez dwa dni, jakiego ma kochanego chłopaka. Teraz tylko zamruczał cicho. Ale było lepiej.
- Wydaje ci się, Iwa-chan. - pocałował go w skroń, przymykając przy tym oczy. - Chcesz z majonezem?
- Chcę, abyś wszystko mi wyśpiewał. - spojrzał agresywnie w jego oczy. - Teraz.
- Nie chce nam psuć weekendu, Iwa-chan. Weźmiemy razem kąpiel?
- Gadaj, bo zginiesz, śmierdząca kupo.
- Okrutny! Przed chwilą byłem misiem!
- Tak to już jest, kiedy misie nie chcą współpracować, Bakakawa. - odwrócił go przodem do siebie i przycisnął biodrami do blatu. - No mów. No chyba, że mi nie ufasz.
- To nie tak, Iwa-chan. - skrzywił się i odwrócił wzrok od seksownych oczu bruneta. Położył mu dłonie na torsie i niepewnie się w niego wtulił. - To... Po prostu strasznie głupie. Nie chcę cię martwić.
- Martwisz mnie bardziej, kiedy nic nie mówisz. - przejechał dłonią po jego karku, po chwili wplatając palce z w jego włosy. Przycisnął jego głowę do siebie i zaczął ich lekko kołysać.
- Obiecaj, że nie będziesz zły...
- Nie będę. - westchnął. - No chyba, że chcesz mnie rzucić.
- Oczywiście, że nie! - oburzył się.
- No to mów.
- No... no okey. - westchnął zdenerwowany. Naprawdę się stresował. Wiedział, że to wszystko było jego winą i że nawalił po całej linii. Koledzy wiedzieli o ich związku, ale rodzice...
- Nie denerwuj się, misiu. - zjechał dłonią na jego pośladek i poklepał delikatnie. Tym razem Oikawa uśmiechnął się i pocałował Hajime w żuchwę.
- No wiesz... Nie bez powodu nie ma twoich rodziców w domu. - zaczął drżącym głosem. - Wygadałem im o nas.
- O cholera... - Iwaizumi złapał się za usta. To brzmiało jak koniec świata. Jego rodzice nienawidzili osób homoseksualnych. I wiedział, że to nie będzie miało dobrych skutków. - T-tooru...
- Przepraszam, Iwa-chan. Moi rodzice są na nas wściekli. Zaprosili twoich, aby to wszystko obgadać i... Strasznie się boje, Iwa-chan. - mocno wtulił się w bruneta. A Iwa mocno go objął.
Oikawa był idiotą. Robił głupie rzeczy. Ale Hajime zawsze potrafił naprostować sytuację. Szaleńczo go kochał i nieważne, co by nie zrobił, i tak jego uczucia, które żywił do tego idoty by się nie zmieniły. I nie miał zamiaru z niego rezygnować. Nieważne, czy rodzice wyrzuciliby go z domu, czy zapisali do lekarza. Wiedział, że jest inny, ale kochał Oikawę. I był gotowy zrobić wszystko, aby tylko mieć go blisko. Być z nim.
- Jak to zrobiłeś, idioto? - pocałował go w skroń i objął w pasie, mówiąc bardzo łagodnie.
- Byłem tak szczęśliwy, kiedy kupiłeś mi tego pluszowego misia, że przez przypadek się wygadałem. Musiałem się im pochwalić! - burknął jak dziecko.
- I jak zareagowali?
- Byli źli... Zaczęli krzyczeć. Przepraszam, Iwa-chan. Nie chcę się z tobą rozstawać. - odsunął się od niego trochę, aby spojrzeć mu w oczy. - Kocham cię, Iwa-chan. - wyznał.
- A ja kocham ciebie, kupo. Wszystko będzie dobrze, więc się nie martw. I rób te kanapki, bo głodny jestem. - klepnął go mocno w pośladek, na co szatyn jęknął.
- Iwa-chan!
- No co? - odsunął się od niego i usiadł przy stole, zaraz za nimi. - Pośpiesz się, księżniczko. Bo zjem ciebie.
- Ale, Iwa-chan... Przecież to ty robisz najlepsze kanapki na świecie!
- Nic nie słyszę, Bakakawa.
- Iwa-chan! Przecież wiem, że słyszysz!
Iwaizumi był niezawodny. Nawet w tak ciężkiej sytuacji potrafił zabrać zmartwienia Oikawy. W końcu już chciał się migać od robienia tych kanapek.
No... I znów zobaczył jego uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro