[26]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— teraz wszystko się komplikuje z naszym łapą, zobaczymy jakie konsekwencje będą tego małego żartu ;]

— bad jily

– deal –

450 komentarzy i w poniedziałek [ 02.10.2020 ] o 14:00 kolejny rozdział ♡

" Przecież to nie ma sensu... "

Remus nie miał zamiaru wstawać z łóżka po zakończonej pełni, gdy jego ojciec pomógł mu dotrzeć do pokoju. Obejmował psa, który nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, by jeszcze nie denerwować wilkołaka.

Lupin delikatnie drapał go, mówiąc coś pod nosem.

Łapa polizał go po policzku, powodując grymas na twarzy szatyna. Powtórzył czynność, kiedy chłopak nie wstawał.

— Hmm? — wymruczał z siebie Remus. — Co je- jest? — ziewnął głośno.

Otworzył leniwie oczy, uśmiechając się delikatnie.

— Daj mi spać, Łapo.

— Po pełni zawsze coś jadłeś, musisz i tym razem.

— Wiem, ale daj mi spać. — odparł, przymykając powieki.

Nagle jego dłoń zaprzestała ruchu. Oczy otworzyły się, całe ciało zamarło, a klatka piersiowa nie unosiła się z szoku jaki w nim zapanował.

Sam Syriusz uniósł łeb, patrząc również na szatyna. 

— Czy ty... właśnie... — zająkał Lupin. — Przecież to nie ma sensu...

Pies zaszczekał radośnie.

— Powiedz coś jeszcze raz. — mruknął Remus, nie mogąc uwierzyć w to co się stało.

— Coś jeszcze raz.

Według wilkołaka wyglądało to bardzo dziwnie. Gadający pies.

Merlin tego nie widział.

Jego pysk praktycznie się nie poruszał, wyglądał jakby był brzuchomówcą.

— Co się, kurwa, dzieje.

***

— I robisz to, kiedy jesteś mocno wkurzony? — spytała Evans.

Potter skinął głową, zaciągając się mocniej tytoniem.

— Masz piętnaście lat i palisz. — uniosła brew, a Okularnik przewrócił oczami. — Niech ci będzie, palisz wtedy, kiedy jesteś wkurzony.

James wyciągnął papierosa ze swych warg, wypuścił dym z ust i oparł głowę o drzewo. Jedną nogę miał prostą, drugą zgiętą i nią właśnie delikatnie podskakiwał, próbując się uspokoić.

— Co ciebie tak mocno zirytowało?

— Nieważne. — odparł, wkładając papierosa ponownie między swe usta. — Nic ważnego. Tylko błahostka, a ja to zbyt biorę do siebie.

— Nawet na mnie nie patrzysz. — mruknęła cicho, przyciągając do siebie kolana, by opatulić je swymi ramionami, a głowę przekręciła w stronę chłopaka. — James... — nieznacznie poruszył się na dźwięk swojego imienia. — Możesz mi powiedzieć. Wszystko.

— I tak masz swoją matkę na głowie.

— Ona mnie nie obchodzi. — niepewnie uniosła prawą dłoń.

Ta zadrżała, lecz jak zaczęła to skończy. Ułożyła ją na lewym ramieniu chłopaka, który zdębiał.

— W tym momencie ty mnie obchodzisz.

— Niepotrzebnie...

Dziewczyna zirytowała się mocno. Wyrwała papierosa z jego ust i wsadziła go między swoje.

— Hej, oddaj. — wyciągnął swoją dłoń, lecz rudowłosa odchyliła się. — Nie powinnaś palić. — dodał, gdy ta zaciągnęła się.

— A ty nie powinieneś tak wyglądać?

— Jak?

Dobrze. — powiedziała w myślach.

Bądźmy szczerzy, James Potter był cholernie przystojny, pomimo młodego wieku. Evans mogła go odrzucać ile chciała, aczkolwiek wygląd... to jak się ubiera, jak roztrzepuje włosy, poprawia okulary, sprawia, że jej serce nabiera tempa. I przeciwko wszystkiemu co kiedyś było.

Przeciwko jej myślom z dawnych lat.

Przeciwko ostrzeżeń ze strony przyjaciółek i  Snape'a.

Przeciwko samej sobie.

Lily Evans podobał się James Potter.

Kiedy zaczęli się do siebie zbliżać, to poza ładną buźką zobaczyła jak oddanym przyjacielem jest. Może jednak Remus nie kłamał w tym co jej mówił.

— Jak wyglądać? — dopytał kręconowłosy.

James zaniepokoił się, ponieważ zastanawiał się nad ubiorem, by świetnie wyglądać na spotkaniu z jego obiektem westchnień.

Chciał ubrać się tak, by było świetnie, ale żeby dziewczyna nie pomyślała sobie, że stroi się tylko tak dla niej.

Brzmi zrozumiale?

— Tak samo jak ja. — burknęła Lily, znacząco spoglądając na jego bluzę, którą miała w tym samym kolorze.

— Przesadzasz.

— Ja przesadzam? — uniosła brew. — W ogóle... — zaczęła zapeszona. — Chyba nigdy nie podziękowałam ci za prezent urodzinowy...

— Mamy lipiec, a ty miałaś urodziny w styczniu. Dziwię się, że wciąż pamiętasz, że coś ci wysłałem. — parsknął. — Nawet nie pamiętam co ci wysłałem.

Oczywiście, że pamiętał.

— Naszyjnik. — wypaliła. — Który się otwierał, były tam nasze inicjały w sercu.

James podrapał się po karku, skinając głową.

— Nie wyrzuciłam go. — powiedziała cicho. — Nie wyrzuciłam tak naprawdę niczego co do mnie wysłałeś, pomimo że mówiłam, że to robiłam. — brunet znieruchomiał. — A słodkości, które mi wysyłałeś to zjadałam, gdy miałam gorszy dzień. Czyli codziennie póki mi się nie skończyły.

— Umm... — Potter nie wiedział co ma na to odpowiedzieć.

— Nieważne, nie zwracaj uwagi co powiedziałam. — odparła szybko, odwracając głowę w drugą stronę.

Spojrzała na papierosa, z którego zostały już resztki, a dziewczyna nie chciała poparzyć palców, więc zwyczajnie podrzuciła go pod but i zgniotła.

Wypuściła drżący oddech, który zmieszany był z dymem i obserwowała w oddali dumnych rodziców, którzy patrzyli na swojego syna.

— Lily...

— Nieważne, zakończ temat.

— Chciałem jedynie powiedzieć, że bardzo mi miło. — mruknął, a ta spojrzała na niego kątem oka. — Bolało mnie trochę to, jak mówiłaś, że nawet nie otwierałaś moich prezentów, listów, tylko wyrzucałaś je od razu. Cieszę się, że jednak tak nie jest. Dużo to dla mnie znaczy.

— Jak dużo?

Ten zaśmiał się, spoglądając na nią z szerokim uśmiechem.

— O wiele więcej niż ktokolwiek by myślał.

— Nadal ci nie minęło? — zapytała zagadkowo.

— Co nie minęło?

— Faza na mnie. — odparła. — To, że ci się podobam i takie tam...

— Dlaczego miałoby mi minąć? — spytał rozbawiony. — Może bywam dupkiem, może czasami jestem miły aż za bardzo, mogę mówić co mi ślina naniesie, ale... jestem stały w uczuciach.

Dziewczyna westchnęła głośno, opierając głowę o drzewo. Ich wzrok złączył się, James już miał pytać, dlaczego jej oczy lśnią łzami, ale nie spodziewał się, że dziewczyna przybliży się do niego.

 Evans przytuliła go mocno, kładąc głowę na jego lewym ramieniu. Nie chciała go wypuszczać. Potrzebowała kogoś w tym momencie, po tym co powiedział.

Ona potrzebowała... Jamesa Pottera.

— Lily, co się stało? — zaniepokoił się chłopak.

— Nienawidzę cię. — wyszeptała. — Tak bardzo ciebie nienawidzę. — nie protestowała, gdy ten również zrobił to samo co ona.

Kręconowłosy uśmiechnął się, szczelnie ją obejmując.

— Wiem...

Ich uczucie zdenerwowania upadło, a narodziło się coś innego.

Spokój.

_________________

kolejny rozdział —

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

już chciałam żeby się całowali, ale poszłoby to za szybko, ale na merlina dnewnuxw

jak ja kocham jily, aaaaaaaa

chciałam dać na samym końcu coś z retera, ale powiedziałam jebać i dokończyłam wątek jily

love ya, milenkaaa <3

ps. zostały 4 rozdziały ;)))))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro