Rozdział XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Helia

W dniu, w którym opuściłam swój dom już z pewnością na dobre, Czonakosz podjął się rozmowy ze swoim ojcem. Nie powiedział mu prawdy, ze względu na to, że bardzo tego nie chciałam, więc oznajmił jedynie, że moi rodzice wyjechali na dłuższy czas i sama w domu nie do końca sobie radzę. Mężczyzna po dłuższym czasie namysłu, wyraził zgodę bez szczególniejszych problemów.

***

Za oknem, na kamienistej ulicy, w jednej z kałuż, topiło się kilka opadłych na znak nadchodzącej jesieni liści. Mimo tego, że niewielkimi krokami zbliżała się ta deszczowa pora roku, wcale nie było jakoś bardzo chłodno.

Zarzuciłam na siebie brązowy płaszcz, odgarnęłam włosy za uszy i wsadziłam dłonie w kieszenie. Pozostało mi już tylko czekać na Czonakosza, który dojadał ostatnią kromkę chleba w kuchni. Po chwili, gdy wreszcie przyszedł, mogliśmy udać się na plac, gdzie ze wszystkimi, do omówienia mieliśmy ważną sprawę. Wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni płaszcza kartkę i przyjrzałam się jeszcze raz dokładnie planowi czerwonych. Ciekawa byłam w szczególności, jak zareaguje na niego Boka..

Na plac weszliśmy razem z Weissem, którego spotkaliśmy po drodze. Usiedliśmy na kamieniu pod drzewem i czekaliśmy na resztę. Gdy zebrali się wszyscy, Boka upoważnił mnie do wystąpienia na środku i do przedstawienia sprawy, w jakiej interesie się wówczas spotkaliśmy.

- Dobrze, a więc.. - Wyciągnęłam z kieszeni złożoną kartkę i rozwinęłam ją drżącymi dłońmi.

- Kilka dni temu, znalazłam się na wyspie czerwonych. Jak wiadomo, od dłuższego czasu znów się tam spotykają, bo Feri Acz znalazł inne wejście po zamknięciu, zatem odnowili swoje zebrania. - Westchnęłam, bo wiedziałam, że zaczną się pytania o to, jak i dlaczego znalazłam się na terytorium wroga.

- Przypadkiem? - Odezwał się zainteresowany Lesik, jednak Czonakosz spiorunował go wzrokiem, więc ten zamilkł i spuścił głowę.

- Padał deszcz, więc schowałam się przed nim, siadając na kamieniu pod gęstym drzewem. Obok stała latarenka, a pod nią dostrzegłam kartki. Wyjęłam je więc i przejrzałam. Na jednej z nich, naszkicowany był jak gdyby plan. Oczywiście nie wzięłam oryginału, tylko przerysowałam całość, aby nie wzbudzać ich podejrzeń, że ktoś mógł dowiedzieć się o tym, co zamierzają.

Boka podszedł do mnie i odebrał mi kartkę. Z powagą i zainteresowaniem, zwołał resztę.

- Dobra robota. - Skinął mi głową i delikatnie uniósł kąciki ust. Jego uśmiech był zaskakująco ciepły.

- Jest nawet data. Jeśli to faktycznie plan ataku, zamierzają to zrobić w tę sobotę, czyli za dwa dni... - Westchnął ciężko Boka.

- Dziękuję, że mnie o tym poinformowałaś. To doprawdy istotna sprawa. - Niespodziewanie, przemknął wzrokiem po mojej twarzy.

- Taki mój obowiązek. - Odparłam, skinęłam głową i odeszłam.

Przez dłuższą chwilę, czułam na sobie spojrzenie szatyna. Zignorowałam to jednak i wzrokiem, próbowałam wychwycić Czonakosza, który jak zwykle zapodział się gdzieś wśród innych chłopców.

Boka

Mimo pogody, nie odpuściłem przygotowań do bitwy. Zacząłem od sprawdzania szybkości wraz z kondycją każdego z wówczas na placu obecnych, a później ich wytrzymałość, jak też siłę. Widziałem, że każdy dawał z siebie jak najwięcej i każdy skupiony był tylko na ćwiczeniach, co wprawiło mnie w poczucie satysfakcji. Ja również w głowie miałem tylko temat bitwy, choć czasami rozmyślałem też o tym, dlaczego Helia znalazła się na wyspie. Byłem naprawdę zdziwiony, gdy pokazała mi tę kartkę. Przede wszystkim zaskoczyła mnie w kwestii skopiowania planu. Nigdy nie rozmawialiśmy, jedynie czasem wymieniliśmy się jakimś zdaniem, oboje trzymaliśmy się raczej na dystansie, który był spowodowany czymś.. mi nie do końca znanym. Jej chyba też, zresztą.

Gdy ćwiczenia dobiegły końca, chciałem podejść do dziewczyny i porozmawiać o tym, jak znalazła się na wyspie, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Podpytałem chłopców, lecz za każdym razem otrzymywałem odpowiedzi tego typu:

,,Niestety nie.''

,,Nie wyszła już przypadkiem?''

,,Może już poszła.''

Więc poszedłem do Czonakosza, który jak się okazało, również jej szukał, ale po chwili odparł, że zapewne już poszła i czeka pod domem, więc pożegnaliśmy się, i chłopak odszedł. Uznałem, że porozmawiam z nią na jutrzejszym spotkaniu, więc poszedłem zabrać swoją marynarkę z fortecy, na której kawałku drewna ją wcześniej zawiesiłem. Zdjąłem ją zatem i gdy chciałem już wychodzić z placu, usłyszałem między drewnianymi sągami jak gdyby czyjś głos. Zastanowiło mnie to, a po tym, czego dowiedziałem się od Helii na temat czerwonych, zacząłem być ostrożniejszy, więc wszedłem między drewniane wieże i dyskretnie poszedłem w kierunku tego dźwięku.

- Helia?- Odezwałem się, gdy na zakręcie dostrzegłem dziewczynę. Siedziała na piasku, oparta o fortecę, a obok niej, leżał jej płaszcz. Miała opuszczoną sukienkę do pasa i wokół swojej talii, zawijała bandaż.

- Chryste, Janosz, przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ja tylko..

- Nie, nie, wybacz, już nie patrzę. - Natychmiast odwróciłem się do niej tyłem. Słyszałem, jak ta od razu podnosi płaszcz z piasku i go na siebie wkłada.

- Mogę? - Zapytałem po chwili.

- Tak, tak, ja już idę. - Gdy znów ją zobaczyłem, widziałem po jej postawie, jaka jest spięta.

Rozchyliłem usta, aby zapytać, co jej się stało, jednak ona ewidentnie to przewidziała.

- Nie ważne, to nic. - Oświadczyła, wiążąc końcówki opatrunku na supeł, co nie przyszło jej łatwo przez drżące ręce.

- Ważne, możesz.. - Nie skończyłem, bo przerwała mi z bulwersacją, która lekko tłumiła łamiący się głos.

- Nie, nie ważne! Zapomnij o tym. - Zarzuciła na siebie płaszcz i spuściła głowę. Zauważyłem, jak po jej policzku zaczynają spływać łzy.

Próbowała zapiąć guziki płaszcza, ale tak się trzęsła, że żaden nie chciał przejść przez dziurkę.

- Daj, pomogę ci. - Podszedłem i chwyciłem brązowy, ciepły materiał.

- Nie, do cholery, odczep się! - Stanowczo złapała moje nadgarstki i zdjęła z siebie.

Nic nie powiedziałem, jedynie przyglądałem się dziewczynie, która z zapłakaną twarzą zaczęła rozglądać się wokół siebie z paniką w oczach. Po chwili odbiegła w stronę furtki tak szybko, że miałem wrażenie, iż za moment się przewróci. Od razu ruszyłem za nią.

- Helia! - Krzyczałem, jednak dziewczyna mnie ignorowała.

Wybiegła z placu i gdy ja po kilkunastu sekundach przekroczyłem próg furtki, ledwo dostrzegłem jej uciekającą sylwetkę na lewo. Natychmiast za nią ruszyłem, ale po chwili, znów straciłem ją z pola widzenia. Zniknęła za płotem, a gdy ja znalazłem się na skrzyżowaniu, już nigdzie jej nie było...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro