CHAPTER 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie chciała go puszczać. Pożegnała się już wylewnie z całą resztą zespołu, lecz wokalisty nie potrafiła puścić. Wiedziała, że w domu czeka na niego ukochana, przyszła narzeczona, ale Camille w tamtym momencie miała w ramionach cały swój świat, nie chciała się z nim rozstawać.

- Cam, promyczku, jeśli się nie pośpieszycie, spóźnimy się na samolot.

Dziewczyna podniosła wzrok znad pleców Andy'ego i spojrzała na basistę przekrwionymi od płaczu oczami. Całej piątce było jej naprawdę żal, ale musieli już wracać, a chora psychicznie fanka i tak dostała znacznie więcej niż każda inna kiedykolwiek.

- Musisz mnie już puścić, dziewczynko- czarnowłosy pogłaskał ją uspokajająco po plecach.

Był już zmęczony całą tą sytuacją, ale musiał przyznać sam przed sobą- przywiązał się do tej obsesyjnie zakochanej w nim dziewczyny.

- Nie mogę- wychrypiała, a głos miała słabszy niż zwykle- nie.

- Cami, nasz urlop się już skończył, musimy dokończyć trasę.

Jej palce zacisnęły się mocnej na skórzanej kurtce Biersacka.

- Dobra chłopaki, pożegnaliście się już, musimy lecieć- poczuła brutalny uścisk na ramionach i w jednym momencie została siłą oderwana od sensu jej życia. Manager, który wypowiedział te słowa i rozdzielił ją z Andym pogonił cały zespół w stronę bramek. Camille wrzeszczała, płakała i kopała wielkiego ochroniarza, który trzymał ją jak w imadle. Łzy, które dawno już rozmyły jej makijaż, teraz całkowicie rozmazywały obraz i coraz bardziej oddalające się od niej postacie.

- Zamów jej taksówkę!- usłyszała z daleka głos, na którego dźwięk zaczęła się jeszcze bardziej rzucać. Chciała się znaleźć znów w ramionach wokalisty.

Ochroniarz chwycił ją mocniej i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Wszyscy ludzie się na nią patrzyli. Nie widziała już nic.

Nie pamiętała jazdy taksówką, nie pamiętała gadatliwego kierowcy, który z troską dopytywał się wciąż, co musiało się stać, że wygląda tak okropnie. Nie pamiętała momentu, w którym kazała mu zawieźć się prosto pod gabinet swojej terapeutki, jedynej osoby, która mogła jej pomóc.

Siedziała w fotelu i po prostu była. Patrzyła w jeden punkt, hamując kolejny napad. Kobieta nie mówiła nic, po prostu się jej przyglądała. Czy to możliwe, że tak wykształcona i mądra osoba nie wiedziała co powiedzieć?

Cisnęły jej się na usta słowa „wiedziałam, że tak będzie" lub „przewidziałam to", ale jakże nieprofesjonalne byłby z jej strony dobijać jeszcze tak rozstrojoną dziewczynę, nie chciała być okrutna. Chciała jej pomóc, ale w tamtym momencie po prostu nie wiedziała co zrobić, nawet mając za sobą tyle lat doświadczenia.

Wstała z rogu biurka, na którym dotychczas siedziała i podeszła do Camille. Usiadła bokiem na podłokietniku jej fotela i najzwyczajniej w świecie ją objęła. Nie zachowała się profesjonalnie, nie zachowała się jak doświadczona psycholożka, zachowała się jak człowiek.

- Wyprowadzę cię na prostą, zrobię co w mojej mocy.

***

Od kilku tygodni miała wrażenie, że czuje się lepiej, niż przed spotkaniem Andy'ego. Terapia prowadzona przez Beth rzeczywiście przynosiła efekty. Nikłe, powolne, ale wreszcie był postęp. Cam zaczęła z powrotem chodzić do szkoły, uszczypliwe komentarze innych ignorowała całkowicie.

Zerwała wszystkie plakaty ze swojego mieszkania. Nie miała serca ich wyrzucić, tak samo rzeczy, które jej o nim przypominały, ale przeznaczyła na to wszystko oddzielną szafę, której nie otworzyła już od kilku dni. Progres.

Dalej go kochała, okrutnie. Jednak zaczęła zauważać, że obok tak intensywnej miłości pojawiło się coś jeszcze. Pretensje, nienawiść.

Czekała na jakieś wieści o jego ślubie, ale internauci nic nie wiedzieli. Może nie chce tego ujawniać tak szybko, a może się zawahał?

- Cam! Camille, jesteś tam?- głos dochodzący z odebranego przed chwilą telefonu ocucił ją dopiero po chwili. Wciąż nie mogła przetrawić, że Ashley Purdy właśnie do niej zadzwonił.

- J-jestem. Co się stało?

- Udało się! Ze ślubu nici, los dał wam szansę!- nie rozumiała nic z jego słów. Jak to? Ślub się nie odbędzie? Ale czemu...? Czyżby Andy się rozmyślił?

- Czemu?- zdołała wydusić z siebie. Nie wiedziała, czy się cieszy. Nie wiedziała nic. Czuła się pusta, znowu. Wiedziała, że nie może się od niego tak po prostu odciąć, to do niej wraca.

- Juliet się nie zgodziła.

- Jak to?- zamurowało ją. Przecież oni się kochali. Czemu miłość jego życia miałaby go odrzucić, skoro niejednokrotnie utwierdzała wszystkich w szczerości swojego uczucia?

- Nie mam pojęcia, ale Andy jest wściekły. I jedzie do ciebie.

~*~

Aaaaa wiem, że krótki, ale zależało mi, by skończyć w tym momencie, nie bijcie XD

Rozdziały będą teraz pojawiać się pewnie rzadziej, z powodu cudownej instytucji zwanej liceum. Nie wiem, kiedy kolejny :/

xx   


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro