#5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pchnęłam plecak do szafki, po czym ją zamknęłam. Rozebrana z kurtki, w innych butach niż wcześniej, z workiem na W-F na ramieniu. Miałam szafkę numer 141, Veronica miała ją tuż obok mnie, po mojej lewej stronie. Natomiast po lewej jej właścicielką jest dziewczynia z Insygnią Śmierci na koszulce. Ta, co mi się przyglądała wcześniej.

Słysząc dzwonek odwróciłam się na pięcie, po czym ruszyłam w stronę szatni dla dziewczyn. Weszłam do niej razem z dziewczynami, na miejscu już siedziała Rosalie na parapecie. Widząc nagły tłum zaczęła się przebierać w strój na W-F.
Wszyscy poszli do swoich kącików i podąrzyli za jej śladem. Niektóre z nich zaczęły krzyczeć i się wydurniać, jedynymi były właśnie dziewczyny z heterochromią. Rose, i...

- Ojć, przepraszam! - usłyszałam piskliwy ton, dostając górną częścią garderoby czyjejś osoby w łeb, zasłoniła mi tym widoczność. Zrzuciłam to z siebie jak najszybciej, czochrając przy tym niechcący włosy. Szatynka z heterochromią jasnoniebieskiego i jasnozielonego oka obdarowała mnie współczującym spojrzeniem, jednak skupiłam wzrok na to, co się działo za nią.

Dziewczyna o rudych włosach podbiegnęła do mnie i uśmiechnęła się przepraszająco. Szybko przykucnęła po koszulkę, i zaczęła uciekać przed rozzłoszczoną brązowooką. Miała ona blond dru... Znaczy proste włosy, nie obyło się bez przeklnięcia w każdym jej zdaniu. Goniła zielonooką.

Prawie wszyscy zdąrzyli już wyjść. Szybciutko się przebrałam, po czym wyszłam z szatni. Starałam się nie patrzeć na moje nagie ręce i nogi okryte lekkim chłodem.

Chwilę później poszliśmy całą grupą(łącznie z chłopakami) do sali od W-F'u. Weszliśmy do niej, zastając nauczyciela z notesem w ręku, stał na środku sali. Przywitał nas skinięciem głowy z nakazem, byśmy ustawili się w dwóch szeregach. Wszyscy po kilku sekundach byli na miejscu, tylko ja nie wiedziałam gdzie stanąć.

Nagle ktoś pociągnął mnie za nadgarstek, a ja o mały włos się nie wywaliłam na tą osobę. Była to moja sąsiadka z ławki na fizyce, kiedy obdarowałam ją pytając wzrokiem ta przewróciła oczami. Westchnęłam cicho więc, czując na sobie spojrzenia innych. To bardzo krępowało.

- Siadajcie. - oznajmił donośnym i ostrym tonem, aż po moim kręgosłupie przeszły nieprzyjemne ciarki. Wzdrygnęłam się, wykonując proźbę z resztą klasy. - A więc witajcie! - jego krzyk rozniósł się po całej sali, z wyczuwalną drwiną, która padła z jego ust. - Od dzisiejszego dnia będę waszym wychowawcą! - tu zrobił małą przerwę, przez co kilku chłopaków, co gadali również ucichli, wręcz narychmiast. - Peterson i Greengrass, PRZESTAŃCIE GADAĆ! - wydarł się na nich, a konkretnie na tego umięśnionego blondyna i długowłosego, jego kompletnego przeciwieństwa. Widać się nieźle dobrali. - No, raz dwa uwiniemy się z obecnością, RAZ DWA! - uderzył otwartą ręką o notes, następnie go otworzył na pierwszej stronie. - Anderson Dorothy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro