- No to... wygląda na to, że sprawa zakończona - zauważył Impact, patrząc na policję aresztującego sprawcę całego zdarzenia. - Tamtymi się zdołali już zająć, a on nic już nie zdziała.
- To prawda - dodał Del-2. - Wiesz... Gdybym nie szukał pomocy u ciebie i twoich przyjaciół, to zakończenie nie byłoby takie satysfakcjonujące. Dzięki.
- Nie ma za co... Powiedz, że nad lubisz - uśmiechnął się.
Jego znajomy westchnął z rezygnacją, ale nie mógł ukryć uśmiechu.
- Prawda... Was się nie da nie lubić. Macie wszyscy w sobie to coś... Szkoda tylko, że nie wszyscy to widzieli.
- Tak... To prawda - dodała Oliwia, która stała obok nich. - Ale to koniec...! Teraz wszystko powinno się zmienić na lepsze.
- To prawda - odwrócili się od policji. - W takim razie, jakie macie obecnie pla-
- UWAGA!!!
Odwrócili się w stronę krzyku i zobaczyli tylko rozbryzg czerwieni. Dopiero po kilku sekundach zorientowali się, co miało miejsce: Iseri wyrwał się policjantom i za pomocą pistoletu, który najwidoczniej ukrył gdzieś przy sobie, chciał wystrzelić w ich stronę. Nie zdążył jednak tego zrobić, ponieważ nagle stracił głowę, dosłownie. Ta potoczyła się kilka metrów dalej, a reszta jego ciała padła na ziemię.
- Uh... huh... huh... Kurwa... Może i ocaliliście wszystkim tyłki... ale własnych nie możecie upilnować... co?
- Zaraz... Delta?! - zdziwił się Impact.
Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała na nich. Przy okazji zaczęła wycierać swój topór z krwi.
- Nie kurwa, Jennifer Lopez. Jasne że ja, a co?
- Przecież... wcześniej chciałaś nas zabić... Nawet raz odcięłaś mi głowę... I zdołałaś to cofnąć jakoś. Dlaczego teraz nam pomogłaś?
- Ta... Powiedzmy, że... uh, nieważne...
- Chyba powinnaś nam to wyjaśnić, w końcu próbowałaś nas zabić. Zgadza się? - Del-2 spojrzał na nią, na co ona westchnęła.
- Dobra... Chodźmy sobie, niech oni martwią się sprzątaniem - odciągnęła ich od ujebanej krwią grupy policjantów. - Chcecie wiedzieć to wam powiem.
- Słuchamy - powiedziała Oliwka, czyszcząc okulary.
- Dobra, więc trafiłam na Iseri'ego i zaoferował mi robotę, żebym pomagała mu zabijać tych, których chce się pozbyć. Miałam jednak w tym cel... Chciałam się na kimś zemścić.
- I tym kimś byłem JA? - Impact spojrzał na nią. - Czemu? Przecież nic ci nie zrobiłem!
- Ty nie... Ale twój stary tak.
?!? Ż-że co?!?
- Co takiego...? - Del-2 nagle się ożywił. - Jego ojciec...?!?
- Nom. To on był moim twórcą. Byłam jego sekretnym projektem... Projektem, o którym wiedział tylko on... I inny naukowiec, ten który był z tobą w otchłani, chudzielcu.
- Zaraz, GASTER WIEDZIAŁ O TWOIM ISTNIENIU?!? - krzyknął Impact.
- Ta... Ale chyba zapomniał. Nie dziwię się... Mocno pierdolnął głową w ścianę.
- Cze-cze-czekaj... Co?
- Eh... Dobra, od początku... Twój stary, Segway czy jak mu tam, chciał stworzyć sztucznych ludzi. Cel był taki, by za pomocą pozyskanych z nich dusz otworzyć Barierę czy coś... Za dużo o tym pierdolił... Więc powstałam ja. Nazwał mnie Deltą, badał i tak dalej. Ale w pewnym momencie coś mu odpierdoliło i nagle przykuł mnie do stołu i wbił we mnie igłę z trucizną.
- Chciał cię zabić?!?
- Ta... Ten drugi jak to zobaczył, chciał go zatrzymać, ale Seg odepchnął go na ścianę i tamten stracił przytomność... Pewnie do dzisiaj ma pęknięcie pod okiem. I prawdopodobnie kompletnie wyleciały z niego wspomnienia z tym związane.
Prawda... To drugie powstało, gdy trafiliśmy do Otchłani... Ale tamto miał już wcześniej...! Więc to od tego...
- Więc umarłam. Nie znam detali... Ale na podstawie badań mojego ciała domyśliłam się, że prawdopodobnie walnął moje ciało do Rdzenia. Jako że byłam technicznie martwa, przebiłam się przez Otchłań i trafiłam poziom niżej, do jakiegoś popieprzonego miejsca. A dalej to już nie ma związku z tematem. Dowiedziałam się, że twój stary zdechł, ale ty żyjesz... No i reszta już wiadomo. Okej, tyle, narka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro