3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Why has my world become so strange?

Rin była zdruzgotana.

Po poznaniu prawdy nie była w stanie dłużej normalnie funkcjonować. Nie mogła jeść ani spać i ledwo utrzymywała się na nogach, a poczucie winy wgniatało ją w ziemię przy każdej nadarzającej się okazji. Czuła się jak najgorszego rodzaju śmieć, a wszystko, dlatego że nie została tamtej nocy przy Fuyuce.

Jedna głupia, nieprzemyślana decyzja, a kosztowała tak wiele, zarówno Inabę, jak i nią.

Nie potrafiła przestać się obwiniać i chociaż starała się być wsparciem dla przyjaciółki przez te ostatnie trzy dni, to wciąż nie mogła zatrzymać galopujących myśli. Fuyuka nie powiedziała o tym nikomu i ani policja, ani jej rodzice, nie zdawali sobie sprawy z mrożącego krew w żyłach zdarzenia. Tajemnica zawieszona pomiędzy nimi dwiema była porażającym ciężarem, paraliżującym wszelkie funkcje społeczne. Blondynka wciąż nie chodziła do szkoły, wysyłając z maila matki do dyrektorki liczne usprawiedliwienia. Jednak Rin pomimo nie najlepszego stanu, nie mogła ot, tak nie chodzić na lekcje. Przynajmniej dopóki jej matka wciąż była w mieście. Już ostatnie opuszczenie przez brunetkę zajęć w szkole baletowej i w juku było przez nią zauważone, przez co dziewczyna została skarcona. Wymyśliła wtedy na poczekaniu historię o chorej Fuyuce, której poszła zanieść lekcje i z racji pobytu na delegacji jej rodziców, została przy niej do późna. Od tamtego czasu kobieta baczniej się przyglądała frekwencji córki, w obawie o rozpoczęcie się nieszczęsnego „buntu", który mógłby zniweczyć jej przyszłość.

Matka Rin nie zdawała sobie sprawy z brzemienia, jakie brunetka nosiła na swoich barkach. Oprócz codziennego życia, które i tak dla dziewczyny było trudne, dochodziła sprawa jasnowłosej. Rin musiała jak najszybciej przemówić przyjaciółce do rozsądku, aby ta zgłosiła się nie tylko na policję, ale przede wszystkim powiedziała o całym zajściu rodzicom. Nawet zwierzenie się starszemu bratu, który niestety nie mieszkał już z Fuyuką, byłoby lepsze niż bezczynne trwanie w istnej agonii emocjonalnej.

Ciemnowłosa nie miała pojęcia, jak mogłaby pomóc swojej przyjaciółce. W poniedziałkowy wieczór rozmawiały krótko, jednak na tyle długo, aby Inari mogła poznać sposób myślenia Fuyuki. Inaba nie chciała nigdzie tego zgłaszać. Czuła wstyd na samą myśl, co się działo w ciągu tych godzin, których nie potrafiła sobie przypomnieć. Wolała wciąż łudzić się, że o tym zapomni, chociaż zarówno ona, jak i Rin wiedziały, że jest to niemożliwe.

Fuyuka została obdarta ze wszystkiego, co kiedyś znała.

Jej zachowanie, myśli, nawet wygląd uległy gwałtownej zmianie. Nie była w stanie wyjść na ulicę, bojąc się, że ktokolwiek z przechodniów zauważy, że jest ofiarą gwałtu. Zupełnie jakby nosiła nad sobą neonową strzałkę z przyczepioną do niej informacją. Jej myślenie stało się na tyle abstrakcyjne, że Inari zaczynała się o nią poważnie martwić. Lękała się, że ta wpadnie w swego rodzaju psychozę i któregoś dnia nie wytrzyma. Dlatego wisiała na telefonie praktycznie cały czas i co równe 45 minut wysyłała wiadomość do przyjaciółki, oczekując z niecierpliwością na odpowiedź. Pytała ją o zupełnie trywialne rzeczy, aby ta nie domyśliła się paranoi, w jaką wpadła Rin.

•••

— Dobrze się czujesz? — spytała jej matka, kiedy wieczorem wróciła do domu. Siedzenie w szkole było dla niej nad wyraz ciężkie, a co dopiero trening, podczas którego ponownie została wyrzucona za drzwi przez liczne błędy w układzie. Juku, czyli popołudniowa szkoła, która miała przygotować ją do egzaminów wstępnych na studia, była istnym koszmarem. Nie mogła się skupić, więc zadania przez nią rozwiązywane były samym pasmem porażek i połowicznych punktów.

— Tak — mruknęła z przygnębionym wyrazem twarzy. Kłamała jak z nut. Nic nie było dobrze, ani jej samopoczucie, ani sytuacja, w której się znalazła. Powinna zakasać rękawy przed końcem pierwszego semestru, ale nie potrafiła. Ruszyła ku schodom z torbami (szkolną i treningową) zawieszonymi po obu stronach ramion. Chciała znaleźć się już w łóżku i usnąć, udając, że wszystko jest jedynie wytworem jej wyobraźni.

— Tata jutro wraca — powiedziała kobieta, patrząc na zgarbione plecy córki.

— To dobrze — odparła bez krzty entuzjazmu. — Spóźnił się tylko o 4 dni — dodała zgryźliwie, stawiając głośniej kroki na stopniach. Starsza Inari nic nie odpowiedziała, jedynie westchnęła cicho pod nosem. To nie pierwszy raz, jak jej mąż się spóźniał z powrotem do domu, jednak reakcja Rin była swego rodzaju wyjątkowa. Zazwyczaj na chłodno przyjmowała informację o kolejnym dniu zwłoki, ale teraz w jej głosie słyszalna była jawna irytacja. Rozumiała to, jak młoda brunetka mogła się czuć i szczerze mówiąc, ją samą również denerwowało zachowanie mężczyzny. Nie lubiła niepunktualności, a tym bardziej jej nie cierpiała, kiedy ta nie była w żaden sposób uzasadniona.

Po zamknięciu drzwi od pokoju Rin pozwoliła, żeby obie torby zsunęły jej się ze zgarbionych ramion i z hukiem upadły na drewno. Następnie zostawiła je w przejściu i powłóczystym krokiem ruszyła ku toaletce, przy której usiadła. Blat pokrywały liczne plamy od podkładu, czy eyelinera, a wokół porozrzucane były pudełka z produktami. Brunetka nie miała siły ani ochoty ich ścierać na bieżąco, dlatego ten blat, jak i reszta pokoju czekała aż wedle grafiku zajmie się nimi Mizobe. Chwyciła za opakowanie mokrych chusteczek nasączonych płynem do demakijażu i wyjęła jedną z nich. Zmierzyła wzrokiem swoje odbicie, po czym starła grubą warstwę korektora pod okiem, odkrywając tym samym siniec. Im więcej podkładu i pudru ścierała, tym lepiej widoczny stawał się niezdrowy, szarawy odcień skóry. Przez niedobór snu pomieszany ze stresem i przemęczeniem praktycznie nic nie jadła, a co za tym idzie, włosy zaczęły jej wypadać garściami. Robiła coraz to gwałtowniejsze ruchy chusteczką, wręcz siłą zdzierając makijaż. Na koniec wściekłe cisnęła nią na blat, a sama z łomotem oparła się łokciami o toaletkę, chowając twarz w drżących dłoniach. Zaraz później po pomieszczeniu rozległ się głośny szloch.

Nie radziła sobie.

Jak wcześniej nie wierzyła nawet w istnienie takiego połączenia słów, jak „nie da się". Tak teraz było ono najlepszym w opisywaniu jej dalszych poczynań.

Nie da się żyć dalej tym samym życiem.

Nie da się być najlepszą we wszystkim.

Nie da się pilnować Fuyuki 24/7.

Nie da się...

Mogła utworzyć takich zdań setki, jednak każde z nich zaczynałoby się tak samo i kończyło bez widocznego rozwiązania.

Odjęła od twarzy dłonie, po czym spojrzała na swoją twarz w lustrze. Od płaczu była cała czerwona, jednak pomimo tego jej skóra nadal wyglądała przeraźliwie niezdrowo. Błękitne oczy zdawały się utracić wcześniejszy blask, stając się wręcz matowe. Starła wierzchem ręki mokre ślady po łzach i zostawiając biurko w ogromnym nieładzie, poszła się przebrać. Praktycznie zerwała z siebie biały sweter z dekoltem w serek, wkładając na jego miejsce wygodną ciemną bluzę. Podobnie zrobiła z jeansami, które wymieniła na dresy od kompletu. Tak przebrana ruszyła do łóżka, gdzie wsunęła się pod kołdrę.

Nie miała siły odrabiać zadań domowych ani tych z juku, a już na pewno przećwiczyć durnowatą pozę z baletu. Sprawdziła telefon, zamierając na moment. Fuyuka nie odpisała. Przeraźliwy strach ponownie ogarnął jej ciało, sprawiając, że pomimo iż siedziała pod pościelą, oblał ją zimny pot. Westchnęła głośno, próbując sobie  w racjonalny sposób wyjaśnić powód braku wiadomości zwrotnej. W końcu mogło ich być mnóstwo, począwszy od rozładowania telefonu, po uśnięcie. Jednak pomimo mnóstwa rozwiązań, w głowie brunetki huczały najczarniejsze scenariusze, Szczególnie jeden konkretny wysuwał się na wierzch. Samobójstwo.

Drżącymi palcami wybrała numer przyjaciółki, jednak ile razy Rin by nie zadzwoniła, blondynka wciąż nie odbierała. Obawy zaczęły coraz mocniej wwiercać się w umysł nastolatki, sprawiając, że już po chwili naciągała na stopy długie białe skarpetki, a na nie białe adidasy. Tamtej nocy zostawiła Fuykę samą. Nie mogła popełnić drugi raz tego samego błędu. Nasunęła kaptur na głowę, a mały portfel wraz z dokumentami i telefonem wsadziła do dużej kieszeni na brzuchu. Następnie, słysząc, jak jej matka bierze prysznic, wymknęła się z domu.

Pierwszy raz w życiu biegła w takim tempie na peron metra. Mogła równie dobrze wezwać taksówkę, jednak nie chciała ryzykować stania w korku. Ta godzina była wręcz symbolem wszystkich ludzi biorących nadgodziny, toteż nie zdziwiła się, widząc osoby dopiero wracające z pracy.

•••

Była prawie pod blokiem Inaby, kiedy rozbrzmiał dzwonek jej komórki. Pośpiesznie wyciągnęła  go z kieszeni, a widząc przezwisko blondynki na ekranie i ich wspólne zdjęcie, odebrała.

— Fuyuka?! — Ciężko było Rin opanować własny głos, bo przez wysiłek fizyczny, jakim był bieg od metra, wręcz sapała. Na dodatek nerwy sprawiły, że stał się on drżący i cichszy niż by chciała.

— Co chciałaś? — spytała nastolatka, a ciemnowłosa przystanęła na środku chodnika, oddychając z ulgą. Po dźwięku jej głosu poznała, że ta spała.

— Dzwoniłam spytać, czy mogę jutro do ciebie wpaść — odpowiedziała, szybko wymyślając odpowiednie kłamstwo. Serce jednak nadal szaleńczo kołatało jej w piersi, sprawiając, że czuła się, jakby cała jej głowa pulsowała.

— Umm... — Inari dobrze wiedziała, że Fuyuka najchętniej odgrodziłaby się od całego świata. Zresztą, robiła to i tylko ona jedyna próbowała się przebijać, przez wciąż rozrastający się mur wokół jasnowłosej. — Tak — powiedziała po dłuższym czasie.

— Okej, będę po szkole.

— Mhm — mruknęła jedynie, po czym się rozłączyła. Brunetka jeszcze chwilę wpatrywała się w ekran, po czym odetchnęła. Zdjęła także kaptur, poprawiając rozpuszczone włosy, które rozsypały się po jej plecach. Kiedy usłyszała znajomy głos, miała ochotę zapaść się pod ziemię. Automatycznie się wyprostowała.

— No, nie wierzę — powiedział Satori, stając w niewielkiej odległości od dziewczyny. — Prawie cię nie poznałem Inari-san — dodał, mierząc brunetkę od stóp do głów wzrokiem. Podszedł do niej zadowolonym krokiem, cały czas bacznie obserwując.

— Jak miło — prychnęła, walcząc z pokusą ponownego naciągnięcia kaptura na głowę. Rudowłosy miał na sobie jeszcze szkolny dres i torbę sportową, z czego mogła wywnioskować, że wracał z treningu. Że też musiał wpaść akurat na nią.

— Czemu tak wyglądasz? — spytał, pochylając głowę na bok niczym nasłuchujący pies.

— Istnieje duże prawdopodobieństwo, że się taka urodziłam — odpowiedziała, nie siląc się nawet na jakąkolwiek grzeczność. Będąc tak wyczerpana zarówno nerwowo, jak i emocjonalnie, zwyczajnie nie miała na to siły. Chciała po prostu wrócić do domu.

— Huh... — mruknął z dziwnym uśmieszkiem. — Kto by pomyślał, że...

— Daj mi spokój Tendō — przerwała mu, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia. — Na razie — dodała cicho, kiwając od niechcenia dłonią, w której trzymała wygaszoną komórkę.

— Czekaj, czekaj. — Ruszył za Rin, po chwili zrównując z nią krok. — Zastanawiałem się, co się dzieje z Inabą? — Pytanie spadło na nastolatkę, niczym grom. Żołądek podszedł jej do gardła, a suchość w ustach sprawiła, że nie była w stanie przełknąć nawet śliny. Z ratunkiem przyszło jej logo Lotterii (1).

— Zajdę po coś do picia — mruknęła, mając nadzieję, że chłopak zrozumie przekaz podprogowy.

— Poczekam — odpowiedział ku niezadowoleniu Rin, obserwując, jak dziewczyna powłóczystym krokiem wchodzi do zapełnionego lokalu.

Musiała się go pozbyć. Wiedziała jednak, że był jedną z najdziwniejszych osób, jakie znała i żadna z możliwości, jaką wykorzystałaby u przeciętnego człowieka, nie zadziała. Chłopak przypominał jej ludzi z Zachodu. Był bezprecedensowy, otwarty i niezwykle bezpośredni, co mocno kolidowało z japońskim tatemae. Miała wcześniej styczność z obcokrajowcami i uczniami z wymiany, jednak oni nie czuli się przy niej tak pewnie, jak Tendō. Wzbudzało to jednak w brunetce dziwne przeświadczenie, że to właśnie przy takich ludziach mogła pokazać kawałek swoich prawdziwych, w nic nie przyozdobionych, przemyśleń.

Zapłaciła za największą colę bez lodu, po czym rozrywając opakowanie słomki, ruszyła ku drzwiom.

— Nie spytałam, czy też coś chcesz — powiedziała, popijając napój. Nawet nie zauważyła, kiedy ponownie się zgarbiła, rozmywając wyidealizowany obraz samej siebie.

— Nie, idę właśnie coś zjeść z chłopakami z drużyny — wyjaśnił, wzruszając ramionami. Kiedy ruszyli ponownie, postanowił zadać to samo pytanie. Tym razem jednak Inari była przygotowana z wymówką. — Więc, czemu Inaba nie przychodzi do szkoły?

— Jest chora — odpowiedziała, starając się wyglądać na wyluzowaną.

— Mhmm. — Obdarzył ją spojrzeniem, który utwierdził ją w przekonaniu, że trzecioklasista jej nie wierzy. Pomimo tego, jednak nie pociągnął dalej tematu. Rin w tym momencie nie miała pojęcia, czy się z tego cieszyć, czy może zacząć przejmować. Była przekonana, że Tendō prowadzi własną rozgrywkę, w której tylko on wie, jakie informacje są mu potrzebne i do czego.

— Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, to biegałam — wyjaśniła. Szybko przekalkulowała w głowie, że skoro Satori także był na imprezie i został tam dłużej niż ona sama, to jego wiedza jest coś warta. Zresztą, w sytuacji takiej, jak ta, lepiej jest mieć więcej sojuszników niż wrogów. Zwłaszcza że prawdopodobieństwo, że Fuyuce zrobił krzywdę ktoś z wpływowej rodziny, było prawie stuprocentowe.

— W centrum?

— W parku — odpowiedziała ze stoickim spokojem.

— Powinnaś kiedyś dołączyć do naszego treningu jeśli lubisz biegać — powiedział z dziwną radością w głosie, która dla ciemnowłosej nie była zrozumiała. — Wakatoshi-kun dałby ci wycisk — dodał.

— To kapitan waszej drużyny? — spytała z udawanym zainteresowaniem, który najwidoczniej nie zrażał Tendō.

— Tak.

— Dzięki, ale chyba sobie odpuszczę — mruknęła, dziwiąc się sobie, jak luźno brzmiała ta rozmowa. Samo to, że powiedziała „dzięki", zamiast „dziękuję" było nowością. — Nie chciałabym umrzeć w tak młodym wieku na niewydolność oddechową — dodała, na co rudowłosy zarechotał.

— Oi! Ile można na ciebie cze... — Jasnowłosy nastolatek zaniemówił, stojąc przed lokalem z wyciągniętą w stronę Satoriego dłonią. Co gorsza, nie był sam, a w otoczeniu trzecioklasistów ze szkolnej drużyny siatkówki.

— SemiSemi! — zawołał z przymrużonymi oczami chłopak. — Nie piekl się tak, bo ci żyłka pęknie. — Eita zacisnął dłoń w pięść, opuszczając ją.

— Miło cię widzieć Inari-chan — powiedział jasnowłosy, puszczając mimo uszu odzywkę kolegi.

— Was też — odpowiedziała, czując, jak ogarnia ją poczucie wstydu. Wyglądała co najmniej źle. I jak towarzystwo Tendō w tym stanie by jeszcze zniosła, tak reszty młodych mężczyzn już nie do końca. Nigdy w życiu nie pokazała się od takiej strony publicznie. Ale jak to mówią, zawsze musi by ten pierwszy raz. Szkoda tylko, że odbył się on teraz.

— Dołączysz do nas? — spytał Eita, biorąc na siebie całą rozmowę. W końcu tylko z nim poznała się osobiście jeszcze na początku pierwszej klasy, kiedy usiadł za nią w ławce. Od tego czasu zdążyli ze sobą zamienić jedynie parę słów i zrobić wspólny projekt na drugim roku.

— Dziękuję za zaproszenie, ale nie chce wam przeszkadzać — odpowiedziała z łagodnym uśmiechem, chcąc, aby ta rozmowa dobiegła już końca. — Szłam właśnie do metra. — Wskazała palcem na podziemne wejście, które było po drugiej stronie ulicy. Grupa nastolatków przypatrywała się jej, stojąc z boku chodnika, sprawiając, że Inari czuła się, jak pod ostrzałem. Z tym wyjątkiem, że zamiast naboi, były oceniające spojrzenia.

— No nic, może następnym razem — powiedział z łagodnym uśmiechem, choć ani on, ani ona, ani nawet cała grupa nie wierzyła, że to się ziści.

— Pewnie — odpowiedziała. — Miłego wieczoru — dodała, po czym ruszyła w stronę przejścia dla pieszych.

— Co jest?! — spytał, nadal stojącego w tym samym miejscu Satoriego, który kątem oka śledził brunetkę wzrokiem. —Od kiedy zadajesz się z Inari-chan? — Głos Eity wyrażał głębokie zaszokowanie, które od razu odbiło się na jego twarzy.

— Chodźcie do środka, tam porozmawiamy — mruknął Soekawa, wchodząc do lokalu.

— Czyżbyś był zazdrosny, SemiSemi? — Twarz niższego chłopaka, lekko się zarumieniła, co przy zirytowanym wyrazie wyglądało dla Tendō komicznie. Usiedli przy jednym z większych stolików, odbierając od kelnerki menu.

— Dlaczego miałbym być o nią zazdrosny? — odpowiedział pytaniem na pytanie, otwierając zamaszyście kartę.

— Bo ci się podoba — oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — Ale nie przejmuj się, na pewno nie jesteś jedyny. — Oparł głowę o opartą na stole rękę, przypatrując się deserom w menu. — Prawda, Wakatoshi-kun? — Spojrzał na zaczytanego chłopaka, który ze spokojem wymalowanym na twarzy, odwzajemnił jego wzrok.

— Nie wiem — odpowiedział, a zainteresowanie wygłodniałej grupy spoczęło na nim.

— Eeeh?! — Satori odłożył kartę, prostując się na krześle. Przejechał wzrokiem po kolegach, odnajdując w nich zainteresowanie tematem. Nic tak nie ożywiało paczki chłopców, jak motyw „popularnych dziewczyn w szkole". — Nie podoba ci się?

— Inari Rin? — Zastanowił się chwilę, nie zmieniając mimiki ani na moment. — Nie — oznajmił, a siatkarze spojrzeli zdziwieni na własnego kapitana.

— Nie żartuj — mruknął Ōhira. — To jedna z najładniejszych dziewczyn w szkole.

— Czekajcie — przerwał rudowłosy, mrużąc oczy. Zastanowił się chwilę. Znał Ushijimę na tyle dobrze, że wiedział, że chłopak za nic nie potrafi odczytywać drugiego dna w wypowiedzi. I choć grać w siatkówkę potrafił nad wyraz dobrze, tak z funkcjami społecznymi szło mu raczej przeciętnie. — Jest ładna? — odezwał się w końcu, na co Wakatoshi odpowiedział prawie natychmiastowo.

— Tak.

— Nawet bardzo ładna?

— Tak — odpowiadał, kiwając za każdym razem głową, aby przytaknąć.

— Więc ci się podoba — stwierdził zrezygnowany Reon, opierając się wygodnie na oparciu krzesłami

— Nie znam jej.

— Chodzi tylko o wygląd Wa-ka-toshi-kun — wyjaśnił Tendō, sylabizując imię ciemnowłosego.

— Tak w ogóle, to, co robiliście razem? — spytał Semi.

— Ostatnio, kiedy was widziałem we dwójkę, o mało cię nie zabiła wzrokiem — mruknął Ōhira, na co Eita poparł go krótkim przytaknięciem.

— Spotkałem ją po drodze.

— Zawsze zaczepiasz przypadkowe osoby na ulicy? — spytał zaczepnie Eita.

— Niee — odpowiedział rudowłosy, przeciągając ostatnią literę w słowie. — Wydaje mi się, że trwa cisza przed burzą — oznajmił, na co reszta spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc skąd takie stwierdzenie.

— W sensie? — Ciemnoskóry zabębnił palcami o blat.

— Nie zauważyliście? — Spojrzał po twarzach kolegów z nieodgadnionym wyrazem. — Inaba zniknęła, Inari wygląda jak chodzący trup, a Hatamoto rozsiewa ciekawe plotki — zaczął wyliczać na długich palcach od dłoni.

— I co z tego? — spytał spokojnym głosem Ōhira. Nie lubił zbędnego zamieszania, a tym bardziej podkoloryzowanych informacji i teorii spiskowych

— W ostatnim czasie Inari-chan miała parę wpadek na zajęciach — przyznał Semi, opierając głowę na brodzie.

— To, że nie obejdzie się to bez echa. — Zawiesił wzrok na kelnerce, która chichotała za ladą, szepcząc coś na ucho do swojej współpracowniczki. Co jakiś czas obie zerkały w stronę ich stolika, zawieszając wzrok to na Wakatoshim, to na Eicie. — I może dotknąć nawet nas — dodał.

— Nie mamy z nimi nic wspólnego, więc jakim cudem mielibyśmy być w cokolwiek wplątani? — spytał Soekawa, który w końcu włączył się do rozmowy.

— To dzieciaki najbardziej wpływowych ludzi w prefekturze, jak nie w kraju — mruknął Eita, powoli rozumiejąc tok rozumowania dziwacznego rudowłosego.

— Do-kła-dnie — powiedział radosnym głosem Satori, sylabizując. — Samo to, że ojciec Hatamoto funduje Shiratoizawie nową halę sportową jest już czymś, co ingeruje w szkołę.

— Wątpię, że cokolwiek poważnego ma się wydarzyć — stwierdził Leon. — Inaba pewnie zachorowała, Inari może ma problemy rodzinne albo zaczęła stresować się egzaminami na studia, a Hatamoto bez rozsiewania plotek nie byłby sobą. — Klasną cicho w dłonie, kończąc wyjaśnianie, które z jego perspektywy miało mocne podstawy.

— To byłoby za nudne — mruknął Tendō.

— Daj spokój Satori-kun — wtrącił Jin.

— Każdy ma jakieś brudy i tajemnice, nasza królowa pszczół nie jest od nich wolna — odpowiedział z uśmiechem czerwonowłosy.

— Skąd ta pewność? — spytał z lekko kpiącym wyrazem twarzy Eita.

— Być może zobaczyłem coś, czego nie powinienem był zobaczyć — odpowiedział zagadkowo, na co część chłopaków zmarszczyła brwi. Nie dane było im jednak pociągnąć dalej rozmowy.

— Czy mogę przyjąć zamówienie?

•••

Rin nie wiedziała, co ją bardziej zdziwiło. Czy to, że wszystkie światła w domu były zapalone, czy może podniesiony głos matki, która najwyraźniej na kogoś krzyczała?

Brunetka zatrzymała się za drzwiami, zamykając je za sobą z cichym kliknięciem.

— Radzę ci to skończyć, dopóki nikt o tym nie wie! — Trzask zbitej szklanki, sprawił, że dziewczyna aż podskoczyła w miejscu. Nigdy nie słyszała, aby jej matka zwracała się w taki sposób do kogokolwiek. Co prawda miewała surowy, wręcz bezlitosny ton w sprawach służbowych, ale nigdy nie był od podniesiony. Starsza Inari wręcz warczała na swojego rozmówcę. — Jeśli ktokolwiek cię zobaczy... — Nastolatka zdjęła buty, po czym podeszła po cichu do wejścia od kuchni, żeby zobaczyć, jak jej matka stoi przy zlewie, trzymając w dłoni rozbitą szklankę. — Nie przerywaj mi! Ugh!

Rozmówca najwyraźniej się rozłączył, bo kobieta cisnęła telefon o marmurowy blat. Następnie wypuściła z uścisku kawałki szkła, które poraniły wnętrze jej ręki. Z istną furią odkręciła kran, sycząc kiedy woda dotknęła licznych zranień. Młoda brunetka wpatrywała się w ten obraz bez słowa. Nie potrafiła się ruszyć z miejsca, patrząc jak zaklęta na krew mieszającą się z wodą i zgarbione plecy matki. Nie rozpoznawała świata, który ją otaczał ani ludzi. Zarówno jedno jak i drugie wydawało się jej być niezwykle odległe, wręcz obce. Zupełnie jakby kobieta stojąca przed nią, która na dodatek była istną kopią Rin, nie była jej matką, a nieznajomą.

— Rin? — Z letargu wyrwał ją głos krótkowłosej, która ciągle trzymając dłoń nad zlewem, patrzyła na córkę ze zmarszczonymi brwiami. — Możesz mi powiedzieć, gdzie byłaś o tej godzinie? — spytała oschle, jednak nie podnosiła głosu. Na nowo zmieniła się w dobrze znaną nastolatce oddaną, choć surową rodzicielkę.

— Byłam pobiegać — mruknęła, ruszając powoli do szafki, w której Mizobe-san ukryła różnego rodzaju plastry i opatrunki.

— A to ciekawe — powiedziała ciemnowłosa, mierząc dziewczynę spojrzeniem błękitnych oczu. — Dzwoniłam do Inaby i powiedziała, że jesteś u niej. — Na szczęście nastolatka była odwrócona do matki plecami, przez to ta, nie mogła zobaczyć jej zaskoczonej miny. Nie wszystko jednak się zmieniło. Nadal jedna kryła drugą.

— Biegałam w parku przy jej bloku i zaszłam do niej, sprawdzić jak się czuje — wyjaśniła, kłamiąc jak z nut. Od kiedy tak dobrze jej to wychodziło?

— Wolałabym, żebyś mnie uprzedzała o swoich nocnych eskapadach. — Kobieta zerknęła z bliska na rany, szukając pozostałości szkła. Na szczęście były to zaledwie płytkie zadrapania, a bieżąca woda w znacznej mierze pozbyła się okruchów. — To nie jest odpowiednia godzina na bieganie, mogło ci się coś stać. Poza tym jutro masz szkołę i powinnaś być wypoczęta — dodała, kiedy córka zawiązywała jej na dłoni bandaż.

— Zawsze mogłaś do mnie zadzwonić — mruknęła, zawiązując rozcięte końcówki materiału na supeł. — Chyba że... — zaczęła, zastanawiając się na głos. Patrzyła na o ton ciemniejsze oczy matki, a całość zaczęła układać się jej w głowie. — Sprawdzałaś mnie — dokończyła, lekko oskarżycielskim tonem. — Chciałaś się przekonać, czy skłamię — dodała, podnosząc lekko głos, co nigdy wcześniej się jej nie zdarzało.

— Musiałam się upewnić, czy jesteś ze mną szczera — wyjaśniła, odwzajemniając zdeterminowany wzrok nastolatki. Były aż nazbyt podobne do siebie.

— Chyba ci się pomyliła praca z domem. — Głos młodszej Inari był chłodniejszy, niż zamierzała. Krew buzowała w jej żyłach, a złość, jaka ogarnęła jej ciało, była pochłaniająca. Miała ochotę się wyżyć na matce zarówno za tą sytuację, jak i wszystkie lata, podczas których siedziała cicho.

— Słucham? — spytała retorycznie, zakładając przed siebie szczupłe ramiona. Inari Hayami po raz pierwszy usłyszała takie zdanie z ust córki.

— To, co słyszałaś — odpowiedziała dziewczyna, czując, że jest na granicy cierpliwości. Dlatego ostatkami silnej woli wyszła z kuchni, ruszając pędem do swojego pokoju.

Wydawało jej się to wszystko odrealnione, jakby śniła na jawie. Całokształt jej poukładanego życia, który dotychczas znała, rozprysł się i Rin szczerze wątpiła, że cokolwiek wróci do dawniejszego stanu. Kawałek po kawałku, dobrze znane jej niegdyś rzeczy stawały się obce, a ona sama nie miała siły ani ochoty z tym walczyć.

Jej życie z dnia na dzień z pięknej powieści zmieniło się w tragedię.

•••

(1) Lotteria — popularny fast food w Azji Wschodniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro