4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Everything, in time.

— Podobno mocno się upiła.

— Ja słyszałam, że wzięła jakiś kwas i zaczęła się rozbierać.

— Nie dziwne, że nie pojawia się w szkole. Taki wstyd.

— Ciekawe, czy jej rodzice o tym wiedzą?

— Wydaje mi się, że nie. Hatamoto-kun mówił, że Inaba wszystko zataiła, a Inari jej pomagała.

— Nie do końca, skoro jest filmik.

— Widziałyście go?

— Tak, jest obrzydliwy.

— Jak można się tak spić?!

— Pewnie coś wzięła.

Wysoka brunetka stała dokładnie za zakrętem szkolnego korytarza, przysłuchując się rozmowie czterech trzecioklasistek. Luźno opierała się o ścianę, starając się zachować pozory, choć wewnątrz wręcz wrzała. Była wściekła, zarówno na te dziewczyny, jak i na siebie, a już na pewno na Hatamoto. Podejrzewała, że jej życie szkolne ulegnie zmianie, a wśród uczniów znajdą się ci, którzy wściubią nos w tę sprawę. Ale nic nie mogło przygotować ją na istne odtrącenie. Przecież w istocie nie miała z tym wszystkim nic wspólnego, a jej jedyną „winą" była długoletnia przyjaźń z Fuyuką. Opinia studencka posiadała w tym temacie odmienne zdanie i tak, skończyła, będąc unikana przez większość klasy i znajomych ze szkoły. Jedyną ostoją była Clarke, która za nic miała sobie napływ najświeższych newsów i teorii odnoszących się do imprezy i życia samej Inaby. Rudowłosa była jedyną trzeźwo myślącą osobą, jaką Rin znała i której wsparcie było wręcz nieocenione.

Inari nie wiedziała, na co jeszcze będzie musiała być przygotowana. Wraz z mijaniem czasu do jej uszu dochodziły coraz to nowsze informacje o feralnej nocy. Wszyscy plotkowali, a sama „śmietanka" podzieliła się na dwa obozy: tych, którzy trzymali się Gonnosuke i zawierzali jego historiom, a także tych, którzy stawiali to wszystko pod mocnym znakiem zapytania. Żadna z owych grup nie była tak naprawdę nawet bliska odkrycia prawdziwego powodu absencji Inaby. Brunetka miała jednak nieodparte wrażenie, że Hatamoto coś wie. Z całego towarzystwa zabierał głos najczęściej i najchętniej. Pławił się w chwilach zainteresowania szerokiej publiczności, co skrzętnie wykorzystywał, snując „opowiastki". Nie miały one żadnego ładu i składu, ani nawet, nie były podparte dowodami. Słuchanie jego wywodów było trochę, jak włączanie telewizora w środku nocy na losowym kanale i słuchanie najdzikszych teorii naukowych obstawiających, że Kleopatra była reptilianinem. Co prawda, potrafił umiejętnie namieszać, wzbudzając wątpliwości w samej Rin, która zamierzała się co nieco dowiedzieć. W końcu istniało jakieś nagranie, o którym wcześniej nie miała pojęcia.

•••

Szedł w towarzystwie dwóch kolegów, których Inari doskonale kojarzyła zarówno ze szkoły, jak i ostatniej imprezy. Śmiali się i popychali łokciami, żeby za chwilę skierować się do rzędu szafek przeznaczonych dla uczniów klasy 3-3. Wokół panował spory harmider, co pozwoliło brunetce na spokojne obserwowanie szatyna. Był jak zawsze nieskazitelny, choć w towarzystwie kolegów, jego zazwyczaj uroczy wyraz twarzy, stawał się kpiący. Mundurek, który ubrał był idealnie skrojony, choć on sam nosił go z pewną nonszalancją. Nie zawiązywał do końca purpurowego krawatu i jasnoniebieską koszulę zostawiał do połowy wsuniętą za pasek, w taki sposób, że tylko jeden róg wystawał poza kraciaste spodnie. Jeśli Rin miałaby kiedykolwiek za zadanie opisać szkolnego łobuza, w którym podkochuje się większość dziewczyn w szkole, byłby to idealny obraz Hatamoto. Miał wszystko. Zarówno pieniądze, status, jak i przystojną twarz oraz wysportowaną sylwetkę. A także zdaniem Inari, niezwykle wypaczoną osobowość. Potrafił doskonale manipulować oraz dobierać odpowiednie słowa, co przy tłumie gapiów działało na jego korzyść. Dlatego Inari czekała na moment aż w końcu zostaną sami. Nie potrzebowała zbędnego przedstawienia, podczas którego chłopak z pewnością grałby główną rolę. Czekała cierpliwie w pewnej odległości, a nerwy same opanowywały jej ciało. Nawet nie zauważyła kiedy dłonie zaczęły jej drżeć, a temperatura w powietrzu zdawała się zmaleć. Zastanawiała się, jak to rozegrać, aby wyjść jak najkorzystniej, przy tym nie szkodząc Inabie.

Kiedy w szatni się przerzedziło, a większość nastolatków opuściła pomieszczenie, podeszła od tyłu do ciemnowłosego. Zamykał szafkę, podczas gdy jego koledzy odchodzili zapewne na zajęcia pozalekcyjne.

— Lubisz bawić się w podglądaczkę? — odezwał się, wstając z kucków i obracając się do niej twarzą. Na jego wąskie usta wpłynął niewielki uśmieszek, który Rin miała ochotę zedrzeć. Zaskoczył ją, co tym bardziej jej się nie spodobało. — Kręci cię to? — dopytał, zakładając przed siebie ramiona.

— Czekałam, aż twoi ulubieni oportuniści zajmą się sobą — odparła, czując, jak serce zaczyna jej łomotać. Nie sądziła, że będą się do siebie zwracać tak, jak na nieszczęsnej domówce, ale takiej ofensywy się na pewno nie spodziewała. Najwyraźniej prywatnie, nie był tak taktowny, na jakiego starał się kreować.

— Co chcesz ugrać? — spytał bez ceregieli, wpatrując się w nią swoimi czarnymi oczami. Nawet jeśli byli tego samego wzrostu, dziewczyna czuła się, jakby spoglądał na nią z góry. Mocno oceniający wzrok przeszywał ją do samych kości, wbijając się boleśnie w jej pewność siebie.

— Miałam zapytać o to samo — odpowiedziała spokojnie. Miała wrażenie, że w tym właśnie momencie gra rolę życia. Za nic nie mogła pozwolić sobie na ujście drzemiących w niej pokładów negatywnych emocji. A one wręcz błagały o wyjście na światło dzienne. — Dlaczego chcesz zaszkodzić Fuyuce?

— Ja?! — prychnął, a jego ciemne brwi podjechały ku górze. Lewy kącik ust mu zadrżał.

— A widzisz tutaj kogoś jeszcze? — spytała, obdarowując go wrogim spojrzeniem. Nie zamierzała kłaść uszu po sobie. Wpajane przez lata słowa rodziców: „noś z dumą swoje pochodzenie", skutecznie wybijały jej taki pomysł z głowy. Jeśli wyciągnięcie z niego potrzebnych informacji nie mogło się odbyć polubownie, to Rin wydobędzie je za pomocą sprytu, którego jej nie brakowało.

— Nie widzę tu nikogo — odpowiedział, uśmiechając się szyderczo.

— Najwyraźniej do braku szarych komórek dochodzi jeszcze fatalne poczucie humoru — skwitowała, utrzymując obojętny wyraz, co sprawiło, że po przystojnej twarzy Gonnosuke przeszedł cień grymasu. — Zapytam jeszcze raz, co chcesz uzyskać, szkodząc Fuyuce?

— Doprecyzuj, w jaki sposób miałbym jej  „szkodzić"?

— Rozpowiadasz fałszywe informacje — zaczęła. — Oczerniasz ją i rozesłałeś filmik. — Blefowała z tym ostatnim, jednak podejrzewała, że jest on również jego sprawką.

— Skąd wiesz, co jest prawdą? — spytał stoickim głosem, opierając się o szafki za sobą, które sprzeciwiły się cichym skrzypnięciem. — Nie było cię, kiedy Inaba się upiła. Ani wtedy, kiedy wciągała kreskę. — Na jego twarzy wykwitł uśmiech, jednak oczy pozostały tak samo zimne, jak przedtem. W tym momencie przypominał brunetce rekina. — Ani, kiedy się rozbierała — dodał, podnosząc Inari ciśnienie. — Skąd możesz wiedzieć, co z tych rzeczy, które powiedziałem, jest prawdą? A może one wszystkie są prawidłowe?

— Albo fałszywe. — Hatamoto prychnął, po czym jednym ruchem wyjął swoją komórkę. Odblokował ją i chwilę w niej grzebał, aż w końcu na wyciągniętej ręce pokazał brunetce film. — Podobno to widziałaś kłamczucho.

Rin zmroziło. Nagranie było aż nadto wyraźne. Pijana Fuyuka przez zwinięty banknot wciągała biały proszek prosto z blatu, przy którym tamtej nocy siedziała Inari. Blondynka ledwo co trzymała się na nogach, a mocno rozmazany makijaż i poczochrane włosy świadczyły, że musiało się to dziać na jakiś czas po jej wyjściu. Kiedy Inaba się wyprostowała i uśmiechnęła do kamery (a może do tego, kto filmował?) widać było jeszcze na jej nosie pozostałości, które osiadły niczym pyłek z pudru. Nie minęła chwila, a Fuyuka runęła jak długa, przewracając się o wysokie krzesło, na co Rin aż podskoczyła. Dalej nie widziała co się działo, bo Gonnosuke zabrał jej telefon sprzed nosa, z powrotem chowając do kieszeni spodni.

— Nie każdy jest tak święty, jak ty — mruknął, odpychając się od szafek, żeby zrobić krok w jej stronę. Dziewczyna wygięła się lekko, żeby go nie dotknąć, kiedy stanął tuż przed nią. — Może sama kiedyś powinnaś wyluzować — mruknął, a jego wzrok przeszywał ją na wskroś. Krew odpłynęła jej z twarzy, a w głowie pojawiły się kolejne pytania bez odpowiedzi.

— I co? Pomożesz mi w tym, czy znowu zrobisz to siłą tak, jak... — Nie udało jej się dokończyć, bo szatyn brutalnie popchnął ją na szafki z tyłu. Z jej ust wydobył się zduszony krzyk, kiedy boleśnie w nie uderzyła, a małe kłódeczki przy zamkach wbiły się jej w plecy.

— Słuchaj pieprzona cnotko. — Prawie stykali się nosami, kiedy wysyczał te słowa. Z trzaskiem uderzył dłonią o metal przy jej głowie, ciężko oddychając. Wściekł się. — Waż słowa, jeśli zamierzasz skończyć tę budę — powiedział, wodząc spojrzeniem po jej przestraszonej twarzy.

— A ty naprawdę kup sobie okulary, bo chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz — odpowiedziała cicho, patrząc mu w oczy, które błyszczały groźnie. Nie zamierzała dać się zaszczuć, nawet jeśli w tym momencie odczuwała przemożoną ochotę, aby uciec. Nic nie mogła na to poradzić, że stawiała nazwisko i dumę rodziny ponad własny strach. Podejrzewała nawet, że gdyby byli tu jej rodzice, albo dziadkowie, to biliby jej brawa.

— Odsuń się od niej. Inaczej będę musiał powiadomić nauczycieli. — Niski głos, jaki rozniósł się po szatni wydawał się być o wiele głośniejszy niż w rzeczywistości. Inari nie wiedziała, czy była to sprawka jej wyobraźni, czy może rzeczywiście stojący przy pierwszych szafkach ciemnowłosy chłopak podniósł ton. Tak czy siak, przyniosło to zamierzony skutek. Gonnosuke odstąpił od Rin na krok, jednak ciągle trzymał jedną rękę tuż przy jej głowie. Opierał się o szafki z dziwną nonszalancją, jakby zarówno słowa, jak i sama postawa wysokiego chłopaka nie robiła na nim wrażenia. Był on natomiast o wiele wyższy od Hatamoto i znacznie bardziej umięśniony, jednak nie wydawał się być wrogo nastawiony. Wręcz przeciwnie, spokojne oliwkowe oczy i stoicyzm na twarzy, nadawały jego sylwetce obojętnego wyrazu. Jakby przyszedł tu przypadkiem i gdyby nie szkolny regulamin, to by go to obeszło.

— Idź stąd lepiej Ushijima — powiedział szatyn, zabierając rękę. Przypatrywał się stojącemu jakieś dwa metry dalej chłopakowi, który ani drgnął. Inari w tym czasie odsunęła się od szafek i poprawiła spódnicę. Chciała wyglądać, jakby ta sytuacja ją nie ruszyła, jednak trzęsące się dłonie tylko ją od tego oddalały. Dlatego jednym ruchem schowała je za plecami, zaplatając je, po czym skierowała twarz na Gonnosuke.

— Zastraszanie jest społecznie nieakceptowalne i niemoralne. Jednak szczerze wątpię, żeby to do ciebie przemówiło — zwróciła się pewnym głosem do szatyna. — Natomiast punkt w statucie szkoły może już to zrobi — dodała, mocniej splatając palce u dłoni. Jak bardzo się cieszyła, że głos jej nie zawiódł.

— Nie rób sobie ze mnie wroga Inari, bo źle to się dla ciebie skończy — odpowiedział Hatamoto, chwytając za swój plecak, który leżał zapomniany przy jego drzwiczkach.

— Sprostuj plotki i usuń filmik, inaczej właśnie to się dla ciebie źle skończy. — Gonnosuke zmrużył oczy, po czym prychnął pod nosem. Nie podobał się Rin fakt, że był zadowolony. W końcu to ona powiedziała ostatnie zdanie, jednak mimo to nie czuła się, jak zwycięzca. Miała wrażenie, że przyniosła sobie tym więcej szkód, niż mogła sobie teraz wyobrazić.

— Jednak nie jesteś taką nudziarą — mruknął, ostatni raz spoglądając jej w oczy, po czym przeniósł wzrok na Wakatoshiego, który ani drgnął. — A ty, Ushijima, lepiej się w to nie mieszaj, bo możesz się sparzyć — powiedział, zarzucając plecak na ramię. — Zwłaszcza że za niedługo macie chyba jakiś ważny mecz — dodał na odchodne, ruszając wolnym krokiem w stronę wyjścia ze szkoły. To koniec.

Rozmowa poszła znacznie gorzej, niż planowała. Nie dość, że od teraz Hatamoto stał się jej wrogiem, co już samo w sobie było niezwykle niebezpieczne, to jeszcze w jej głowie rozgrywała się prawdziwa wojna. Potrzebowała konkretów i wskazówek, jakim cudem Fuyuka znalazła się w jakimś hotelu, zgwałcona i nikt z imprezy tego nie zarejestrował. Reakcja Gonnosuke dawała jej natomiast do myślenia...

— Wszystko w porządku? — spytał ciemnowłosy, stając tuż obok niej, przez co się wzdrygnęła. Była tak pochłonięta myśleniem, że nie zauważyła, kiedy podszedł. Uniosła głowę, żeby móc spojrzeć na jego twarz, która wydawała jej się znajoma. W dodatku to nazwisko...

— Tak, dziękuję za pomoc — odpowiedziała, opuszczając ręce wzdłuż ciała.

— Powinnaś to zgłosić wychowawcy — stwierdził z poważnym wyrazem twarzy. — Jeśli chcesz Inari-san, mogę wszystko zaświadczyć — dodał, a brunetka zamrugała parę razy. Adrenalina powoli z niej schodziła, ustępując przeraźliwemu zimnu i kołataniu serca.

— Dziękuję, ale na razie nie będzie to konieczne — powiedziała, oddychając głęboko. Czuła się potwornie. — Przepraszam, ale nie pamiętam, żebyśmy się sobie przedstawiali — mruknęła.

— Bo nie robiliśmy tego — wyjaśnił. — Ushijima Wakatoshi. — Pochylił się nieznacznie, podając nastolatce dużą dłoń, którą lekko uścisnęła, odwzajemniając gest.

— Inari Rin. — Teraz już pamiętała, to o nim wspominał Tendō. Stojący przed nią, mierzący prawie 1,9 m wzrostu chłopak, był kapitanem szkolnej drużyny siatkówki i jak to określił Satori „dałby jej wycisk" na treningu. — Jeszcze raz dziękuję za pomoc Ushijima-san — powiedziała, kłaniając się.

— Mam nadzieję, że zmienisz zdanie — odpowiedział, odsuwając się, żeby dostać się do swojej szafki szkolnej.

Nawet gdyby tak było, nie mogła nic powiedzieć nauczycielom ani nikomu z dorosłych. Bynajmniej nie teraz. Jeszcze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro