༊·˚ ♡ | • Znajdziesz kogoś • | ↷

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Izuku Midoriya nie był osobą agresywną, raczej miła i starającą się rozwiązać sprawy bez użycia przemocy.  Jednak dzisiaj coś poszło nie tak, definitywnie coś poszło nie tak.

Szkarłatna ciecz powoli skapywała na posadzkę z jego rąk, jednocześnie, gdy ta sama substancja była na całej twarzy fioletowowłosego znajomego z klasy, który potrzebował jak najszybciej opieki medycznej.

Nikt nie wiedział dlaczego do tego doszło, ale stało się, a skutki widoczne są teraz w drastycznej odsłonie. Mimo to nikt nie dopytywał, nikt nie prosił o wytłumaczenie.

Wzrok. Oceniający wzrok.

Niektórzy wyglądali na przerażonych inni tylko na zaskoczonych, ktoś nawet wydawał się być zły na niego za to zdarzenie, ale on tego już nie przyjmował do świadomości. Skupił się tylko na tych oczach, które potrafiły tylko krytykować, tylko oceniać.

Dlaczego wszyscy się od niego odwrócili? Nie zrobił nic złego. Nic na tyle złego, aby na to zasłużyć, aby być zmuszonym do czucia tego wszystkiego na własnej skórze.

Jego wzrok już dawno oglądał podłogę, a zmysły mimo iż wracały na swoje miejsce, wciąż wariowały, zamazując się i łgając jego umysł. W pewnym momencie nie potrafił nawet ogólnie stwierdzić co się dzieje, ani gdzie się znajduje.

Poczuł ucisk w klatce piersiowej, jednocześnie coś jakby ukłucie. 

Czemu nikt nie pyta jego, czy dobrze się czuje? Czemu nikt nie oferuje mu swojej pomocy, czy miłości? Dlaczego to znowu on jest pozostawiony sam?

Sam jak palec.

Nie wiedział kiedy dokładnie, ale gdy wróciła do niego świadomość znajdował się już na szczycie schodów gnając ciemnymi korytarzami do odizolowanego miejsca.

Czuł się beznadziejnie, źle, okropnie. Potrzebował jej wsparcia, ale jej nie ma. Dlatego chciał kogokolwiek, ale nie skończyło się to dobrze, jeszcze lepiej - całkowicie przeciwnie do tego co chciał. 

Bał się konsekwencji, bał się tego, że zobaczy jej zawiedzioną twarz.

Kiedy stał się taki agresywny? Dlaczego w ogóle to zrobił? 

Zamknął drzwi z niepotrzebnym trzaskiem, opierając o nie swoją obolałą i ociężałą głowę. Miał dość, miał całkowicie dość tego co się dzieje. Nie rozumie już nic, ani siebie, ani świata.

To wszystko jest jakieś ponad niego.

Nieosiągalne, nie na miejscu. 

Śni? Na pewno śni, nie ma innego logicznego wyjścia dla niego. To się nie dzieje na prawdę, zbyt przykre, zbyt pokręcone, poza jego charakterem, poza nim.

Nagle poczuł, jak drzwi lekko napinają się w jego stronę, więc automatycznie mocniej do nich przylgnął, nie mając zamiaru tłumaczyć się z czynu, którego nawet nie rozumie dlaczego dokonał. 

- Wiesz Deku...- głos tak mu znany, ale niespodziewany w tym momencie, w takiej okoliczności i z takim miękkim, i łagodnym brzmieniem.- Zawsze Cię podziwiałem.- wyznanie płynące prosto z serca. Nie dało się tego ukryć, ani sfałszować, bowiem on za długo go zna, aby czegoś takiego nie wykryć.- Byłeś idealny, taki...- zaczął, ale najwyraźniej nie mógł znaleźć porządnego przymiotnika, ponieważ po chwili dokończył słowami- Idealny po prostu.

Tego się nie spodziewał. To nie coś co zwykle słyszy, nie od tej osoby, nie od nikogo poza nią. 

Oddech chwilowo zamarł mu w płucach, a oczy zaszkliły się, grożąc wylaniem w każdej możliwej chwili, choć wciąż czekające, jakby nie chcące ponownie wypłynąć (tym razem) w otoczeniu świadków - mimo iż uciekł.

- To, jak złamałeś tą swoją idealną reputację, było dla mnie... Niesamowite.- stwierdził, a on mógł przyrzec, że blondyn właśnie oparł swoją głowę o kawałek prostokąta, który ich oddzielał.- Jednocześnie przypomniało mi, że jesteś człowiekiem.- dodał nie czekając na żadną odpowiedź. Nie spodziewał się nawet, że ten będzie chciał z nim rozmawiać, ale skoro nadarzyła się taka okazja to skorzysta. Może i dla dobra ich obu.- Człowiekiem takim, jak my wszyscy.- wzmocnił swoje własne słowa, porównując go do reszty.- To na- nie dokończył swojej dalszej wypowiedzi, ponieważ drzwi nagle się otworzyły, a jego plecy uderzyły w podłogę z głuchym hukiem, który rozniósł się po niewielkiej części piętra.

On stał ze łzami w oczach, a blondyn wciąż zaskoczony tym co się stało, leżał, wpatrując się w nieziemskie szmaragdowe oczy. 

Dosyć szybko się podniósł, jakby wyczuwając presję, płynącą z całej tej niskiej osoby. Nie czekał jednak na żadne pozwolenie, wchodząc w głąb pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

Chciał coś powiedzieć, oboje chcieli, ale żaden nie potrafił wykrzesać z siebie ni jednego zdania, ni jednego słowa. Wpatrywali się tak w siebie, a słona ciecz połyskiwała, dzięki świetle księżyca, wpadającemu tutaj dzięki odsłoniętemu oknu.

- ...!- prawie krzyknął, gdy został pociągnięty przez blondyna do uścisku, ale w chwili, gdy znalazł się w ciepłych ramionach, który wydawały się go bronić przed całym światem - poddał się temu, zatapiając swoją głowę w ramieniu przyjaciela z dzieciństwa, ponownie opłakując swoją stratę, choć tym razem już nie sam.

Jego drżące ręce chwyciły delikatnie wyższego od siebie nastolatka, jakby był ostatnią deską ratunku od całkowitej zapaści na samo dno, jakby to on był archaniołem, który zstąpił na Ziemię, aby uratować go od piekielnych płomieni.

Czuł się bezpieczny, mile widziany, kochany. Tak samo, jak było, nim ona odeszła, tak samo, jak było, nim wszystko się zawaliło.

Scena, jak z filmu. Jakby spotkanie dwóch braci, którzy zostali rozdzieleni przez przeciwności losu i po tylu latach, wreszcie zobaczyli swoje twarze na nowo. Jakby dawni przyjaciele, których drogi rozeszły się przez wojnę, zobaczyli siebie żywych i całych, po jej zakończeniu.

Oni byli inspiracją dla tych scen, nie odwrotnie.

Nie czuli się, jakby to grali. Robili to co uważali za słuszne i mimo iż często (może za) dokuczali sobie, to kochali siebie nawzajem, jak rodzeństwo.

- Jeśli mnie... kochała...- jego drżący głos odezwał się wreszcie, zbierając w sobie siłę, na zadanie tego jednego pytania, na dokończenie wypowiedzi.- Dlaczego... Dlaczego odeszła?- oczy ponownie się zaszkliły, ale tym razem nie wyleciała żadna kropelka, jakby czekając na odzew.

Był on spokojny, cichy, ale nie na tyle, aby nie usłyszeć, dziwnie ciepły i jakby... Szczery. Szczery do bólu, choć piękny.

Księżyc zdążył schować się za chmurami dla tej sceny, a w pokoju znowu zawitała ciemna postać, do której wyciągnął rękę tak delikatnie, że przytulający go blondyn nawet nie poczuł, że coś jest nie tak.

"Weź moje ciało" 

Słowa te znowu wypowiedziane bezgłośnie, mimo wszelakich prób użycia do tego choć jednego słyszalnego słowa. Mimo to wiedział, że osobistość go usłyszała, że go zrozumiała, a delikatny uśmiech, który zobaczył na jego twarzy upewnił jego zdanie na ten temat.

- Wszystko czego chcesz i wszystko czego potrzebujesz to...- jego głos równie miły i przyjemny co blondyna, ale w tym wydawało się być coś matczynego, coś czego mu tak bardzo brakowało.- ... Znaleźć kogoś.- postać dokończyła swoją wypowiedź, a gdy jego usta lekko zadrgały, dodała pośpiesznie, ale bez stresu, czy jakiegokolwiek przymusu sił wyższych.- Znajdziesz kogoś.- zapewnił, odpływając wraz z pojawiającym się blaskiem księżyca, który ponownie rozświetlił ciemny pokój.

Dopiero po tym poczuł, jak budzi się z czyjegoś ramienia, jak otwiera oczy i widzi tylko pusty pokój z blondynem, którego wciąż nie puścił.

Dlaczego tak bezpiecznie się czuł? Nie wie, nie musi wiedzieć. Dopóki on tu jest - wszystko pójdzie dobrze, a on nigdy nie zniknie, nigdy nie powinien.

Ona też nie powinna, choć to zrobiła z niewiadomych dla niego samego powodów. Był aż tak zły? Nie, to nie jego wina, ani jej. 

Przypadek, nieszczęśliwy przypadek, który zdarzył się im.

Wypadek, to był zwykły wypadek i nic nie mógł na to poradzić, ona też nie dała rady. 

Trzeba jednak żyć dalej, bowiem czas się dla nas nie zatrzyma, ponieważ są ludzie, którzy potrzebują jego przebycia, aby móc dalej się wznosić.

Wznosić ku wolności, ku własnym pragnieniom.

Ciche chrapanie dobiegło obok niego, a on uśmiechnął się delikatnie, samemu zamykając oczy. 

Nie bał się koszmarów, nie ma się czego w nich obawiać, ponieważ obok niego ma swojego bohatera,

tego, który uratował go i zrobi to ponownie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro