19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mam już dosyć! Nie możesz wywierać na nas presji Riccardo! – to usłyszeli pierwszoklasiści, kiedy weszli do pokoju klubowego.

Panowała okropnie napięta atmosfera, Cornelia spojrzała niepewnie na Ariona, później na JP. Już wiedziała, że szykuje się kolejna sprzeczka. Westchnęła cicho po czym usiadła na ławce koło Sama. Riccardo tłumaczył Doug'owi, że to był pierwszy mecz odkąd jest w drużynie, który sprawił mu przyjemność. Jednak McArthur był nie ugięty, wspomniał nawet o tym, że Piąty Sektor może w najgorszym wypadku rozwiązać drużynę.

- Jak to rozwiązać drużynę? – zawołali równocześnie Cornelia oraz Arion.

- Tak było wcześniej, – odezwał się oparty o ścianę Gabriel. – bardzo wiele drużyn zostało rozwiązanych za karę.

- I pewnie o tym też nie wiedzieliście. – dodał jadowicie siedzący przy stole Kaiser.

Cornelia chwyciła się obiema dłońmi za głowę i zaczęła gorączkowo myśleć. Jak to za karę rozwiązywali drużyny? Przecież to nienormalne! Cały ten system był chory! W tle słyszała o tym, jak starsi koledzy mówią o tym, że wolą już taką farsę niż jeżeli mieliby nie grać w ogóle. To było przykre, przecież ona i niektórzy inni zawodnicy walczą właśnie o to by móc grać bez ustawionych wyników. Dlaczego reszta drużyny nie może tego zrozumieć? 

Kiedy tak rozmyślała usłyszała skrzypnięcie ławki co znaczyło, że ktoś koło niej usiadł. Podniosła lekko głowę, wtedy jej piwne oczy spotkały się z niebieskimi, które należały do Gabriela. 

- Cornelia – zaczął mówić łagodnie. – wiem, że jest ci trudno to wszystko zaakceptować ale musisz też nas zrozumieć.

Rudowłosa skinęła niepewnie głową.

- Staram się was zrozumieć, – przyznała wstając z ławki. – ale jeśli teraz wszyscy nie postawimy Piątemu Sektorowi to prawdziwy football nigdy nie wróci.

Po tych słowach ruszyła w stronę swojej szafki, otworzyła drzwiczki na oścież i zaczęła się przebierać w strój klubowy. Ade miał racje, z każdym kolejnym razem będzie jej tylko łatwiej z przebieraniem się wśród chłopaków. Humor jej się pogorszył, ale przecież dalej jest nadzieja na to, że starsi koledzy przyłączą się do buntu. A przynajmniej ona na to liczyła.

Po jakiś dziesięciu minutach, cała drużyna stała już na boisku. Kiedy Riccardo chciał przeczytać dzisiejszy plan treningu, nagle połowa drużyny zaczęła iść w przeciwny kierunek. Cornelia czuła jak w środku jej ciała rośnie gniew, naprawdę mają zamiar się tak zachowywać? Są drużyną do jasnej cholery!

- Spróbujcie nas zrozumieć – zaczął mówić Ade z smutnym uśmiechem na ustach. – my przede wszystkim chcemy chronić naszą drużynę.

- Ale Ade... – rudowłosa chciała zatrzymać czarnowłosego, jednak ten zdążył już dołączyć do tamtej grupki.

Kapitan zmarszczył lekko brwi, po czym usiadł na ławce i coś poprawiał w planie treningowym. Cornelia powolnym krokiem ruszyła w stronę Di Riggo, po czym również usiadła i przyglądała się jego ruchom. Ale bardziej skupiła się na swoich myślach, niż na tym co robi kapitan Riccardo. Nie mogą przecież zignorować faktu, jak pozostała część drużyny się czuje, też nie mogą ich zmusić do zmiany zdania. Cornelia w pewnym momencie położyła swoją głowę na ramieniu kapitana, po czym cicho westchnęła.

- To wszystko jest chore... – przyznała na co Riccardo tylko skinął głową.

***

Ostatecznie i tak cała drużyna ćwiczyła razem. Cornelia się rozciągała, do momentu gdy na boisku nie pojawił się Victor Blade. Rudowłosa czuła, że jego pojawienie się nie wróży nic dobrego. Granatowłosy podszedł do siedzącego na ławce trenera Evansa i oświadczył, że chce zagrać w następnym meczu. Wszyscy stanęli w miejscu zaskoczeni słowami Victora, Eugene nawet stwierdził, że jest to wyrok dla ich drużyny. Cornelia w tym czasie modliła się w duchu, by okazało się to jednym wielkim żartem. Przecież Victor to jeden z Cesarskich, który został wysłany przez Piąty Sektor by pilnował drużynę Raimon'a. 

Trener Evans jedynie się uśmiechnął w jego stronę.

- Niech ci będzie, – powiedział w końcu mężczyzna. – wyjdziesz w pierwszym składzie. 

Wszyscy zawodnicy, razem z menadżerkami oraz panią Hills, mieli szeroko otwarte usta ze zdziwienia. Victor jedynie oznajmił, że zamierza grać tak jak sam uważa, po tym odezwał się kapitan Riccardo który powiedział, że Blade jest Cesarskim i na pewno będzie chciał sabotować drużynę podczas meczu. Cornelia była tego samego zdania, nie chciała by Victor grał, nikt z drużyny nie był szczęśliwy z tego powodu. Szczególnie zły był Di Riggo, który próbował dowiedzieć się od trenera, dlaczego ten się zgodził.

- A właśnie kapitanie, – zdenerwowany Riccardo spojrzał na Victora. – dla twojej informacji waszym kolejnym przeciwnikiem będzie szkoła Wszechmocnych. Przegrywacie jeden zero.

Wszyscy zawodnicy zmarszczyli brwi na tą informacje, w tym również rudowłosa. Victor odszedł z boiska natomiast bramkarz stwierdził, że granatowłosy zamierza rozegrać ten mecz tak jak wyznaczył to Piąty Sektor. Wtedy wtrącił się Eugene który zaproponował podporządkowanie się rozkazowi, ponieważ wtedy może klub nie zostanie rozwiązany. Ale jego pomysł został zaprzeczony przez Gabriela który stwierdził, że organizacja chce ukarać całą drużynę przez nieposłuszeństwo. Cornelia zdenerwowała się bardziej, nie dość, że drużyna jest podzielona to jeszcze teraz ten głupi rozkaz. Co mają teraz zrobić? Czy to faktyczny koniec drużyny Raimon'a?

Wtedy odezwał się Arion.

- Przecież to niedopuszczalne! – oczy Sherwind'a aż świeciły z złości. – Karanie zawodników za chęć do gry fair to jakiś obłęd! Tak przecież nie powinno być, jestem pewien, że football czuje to samo!

- A czy to wszystko nie jest przypadkiem tylko twoją winą? – w tym momencie głos zabrał Kaiser. – Gdybyś nie dołączył do drużyny, nie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji. Wszyscy wiedzieliśmy jak ten system wygląda, wiedzieliśmy jaka jest cena ale dostosowaliśmy się do tego ponieważ nadal chcemy grać w piłkę nożną. I przestań odbierać nam resztki naszego sportu! 

Cornelia myślała, że się przesłyszała.

- Odbierać wam? Przecież on tylko walczy o wolny football! – dziewczyna wyszła przed niebieskookiego i skrzyżowała swoje ramiona na klatce piersiowej. – Co jest złego w walce o wolny sport?!

- Spójrz do czego to doprowadziło! – Ballzack był nieugięty. – Teraz, tracimy wszystko co wypracowaliśmy i to przez niego! 

Zapadła głucha cisza, Cornelia oraz Kaiser dalej toczyli między sobą bitwę na mordercze spojrzenie, żaden z nich nie chciał odpuścić. Jednak w pewnym momencie rudowłosa oderwała wzrok i rozejrzała się po starszych kolegach, widziała w ich oczach żal oraz nieopisany smutek. Nie wiedziała co może zrobić by im pomóc, dlatego tylko cicho westchnęła po czym stanęła koło Sky która patrzyła na nią zmartwionym wzrokiem. Nagle do trenera podszedł Doug, który oświadczył, że chce zrezygnować z drużyny czym zaskoczył wszystkich zawodników. Fioletowłosy trzecioklasista stwierdził, że nie chce już się w to angażować po czym odszedł w stronę szatni.

- Doug odszedł? – zapytał sam siebie Kaiser, który po chwili zacisnął dłonie w pięści. – Wiesz kto wydał wyrok na drużynę piłkarską Raimon'a?

Wszyscy spojrzeli na ciemnookiego napastnika.

- To nie Piąty Sektor, ani Victor – w tym momencie oczy napastnika płonęły czystą nienawiścią. – To właśnie ty odpowiadasz za jej zniszczenie!

Piwne oczy Cornelii rozszerzyły się do wielkości talerzy, gdy usłyszała słowa Kaisera. Po chwili jednak zmarszczyła brwi i starała się z wszystkich sił zachować spokój. Jak on śmie tak mówić?! Przecież to kłamstwo! To nie jest wina Ariona, tylko tego pieprzonego systemu! Pewnym krokiem wyminęła Ariona, po czym stanęła oko w oko z Ballzackiem.

- Co jest z tobą nie tak?! – emocje wreszcie wzięły nad nią górę. – Naprawdę już tak nisko upadłeś, że obwiniasz kogoś o zniszczenie drużyny?! Ty się dobrze czujesz?!

Kaiser cicho prychnął.

- No oczywiście, powiedziałem prawdę to już chcesz zacząć kłótnie. – chłopak położył swoją dłoń na biodrze i lekceważąco spojrzał w piwne oczy dziewczyny. – Czego można było się spodziewać po dziewczynie w drużynie piłkarskiej.

Cornelia chciała już coś odpowiedzieć, jednak niebieskowłosy kontynuował. 

- Jeśli tak źle ci w naszej drużynie, to wynoś się i idź wypłakać do mamusi. – po tych słowach dziewczyna poczuła, jak coś w niej pęka.

Przez chwilę rudowłosa czuła się tak, jakby nie mogła oddychać. Świat dla niej się zatrzymał w tym momencie, a jedyne co czuła to to, że jej oczy powoli zachodzą łzami. Jej dłonie również drżały a sama dziewczyna starała się ze wszystkich sił nie rozpłakać. Arion oraz JP spojrzeli na siebie niepewnie, martwiąc się o stan przyjaciółki. Cornelia nie odpowiadała na pytania, które zadawała jej Sky, pani Celia czy nawet kapitan Riccardo. Stała po prostu cicho, a to najbardziej niepokoiło wszystkich.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym się jej wypłakać, ale niestety tego nie zrobię – mówiła spokojnie ze spuszczoną głową, którą po chwili podniosła i spojrzała z załzawionymi oczami na napastnika. – to dlatego, że została zamordowana pięć lat temu przez mojego ojca.

Po tych słowach, nawet się nie żegnając, opuściła boisko po czym ruszyła do szatni. Słyszała za sobą wołania menadżerek, pani Hills a nawet JP i Ariona, ale ignorowała je. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, chciała wrócić do domu i odpocząć od tego wszystkiego. Po szybkim przebraniu się wyszła z ośrodka, po czym powolnym krokiem szła do swojego domu. Pozwoliła by łzy spłynęły jej po twarzy, nawet nie chciała ich ścierać bo wiedziała, że za chwile i tak zjawią się nowe. Kiedy weszła do domu nie zastała ani Henry'ego ani cioci, co w duchu ją ucieszyło bo nie musi się tłumaczyć dlaczego wygląda jak siedem nieszczęść. 

Kiedy położyła się na łóżku, zaczęła płakać. Właściwie nie można było tego nazwać nawet płaczem, to było prawdziwe wycie rozpaczy. Była załamana tym, że jej mama nie żyje, była zła na Kaisera i na cały ten pieprzony system. Drżącą dłonią wyjęła spod koszuli zegarek na łańcuszku, po czym mocno go do siebie przytuliła.

- Dlaczego cię nie ma... kiedy najbardziej cię potrzebuje... – po tych słowach zamknęła oczy a z jej oczu zaczęła lecieć kolejna stróżka łez.

***

Kaiser szedł właśnie szybkim krokiem pod numer domu, który dostał od Ariona. Nie dość, że zaliczył niezły ochrzan od wszystkich z drużyny, to jeszcze teraz musi biegać i szukać domu Cornelii. Sam przed sobą przyznał, że faktycznie nie zrobił dobrze ale skąd miał wiedzieć? Czytać w myślach przecież nie umie. Kiedy wreszcie stanął pod wskazanym adresem, nie mógł się nadziwić tym jak wielki był to dom. Brama była uchylona, więc bez żadnego zastanowienia wszedł na posesje po czym stanął pod drzwiami domu i zapukał. Nikt mu nie otworzył, więc zapukał ponownie, ale wtedy drzwi się uchyliły.

Kaiser był zaniepokojony, jednak po chwili wahania wszedł do środka. Ściągnął buty po czym rozejrzał się dookoła, po czym jego wzrok utkwił w schodach które prowadziły na piętro. Niepewnie zaczął iść w górę, a do jego uszu dochodził jakiś dźwięk, im dalej szedł tym wyraźniej słyszał płacz rudowłosej. Wreszcie doszedł do drzwi, które były lekko uchylone a dźwięk płaczu rozchodził się właśnie z tego pomieszczenia. Chłopak westchnął cicho, po czym wszedł do pokoju.

To co zastał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zobaczył Cornelię, która siedziała z podkulonymi nogami na parapecie, ubrana w krótkie czarne spodenki oraz jasną bluzkę z długim rękawem. Rude włosy były rozpuszczone a twarz była schowana między kolanami, Widział również, że dziewczyna się trzęsła, a w pomieszczeniu rozchodził się jej płacz. Nie mógł uwierzyć w obraz, który aktualnie widzi. Nie przypuszczał nigdy, że ujrzy Cornelię w takim stanie i wewnętrznie poczuł się okropnie.

Bo to przez niego i jego głupi komentarz jest teraz w tym stanie.

- Cornelia... – to jedyne co umiał powiedzieć w tym momencie. 

Dziewczyna na dźwięk głosu uniosła głowę, wtedy też napastnik mógł zobaczyć jej opuchnięte od płaczu oczy oraz czerwoną twarz. Piwne oczy wpatrywały się w jego ciemne tęczówki, ale nie było to wrogie spojrzenie. Jej spojrzenie było pełne bólu oraz smutku. Kaiser nie miał pojęcia co zrobić, jednak po chwili zdecydował się podejść bliżej siedzącej na parapecie dziewczyny. 

- Po co przyszedłeś? – zapytała zachrypniętym od płaczu głosem.

- Cornelia, chciałem cię przeprosić – gdy był już blisko dziewczyny, położył swoją dłoń na jej ramieniu. – nie powinienem był mówić tego tekstu na boisku. 

Cornelia nic mu nie odpowiedziała, tylko spojrzała w okno. Nie wiedziała co ma o tym myśleć, przecież on nie wiedział o tym wszystkim. Miał prawo to powiedzieć. Może ona za bardzo to wszystko wyolbrzymiła? Ponownie spojrzała na Kaisera, który z coraz większym niepokojem w oczach czekał na jej odpowiedź. 

- Nie wiedziałeś o tym, nie mam prawa się na ciebie gniewać o to. – przyznała po czym wyprostowała nogi i spróbowała stanąć na podłodze. 

Jednak jej nogi podczas siedzenia w jednej pozycji zdążyły tak zdrętwieć, że kiedy chciała stanąć upadła od razu na kolana. Ballzack wystraszył się, że dziewczyna zasłabła więc szybko przy niej kucnął. Kiedy obejrzał dokładnie jej twarz, zasmucił się jeszcze bardziej tym, że to z jego powodu jest w tak opłakanym stanie. Cornelia spojrzała prosto w jego ciemne oczy, po czym gwałtownie przyciągnęła go do uścisku.

- Tak za nią tęsknie... – mówiła drżącym głosem, wtulając swoją głowę w jego klatkę piersiową. – nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym ją znów zobaczyć. 

Kaiser nie wiedział za bardzo co ma zrobić, dziewczyna nagle go przytuliła ale nie odepchnął jej od siebie. Niepewnie objął ją swoimi ramionami, przyciągając ją jeszcze bliżej pozwalając przy okazji by ta się wypłakała. Do jego uszu ponownie doszedł dźwięk jej szlochu, dlatego instynktownie zaczął lekko kołysać swoim ciałem by chociaż trochę uspokoić dziewczynę. Wtedy też do jego głowy przyszedł pomysł, głupi ale możliwe, że skuteczny.

- There will come a soldier, who carries a mighty sword. He will tear your city down, o lei o lai o lord. O lei, o lai, o lei, o lord. He will tear your city down, o lei o lai o lord. – miał ochotę się zapaść pod ziemię, ale to było jedyne co przyszło mu do głowy.

Z każdą kolejną zwrotką czuł, że dziewczyna mniej drży oraz, że powoli się wycisza. Kiedy skończył śpiewać dostrzegł, że dziewczyna zasnęła w takiej pozycji w jakiej byli co sprawiło, że Kaiser się zarumienił. Ostrożnie podniósł dziewczynę, po czym położył ją w łóżku i przykrył białym kocem. Przyjrzał się dziewczynie, która teraz spokojnie spała i odetchnął z ulgą. Poprawił koc i wyszedł z pokoju, w domu nadal nie było nikogo dorosłego, więc bez większego zastanawiania ubrał buty i wyszedł. 

Miał tylko nadzieje, że dziewczyna nie zrobi nic głupiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro