'' Kochasz go...''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciłam do domu cała załamana, zdruzgotana i zapłakana. Moi rodzice siedzieli popijając kawę i śmiejąc się ze swoich wspomnień. Dawno nie widziałam taty. Praca. Zapewne jeszcze niedawno rzuciłabym się mu w ramiona, ale nie dziś...Straciłam Go...Nagle przybiłam sobie mentalną piątkę w myślach. Przecież halo? Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Istnieją telefony, social media... Wyciągnęłam telefon z kieszeni i przystawiłam do ucha. Wybrany numer nie istnieje... Zwróciłam na siebie uwagę rodziców głośnym wybuchem płaczu. Moja mama powolnym krokiem podeszła do mnie i przytuliła. Oddałam uścisk i zaniosłam się kolejną falą płaczu.
- Wyjechał?- wyszeptała,  a ja pokiwałam twierdząco głową.- Nicholas, proszę, zostaw nas samych.- zwróciła się do mojego taty.- A teraz od początku opowiadaj, co się stało, pomijając fakt, że zostanę babcią.

Spojrzałam na nią z przerażeniem.
- A...a....ale skąd....
- Wiesz, twoje przyjaciółki są czasami bardzo wygadane z naciskiem na bardzo. Ale nie bój się, nie mam ci tego za złe. To twoje życie i to ty za nie decydujesz. Nie musisz skarżyć się mamusi. Chociaż o takich ważnych sprawach, jak to, że będziesz matką, mogłabyś mnie poinformować.
- Mamo...co...co teraz będzie?- wyjąkałam.
- Kochasz go?
-Tak, mamo. Kocham go. Ale to nie ma sensu...- moja rodzicielka mi przerwała.
- Nigdy, ale to nigdy, nie mów, że miłość nie ma sensu. Muszę ci coś powiedzieć. Przepraszam za moją bezpośredniość, nie obraź się, ale jesteś głupia.- szeroko otworzyłam oczy na słowa mojej mamy. Tak, wiele razy słyszałam takie określenie, ale inaczej jest, jak to ci powie niewiele mądrzejsza Amber, a jak twoja własna matka.- Wiesz, dlaczego to mówię?
- Szczerze powiedziawszy to nie.- przyznałam.
- Bo ja na twoim miejscu, teraz pakowałabym walizkę i rezerwowała najbliższy lot do Paryża, a nie siedziała w pidżamie i płakała, że wszystko skończone. Zawalcz, o prawdopodobnie miłość swojego życia. Bo coś tak wspaniałego przydarzy ci się tylko jeden, jedyny raz. W życiu nie ma wiele prawdziwych miłości. Jest tylko ta pierwsza, najważniejsza.
- Ale mamo, ja nawet nie wiem, czy on naprawdę też mnie kocha...
- Masz rację. Nie wiesz i się nie dowiesz, jeśli dalej będziesz tu siedzieć z tymi, jakże irytującymi kapciami w jednorożce!- krzyknęła załamana kobieta.
- Mamo, co ty masz do jednorożcy?!- z udawanym oburzeniem, odezwał się mój brat, Scott.
- Jednorożce to symbol miłości lesbijskiej, homoseksualizmu i seksu grupowego!- wyliczała na palcach.
- Kto ci takich głupot naopowiadał?! Te zwierzaczki są najsłodsze na świecie!- mój braciszek, stuprocentowy mężczyzna.
- Kto mi to naopowiadał?! Twoja katechetka, synu. Myślisz, że nie wiem o tym zagrożeniu z religii?- wycelowała w niego palcem.
- Dobra.- uniósł ręce w geście poddania.- Ja tu sobie chcę pożartować, a ty do mnie wyskakujesz z zagrożeniem z religii.

Moja mama złożyła dłonie, jak do modlitwy.
- Miej mnie Boże w opiece. Pilnuj, żebym nie wzięła najostrzejszego noża jakiego posiadam i nie dźgnęła nim pustaka, zwanego moim synem.
Roześmiałam się na słowa mamy, a Scott zostawił nas same, udając obrażonego.
- Dziękuję, mamo.-ścisnęłam lekko jej rękę, leżącą na kuchennym blacie.
- Pakuj się...

Nie pozwolę ci tak po prostu odejść...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro