12. Ty wstrętny chłopcze, pamiętasz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Ania wysiadła z dwukółki i popatrzyła na Zielone Wzgórze, które spało w ramionach Zimy. Mateusz poszedł zaprowadzić Bell do stajni, a tymczasem jego podopieczna podbiegła do ogołoconej wiśni i przytuliła policzek do jej pnia. Łzy — ni to wzruszenia, ni żalu — popłynęły jak żródełko po Zielonym Wzgórzu. Chropowata kora głądziła jej skórę, a dziewczyna dygotała lekko, gdy zimne krople spadały ku ziemi. 

      Sama nie wiedziała skąd te łzy. Nie pochodziły na pewno z Otchłani Rozpaczy, gdyż Ania Shirley od dawna tam nie była. Nie były także mieszkankami jej Imaginacji, nie przyszły za sprawą Kate z zegara czy też nie uciekły przed wspomnieniami z sierocińca. Ania Shirley płakała, nie wiedząc, co tak naprawdę się stało. Jej nogi były jak z waty, a ręce nagle zaczęły potrzebować sznurków, niczym u teatralnej lalki. Przylgnęła mocniej do wiśni i zamknęła oczy.

      — Moja Królowo Śniegu, co poszło nie tak? Nie rozumiem już siebie, ani tego chłopca. Myślałam, że jest głuchy, ale, Królowo Śniegu, on słyszy wszystko to, co ci szepczę, co czuję. Królowo, nie chcę tego czuć. — Sięgnęła ku grubej gałęzi, do której podsadzał ją Jerry. Nagle odległości od ziemi do ramienia wiśni zdawała się być mniejsza; Ania podskoczyła i chwyciła mocno gałąź, wchodząc na drzewo. Oparła się plecami o pień i popatrzyła na rozświetlone okno swojego pokoju. Widać Maryli już nie zależało tak bardzo na świecach. — Twoja Kordelia już nie wie, co czynić — szeptała. — Ach, denerwuje mnie ten chłopak! A może ja sama siebie denerwuję? Gdybym mogła być tak piękna jak ty, tak ulotnie piękna i zniknąć na zimę, nie musieć być pośród tego wszystkiego. Och, Królowo Śniegu, zamień mnie w jeden ze swych kwiatów, może jakaś dziewczynka będzie mnie potrzebować do swego obrazu Avonlea? Może będę w bukiecie Prissy lub kochana Diana przyozdobi mną swą sukienkę? — Rozmarzyła się.

     — Aniu? Aniu Shirley - Cuthbert, co ty robisz na drzewie? — Maryla wyszła z domu, okrywając się grubym szalem. — Zejdź natychmiast, moje dziecko i zjedz kolację.

      — Ach, Marylo! — jęknęła Ania. — Jak Maryla może mówić o jedzeniu, gdy moje serce drży z niepewności i rozpaczy?

      — Nie drży, lecz burczy i nie serce, a twój żołądek, młoda damo. Zejdź na ziemię i nie rozpaczaj, już ja znam twoje dziury smutku.

      — Otchłanie Rozpaczy, Marylo, to są Otchłanie! — Shirley odrzuciła głowę w tył i zamknęła oczy. Śnieg prószył na jej krótkie włosy, jakby chciał przykryć Wiosnę, która okryła je niedawno zielonymi pasmami. — Zostanę tu na wieczność, będę siedziała na tej wiśni, aż nastąpi lato, aż znów przypłynie prom do Charlottetown. Wtedy możecie mnie przenieść za źródełko, zajmą się mną nimfy i już nigdy nie będę musiała chodzić do szkoły. Marylo, czy nie pięknie byłoby być nimfą? Taką ziewną, lekką... Tak, gdybym była nimfą, życie byłoby od razu piękniejsze. Nimfy mają piękne, źródlane włosy, które mienią się jak tafla wody o poranku, a ich cera podobna jest do niezdeptanej plaży... Pojedźmy na plażę, Marylo! Może stamtąd zabierze mnie jakiś łaskawy wietrzyk i uniesie nad Wyspę Księcia Edwarda! — zakończyła, chowając twarz w dłoniach.

     — Mateuszu, wejdź po nią, jeśli łaska. — Pani Cuthbert popatrzyła na swojego brata z oczekiwaniem. Mateusz tylko pokiwał głową i skierował się do stodoły po drabinę. Gdy zniknął w drewnianym budynku, jego siostra oparła się o pień. — Więc... co też takiego uczynił ci Gilbert Blythe, moje dziecko, że też Małgorzata opuściła swoją werandę, z której widać Avonlea i przyszła do mnie pomówić o tobie? Podobno pani Sloane też ma cię na języku. Dziecko, czy ty musisz być wiecznie na ustach wszystkich? — Zaśmiała się cicho. Ania popatrzyła na nią z góry i wytarła oczy. — Małgorzata, chwal Panie jej serce, porzuciła na szczęście pomysł twojego zamążpójścia z Karolem. To dobra kobieta, a ty, moja droga, kolejny raz doprowadzasz ją do kołatania serca. Zlitujże się nad biedną panią Linde!

      — Niech pani Linde zlituje się nade mną, Marylo! — Ania przylgnęła do drzewa, bojąc się upadku z wysokości. Mateusz szedł już od strony stodoły z drabiną, zapadając się w śniegu po kostki. — Byłam tak głupia, kochana Marylo, taka głupia, żem tam z nim została!

      — Nie dramatyzuj, młoda damo. —Pani Cuthbert pomogła bratu przystawić drabinę do pnia i przytrzymała ją, gdy ten wchodził na górę. — Krzywda ci się nie dzieje.

      Trzecia wiadomość od kwiatów: Wielką krzywdą było dla mnie bicie mojego serca, Gilbercie, bo poczułam je dotkliwie i mocno, gdy na mnie spojrzałeś.

     Mateusz wyciągnął ręce do Ani i powoli przysunął ją do szczebli drabiny. Rudowłosa przytuliła się do niego i pozwoliła, by postawił ją przy sobie. Chłodne dłonie pana Zielonego Wzgórza otarły łzy z jej policzków, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, przykryty zakłopotaniem. Zszedł pierwszy i patrzył, jak jego podopieczna stawia stopy na kolejnych szczeblach, licząc przy tym do dziesięciu. Zimowe powietrze drażniło jej usta i siekało je, a dłonie wydawały się zgrabiałe. Gdy zeszła na ziemię, prawie spadając z ostatniego stopnia, przytuliła się mocno do sukni Maryli. Siwa kobieta pogłaskała ją po włosach i spojrzała na Mateusza lekko zdezorientowana. 

     — Już dobrze, Aniu — szepnęła. — Kobiety Cuthbertów są silne.

      — A czy kobietom Cuthbertów wypada płakać, Marylo? — Uniosła ku niej spojrzenie i Maryli aż ścisnęło się serce.

***

     Gilbert usiadł przy pustym stole i obrócił w dłoniach błękitną wstążkę, znalezioną w szufladzie ojca. Taką samą dostrzegł na włosach Ani w Boże Narodzenie i ten widok zapadł mu w pamięci. Dotknął delikatnego, choć wypłowiałego materiału i popatrzył na oblodzone okno przed sobą. 

     — Patrzcie! Marchewka! Marchewka! — Pochwycił koniec jednego z jej długich warkoczy i pociągnął ku sobie, wołając przenikliwym szeptem.

     — Ty wstrętny chłopcze! Jak śmiałeś?! — Ania cisnęła swą tabliczką szyfrową w głowę Gilberta, cisnęła z taką siłą, że tabliczką pękła.

      Zaśmiał się z samego siebie. On, tak pewny siebie chłopak, który wtedy nie przywykł, by jakaś z dziewcząt Avonlea nie odpowiedziała na jego spojrzenie, ten, o którym powiedziała, że jest zbyt zuchwały, by mrugać do obcej dziewczynki... Siedział sam i myślał o niej, trzymając w dłoniach dawny podarek swego ojca dla jej opiekunki. Czyż to nie było komiczne?

     Gilbercie Blythe, doprawdy, Ania Shirley prędzej dogada się z poszukiwaczami złota z Avonlea niż z tobą. Prędzej jej włosy stracą rudą barwę lub też naprawdę przybierze postać marchewki niż spojrzy na ciebie łaskawie. Och, gdyby te pomarańczowe warzywa miały oczy, na pewno zerkałyby na ciebie przychylniej, Gilbercie Blythe'cie. 

     Zakpił w duchu z własnych myśli i pokręcił z rezygnacją głową. Może i Ania Shirley wolała muzykę od niego. Ale to on nauczył ją słyszeć tekst pieśni, do której tańczyli. I którą znał na pamięć, bo tak bardzo chciał jej ją przedstawić. 

     Kocham cię, moja Aniu. Tak po prostu, bez wyobraźni, ale z całym mym sercem.

•♡•

Oglądam cracki i szipy z Anki i płaczę, matko orawska, co się dzieje
Mam nadzieję, że poprawiłam obraz pani Linde i Gilberta i ich charaktery już są w porządku!


Zostawiam Wam cudowną tapetę utalentowanej juna_herbstfuchs z IG, jestem zakochana w talencie tej pani!

Vinyamoie zaczęła pisać Pudelka Avonlea, wpadnijcie do niej zobaczyć co i jak i podsyłajcie koniecznie swoje prace, będę starała się o Was wspominać!

To FF (chyba) będzie ciut dłuższe niż oddychaj, Blythe, jak tak liczę ♡

Całuję mocno! Jeśli zrobiłam gdzieś błąd, mówcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro