Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się obudził i nie było nikogo
Usłyszał znajomy głos... Zwiadowco
Nie było już Kosiarzy, tylko przyjaciele
Którym zawdzięczał więcej niż wiele
Ale zdradził swój korpus podobno
Will Treaty, który był zwiadowcą

Malcolm przeszedł bezpiecznie przez hol, choć omal nie nakrył się własnymi nogami, gdy szedł na wysoki podest, na którym sztywno spał młody mężczyzna. Pochodnie które paliły się na ścianach, dawały jedynie słabe światło, ale Malcolm nie tylko potrafił przejść bezpiecznie przez mroczne pomieszczenie, ale i potrafił też zidentyfikować, że ofiara miała na imię Will i była zwiadowcą.

Nie musiał nic mówić, ani czynić. Młody zwiadowca jakby wzbudzony jego obecnością, otworzył o własnych siłach powieki.

- Już po wszystkim? Umarłem? - zapytał niemrawo Will, mrugając przemożnie oczami.

- Musiałeś zostać uśpiony. Nie wiem, co zamierzali ci twoi mężczyźni w czerni, ale już jest po wszystkim. Jesteś bezpieczny. Halt i Gilan też tu są. Wszyscy jesteście bezpieczni. Moi ludzie pod wodzą wspaniałego rycerza, twojego przyjaciela, przepędzili stąd wszystkich Kosiarzy.

Will ostrożnie usiadł, trzymając się za głowę, ponieważ czuł w niej mocne pulsowanie, które nie było wcale przyjemnym doznaniem.

- Kiedy wrócimy do mojej chaty, dam ci coś na ból głowy, ale teraz...

Will jęknął i bez udziału woli zmrużył jedno oko.

- Ale jak, Malcolmie? - zapytał Will, przerywając uzdrowicielowi. Nie obchodził go ból. Każdy ból jaki w obecnej chwili odczuwał, był wobec wszystkich zagadek właściwie niegodny uwagi. Ten na przedramieniu, który przeszywał go aż do zacieśnięcia zębów też był mu obojętny.

Will patrząc na Malcolma miał wrażenie, że śnił piękny sen.

- Kazałem mojemu człowiekowi śledzić cię na wypadek, gdybyś miał jakieś koszmary, ale to nie dlatego że ci nie ufam. Po prostu uważałem, że powinienem wiedzieć jak się czujesz, aby móc cię prawidłowo leczyć. Sądziłem, nie tyle, że nie chcesz mi powiedzieć, ale że nie umiesz tego wyrazić.

Malcolm próbował się jakoś wytłumaczyć, ale nie wiedział, że młody zwiadowca wcale tego nie oczekiwał. Nie wiedział jeszcze, że ten młody mężczyzna chciał mu tylko okazać swoją wdzięczność, nie robiąc mu żadnych wyrzutów.

- Kazałeś śledzić? Mnie? - zapytał Will z niedowierzaniem, że to o niego przez cały czas chodziło.

Malcolm nie zrozumiał zdumienia młodego zwiadowcy i obawiał się, że Will może mieć mu za złe nieczyste zagrywki, którymi go uraczył. Mimo, że to ocaliło mu życie.

Will nie mówił nic więcej. Tylko w ukrytym podziwie patrzył na przyjaciela, a potem nagle automatycznie przytulił go w mocnym ucisku. Wdzięczność jaką czuł, nie można było opisać właściwymi słowami, dlatego uścisk musiał wystarczyć.

- Dziękuję ci - powiedział Will, a jego głos był tłumiony przez materiał szaty uzdrowiciela. - Jesteś wspaniałym człowiekiem, Malcolmie. Znowu ocaliłeś mnie i moich przyjaciół. Nigdy nie spłacę tego długu.

Malcolmowi to w zupełności wystarczało. Will był bardzo szczery w swoich słowach. Nie było w nich krzty kłamstwa czy fałszywego pochlebstwa. Uzdrowiciel za bardzo znał młodego zwiadowcę, aby przeoczyć tak oczywiste sprawy.

Nieco dalej pod ścianą Horacy klęczał i przytulał obu zwiadowców, mając łzy szczęścia w oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro